czwartek, 20 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Niewiele pamiętam z dni nieświadomości. Tylko płomienie i ból, jakiego jeszcze nikt chyba nie doznał. Czułam się, jakbym umierała z wyczerpania torturami i jednocześnie odradzała się na nowe doznania. Nie mogłam jednak krzyczeć lub wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Nie mogłam uciekać, ponieważ moje kończyny nie słuchały moich poleceń. Byłam wszędzie i nigdzie.
A potem wszystko po prostu zniknęło - i ból, i płomienie. Ujrzałam światło i twarz pokrytą wieloma zmarszczkami. Uświadomiłam sobie, że już po wszystkim.
- Co to było? - zapytałam słabo Yonę. Głos miałam schrypnięty, więc musiałam odchrząknąć. - Co to było? - powtórzyłam wyraźniej.
- Nigdy nie słyszałem, by ktoś tak głośno krzyczał - za sobą usłyszałam sarkastyczny głos Vlada.
Yona rzuciła mu spojrzenie spode łba, podając mi dzbanek. Unosiły się z niego zielone pary, lecz zapach był nawet ładny. Skinęłam jej głową w podziękowaniu i napiłam się łyk. Nie miało smaku.
- A więc? - ponagliłam ją z odpowiedzią. Chciałam ją znać, ponieważ czułam się jakoś inaczej. Jakby... pusta. Jakbym straciła jakąś część siebie. I nagle zrobiłam się wściekła, a potem po prostu obojętna. Nic nie czułam. Już wiedziałam, co mi dolega. - Jak...?
- To rozmowa w cztery oczy - przerwała mi czarownica.  - Vladimirze, proszę, abyś wyszedł.
W normalnych okolicznościach zadrwiłabym z pełnego imienia Vlada, lecz teraz nie było mi do śmiechu, ani trochę.
Posłusznie wyszedł i już po chwili usłyszałam świst powietrza, gdy ucieka w stronę lasu. Zrozumiałam, że będzie czekał na mnie w domu.
- Powiedz mi, Yono, gdzie moje serce!? - wrzasnęłam przerywając napiętą ciszę.


Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Katherine zadeklarowała się by oddać energię Shevy. Ta, już to widzę.
Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, wiedząc, że ona zawsze ma swój cel, a bezintersowność jest jej obca.
Z czasem gdy Katherine wpadała w otępienie, Shevy zaczynała się budzić.
Najpierw otworzyła jedno oko, następnie drugie. Wyciągnęła drobne przedramiona ku górze rozprostowując je.
- Jev. Jev? - westchnęła - Jev! - gdy dokładniej się ocudziła wybałuszyła oczy i poczęła spoglądać na wszystkich dookoła. Szczególnie wpatrywała się w trupio bladą twarz Tepesa, którego uśmiech nie znał granic.
- Tepes? - bąknęła, a w jej oczach pojawiły się iskierki gniewu.
- Ha ha ha - zaśmiał się ze złowieszczą nutką w gardłowym śmiechu
- Zamknij ten kredowy ryj!
- Jev... - Shevy zaczęła przecierać oczy. W końcu jej wzrok padł na Yonę i granatowy kocioł. - Yyy - przygryzła wargę zniesmaczona.
- Shevy! Tak się cieszę - nie zważając na jej grymas przytuliłem ją do siebie.
- Idź, ty niedźwiedziu! - mruknęła odrywając się ode mnie. Zrozumiałem, że nadal nie odzyskała w pełni sił, a energia Katherine jeszcze do niej docierała. W dodatku mój stalowy uścisk nie działał na nią zbyt pozytywnie.
- Wyjaśnij mi co się stało! - zażądała, gwałtownie przy tym stając. Jednak straciła równowagę i prawie upadła, ale ją złapałem. Pomogłem jej wejść na fioletową sofę. - No mów! - mimo to nalegała.
- Cisza! - krzyknąłem - Ściągnij to. - wskazałem podbródkiem jej bluzkę.
Wampirzyca skarciła mnie złowrogim spojrzeniem i wymierzyła policzek.
Nie zabolało. Bo ona nie miała siły.
- Nie o to mi chodziło. - zaprotestowałem. Przysunąłem się do niej bliżej i położyłem jej dłoń na piersi, tam gdzie powinno znajdować się martwe serce. Ono biło.

<Katherine? Liczę na Twoje szybkie wybudzenie.>

niedziela, 16 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Wampirzyca zaczęła jęczeć, a ja robiłam się coraz bardziej niecierpliwa. Opary dziwnej substancji wydzielanej z ciała Shevy zaczęły rozprzestrzeniać się po pokoju. Zrobiło mi się od tego niedobrze. Skrzywiłam się.
- Chyba muszę wyjść - powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Nie! - krzyknęła czarownica. - Nikt nie może opuścić tego pokoju!
Tyle, że ja naprawdę muszę... - poskarżyłam się w myślach.
- Już niedługo, niedługo...
Przewróciłam oczami i zaczęłam grzebać w torebce. Wyjęłam telefon, odkrywając, że mam, aż dwadzieścia nieodebranych połączeń od Thomasa i Pavla razem wziętych. Super.
Urządzenie po chwili wybuchło mi w dłoniach, a ja podskoczyłam.
- Co do...?
- Technologia psuje magię - warknęła Yona.
- Ale żeby od razu psuć mi tel...!?
Uciszyła mnie spojrzeniem. Pochyliła się nad ciałem Shevy i zaczęła mruczeć coś pod nosem. Wampirzyca powoli zaczęła się uspokajać. Czarownica zmrużyła nagle oczy, niezadowolona.
- Potrzebuje energii - rozejrzała się po nas i utkwiła wzrok we mnie. - Ktoś musi oddać jej swoją energię.
- Ja mogę to zrobić - zaproponował Jev.
- Nie - odrzekła. - Ona musi to zrobić - wskazała na mnie. - Z was wszystkich ona jest najmniej zmęczona - spojrzała na mnie pobłażliwie. - Nie martw się, skarbie. Będziesz nieprzytomna zaledwie trzy doby.
- Nie ma mowy! - krzyknęłam. - Nie będę oddawać swojej energii! Trzy doby! Nieprzytomna! - prychnęłam.
- Inaczej ona umrze - czarownica patrzyła na mnie przenikliwie. - Czy twoje serce jest naprawdę tak z kamienia? A może chcesz udowodnić samej sobie, że to nie prawda?
- Moje serce nie bije od bardzo dawna - warknęłam, przybliżając się do niej. - I nie muszę niczego udowadniać samej sobie - zacisnęłam wargi. - Ale zrobię to. Niechętnie, ale to zrobię. Mam gdzieś, czy ona umrze, czy nie - taka prawda. I wiedz, że nie robię tego też dla oczyszczenia duszy. Robię to dla równowagi w narodzie.
Uśmiechnęła się.
- To się zobaczy - machnęła mi jakimiś ziółkami przed oczami. - A teraz śpij, Katherine - i zasnęłam.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Och - westchnąłem teatralnie - Dziękuje, że sobie o mnie przypomniałyście - popatrzyłem spode łba, głównie na Katherine. Stara dobra, niedobra Katherine. Zadufana w sobie. Gdy na nią teraz patrzyłem moje uczucie do niej wygasało z każdą chwilą. Czasem trzeba dać sobie spokój z kimś nieosiągalnym. A ona się nie zmieni. Nigdy. Bo to nie ja jestem jej prawdziwą miłością.
Czarownica jednak puściła moją uwagę mimo uszu. Zerwała się z krzesła bezszelestnie i wzięła ode mnie Shevy. Kobieta była bardzo silna jak na swą wątłą budowę ciała.
- Wygląda mi to na wywar ukusangana - stwierdziła rozszerzając powieki nieprzytomnej wampirzycy.
- Hę? - popatrzyliśmy na nią we trójkę ze zdziwieniem.
- Eliksir prowokujący halucynacje. - wyjaśniła - Stare wampiry, a takie głupie - mruknęła zarozumiale.
- Ale dlaczego tak źle je znosi? - spytałem cały czas obserwując czarodziejkę szeroko otwartymi oczyma.
- Bo to nie jest zwykły lek. - wkurzyło mnie, że użyła słowa "lekarstwo".
- Och, Jev, tak mało wiesz...
- Nic o mnie nie wiesz - wstałem i zwinąłem ręce w pięści.
- Przeciwnie, wiem o wiele więcej niż się spodziewasz. - położyła palce na skroni i zamknęła oczy - Ona cię przemieniła - spojrzała na Shevy - Kochałeś ją - nie odrywała wzroku od Shevy - Kochasz ją - wydawało mi się, że się poprawiła, ale tym razem patrzyła na Katherine. Przywódczyni dzielnie wytrzymała jej wzrok, ale ja nie wytrzymałem;
- Zajmij się Shevy, stara wiedźmo!! - wezbrała się we mnie fala gniewu i miałem ochotę cisnąć czymś w czarownice. Tak, zaatakować ją w jej własnym domu. Gdyby nie stan Shevy dawno bym wyszedł i trzasnął drzwiami. - Słucham. - posłałem jej prowokujące spojrzenie.
- Jev, uspokój się - szepnęła Katherine.
Miałem ich dość.
- Pospiesz się, wiedźminko. - ponagliłem czarownicę Jej pomarszczona twarz nie wyrażała emocji. Podeszła do kredensu i wyciągnęła m.in liści fiolkę z krwią pterodaktyla, ogon jaszczurki, jad kobry i kilka gałek ocznych borsuka. Wrzuciła je do wielkiego granatowego kotła i zamieszała metrową drewnianą łyżką.
Po kilku minutach gotowania, wlała zieloną i mazistą miksturę do szklanki i podała Shevy.
Przytrzymałem wampirzyce i otworzyłem jej usta, by czarownica wlała płyn do jej gardła. Następnie oślepił nas niewiarygodny blask i przez kilka sekund zaburzyło normalne widzenie.
Usłyszałem jak Tepes wymówił kilka przekleństw w języku włoskim i nawet jedną modlitwę.
Światło przecięło chrapliwy głos i pojękiwanie. Z Shevy chyba nie było do końca w porządku. 

<Katherine?>

poniedziałek, 10 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Dom był ogromny. I niczego sobie.
Wyciągnęłam dłoń, aby dotknąć idealnie wypolerowanej, złotej gałki drzwi. Były ciemne, w gotyckim stylu. Na środku widniała głowa lwa, pokazująca nam swe idealne uzębienie. Dotknęłam go delikatnie, a potem przejechałam również palcem po drewnie. Nie łatwo zachwycić mnie materiałem budowlanym, lecz to przerastało wszystko, co dotąd widziałam.
- Nie przyjechaliśmy tu podziwiać drzwi, Kat - mruknął obojętnie Vlad, odczytując moje myśli. Natychmiast zamknęłam swój umysł, lecz on tylko parsknął i podszedł bliżej do drzwi. Trzy razy zastukał złotą kołatką.
Przez chwile staliśmy w ciszy, słuchając jedynie odległego śpiewu ptaków. Już niedługo odlecą do Afryki, a pozostaną z nami nieliczne ptaki, na przykład kruki. Na samą myśl o tym zrobiło mi się przykro. Tęskniłam za Fiodorem, a jego piórko nosiłam na szyi każdego dnia niczym talizman. Podświadomie musnęłam je palcami, zdobywając tym spojrzenie Jev'a, który nie potrzebował daru czytania w umysłach, by wiedzieć, co mi chodzi po głowie.
- Może nikogo tam nie ma? - odezwałam się, przerywając napiętą ciszę. - Może Yona wyjechała?
- A wraz z nią cały dwór? - odparł sarkastycznie Vlad. - To nie w jej stylu.
Nagły szum wiatru zniekształcił jego ostatnie słowa. Drzewa przechyliły się na wietrze, a ptaki nagle umilkły. Nagle poczułam się obnażona. Jakby wszystkie moje uczucie, myśl i emocje stały się jedną wielką oczywistością dla otaczającego nas świata.
- Nie znasz mnie, moje dziecko - usłyszeliśmy za nami schrypnięty, lecz przyjemny głos. - Lecz ja znam ciebie, Vladzie Tepesu.
Wszyscy troje gwałtownie się odwróciliśmy i spojrzeliśmy na czarownicę. 


Yona była starą, przygarbioną kobietą. Idealnie ukazywała postać złej Baby Jagi. Nie brakowało jej nawet wydłużonego podbródka, haczykowatego nosa oraz brodawki. Oczy miała jednak mądre, jakby liczyła sobie więcej lat, niż jesteśmy w stanie zliczyć. Choć nie była ładna ani trochę, jej serce było czyste i dobre. Poza tym już zaczynałam ją lubić. Jak nikt potrafiła zgasić arogancję Vlada.
Od pięciu minut siedzieliśmy w jej piwnicy - tajnej siedzibie. Był kocioł, były różne zioła. Brakowało tylko miotły. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, jakby odczytała moje myśli, choć wciąż miałam je starannie zamknięte.
- Potrafię przenikać nawet tak twarde bariery, jak twoja - wyjaśniła, odpowiadając na moje myśli i podejrzliwie spojrzenia.
- Ani trochę mnie to nie pociesza - mogło to być niegrzeczne, lecz ostrożnie się uśmiechnęłam, co przyprawiło ją w zadowolenie.
- Och, nie martw się, kochana - zaśmiała się gardłowo i wyciągnęła w moją stronę rękę. - Podaj mi dłoń. Chciałabym coś sprawdzić.
Zdziwiłam się, lecz posłusznie wykonałam polecenie. Zacisnęła palce na mojej dłoni i zamknęła oczy, jakby się skupiała. Wreszcie otworzyła je i widać było, że zadowoliło ją to, cokolwiek tak zobaczyła.
- Cudownie! - klasnęła w dłonie. - Wśród wampirów mało jest czarownic. A ty nadajesz się idealna to praktykowania magii!
Zmieszałam się i postarałam jakoś sprostować sytuację.
- Obawiam się, że to nie dla mnie.
- Jeszcze zmienisz zdanie - odpowiedziała poważnie i pewnie, lecz nie miałam czasu zaprzeczyć ponieważ zwróciła się do wyraźnie rozdrażnionego już Jev'a. - A teraz zajmijmy się twoją Shevy.


Jev?



Od Jev'a - CD historii Katherine


Vlad posłał mi wyrachowane spojrzenie. Wytrzymałem jego wzrok i wsiadłem do samochodu.
- Zatem prowadźcie - szepnąłem zamykając drzwi auta, wiedząc, że oboje usłyszeliby to nawet z odległości kilometra.
Włożyłem kluczyk do stacyjki i zapaliłem wóz.
- Jedź kilka aut za nami, by nikt się nie zorientował - poleciła Katherine.
- Jasne - mruknąłem zirytowany.
Rzuciłem okiem na wijącą się w konwulsjach wampirzycę i pogłaskałem ją po głowie.
- Już niedługo. - obiecałem niewiele wierząc we własne słowa. Patrząc na męki przyjaciółki, rozdzierał mnie ból.
***
Objeżdżając całe centrum Londynu wkrótce dotarliśmy na tereny Hampton Court - pięknego pałacu stanowiącego połączenie architektury z okresu Tudorów i angielskiego baroku. Ponoć w fasadzie wschodniej miała przebywać owa czarodziejka. Zaparkowaliśmy ok. 100 metrów przed terenem by nie wzbudzać podejrzeń.
Wziąłem nieprzytomną wampirzycę na ręcę zakrywając dłonią jej usta by nie krzyczała zbyt głośno. Aktualnie w pałacu nie przebywały żadne osobowości, ogólnie na obszarze było cicho. Zbyt cicho.
Wampirzym tempem przeszliśmy przez tamizę (jezioro) i podeszliśmy kilka zamaszystych kroków do alei, w której rzekomo zatrzymało się źródło naszej ostatniej nadziei.
Staliśmy przed drzwiami tępo wpatrując się w strzelistą budowlę wykonaną z mahoniowego drewna.

<Katherine?>

piątek, 7 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Trzeba złapać tego, kto to wszystko zapoczątkował... - zaczął Vlad, lecz szybko mu przerwałam.
- Najpierw zajmijmy się Shevy - machnęłam ręką w stronę wyjącej się wampirzycy. - Nie wiadomo, czy to nie jest substancja śmiertelna nawet dla wampirów.
Rumun wzruszył obojętnie ramionami. Sytuacja Shevy mało go obchodziła. Wolałby zająć się jakimś pościgiem albo coś.
- Yona.
Szept zmył się z powiewem wiatru i popłynął dalej. Samochody śmigały głośno obok nas, lecz wszyscy z obecnych - no, prócz Shevy - usłyszeli mój głos.
- Ta wariatka? - prychnął Jev.
- To nie wariatka - Vlad odbił pałeczkę. - Mamy szczęście, że przeprowadziła się do Londynu. Włada potężną czarną magią. Wiele istot nieśmiertelnych chciałoby posiąść taką moc. Legenda głosi, że to ostatnia żyjąca wyrocznia delficka. Przewiduje przyszłość, czyta w myślach...
Przewróciłam oczami.
- I ma zdolności lecznicze - zakończyłam za niego. - Tak, wiemy, Drac.
Rzucił mi urażone spojrzenie. No, jasne. Wielki Hrabia Dracula nie lubił kiedy mu się przerywało. Ten pieprzony, wampirzy arystokrata nie widział nic poza końcem własnego nosa. A jednak był niezwykle cennym sojusznikiem. W życiu nie chciałabym stać po tej stronie barykady, po której nie byłoby niego.
- Miło mi to słyszeć,  Kat - uśmiechnął się arogancko.
Wypuściłam powietrze z głośnym świstem.
- Wiesz, gdzie mieszka? Hm, no, pewnie, że wiesz. W takim razie prowadź, Palowniku!

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Jechałem za czerwonym McLaren'em Katherine, obserwując bacznie otoczenie. Shevy leżała na tylnych siedzeniach wciąż nieprzytomna. Jednak po kilkunastu sekundach obudziła się. Zerwała się szybko do pozycji siedzącej łapiąc haust powietrza z takim impentem jakby nie miała do niego dostępu przez bitą godzinę. Złapała się za głowę i zaczęła krzyczeć z przeraźliwymi jękami.
Zatrzymałem samochód na uboczu i szybko przemieściłem się ku wampirzycy. Chwyciłem jej głowę i usiłowałem uspokoić, ale ta nie była do końca świadoma sytuacji. Jej białka były wywrócone ku górze, a kły wysunięte. Usłyszałem, że samochód Katherine też się zatrzymał.
Shev, słyszysz mnie? - zapytałem potrząsając wampirzycą.
W końcu wyniosłem ją z auta i położyłem na zmrożonej trawie. Niemal poczułem jak przez jej ciało przeszły drgawki.
Co się dzieje? - stuk szpilek uświadomił mi, że Katherine się zbliża.
- Och, nic – westchnąłem – Tylko Shev wije się w spazmach, a ja nie mam pojęcia co zrobić. - posłałem jej krytyczne spojrzenie.
Z-z-z-zimno – wycedziła Shevy splatając drżące ręce na piersi.
Muszę wracać. - oznajmiłem biorąc przerażoną wampirzycę na ręce
Nie! - zaprotestowała ostro Katherine – Tam może być niebezpiecznie. - dodała
Włożyłem Shevy znów do samochodu nakrywając ją moją koszulą.
To co robimy? - spytałem spoglądając wyczekująco na Katherine i jej towarzysza...

<Katherine? Przepraszam, że wysyłam to tak późno, ale przez jakiś czas nie miałam dostępu do internetu, a w ogóle wir nauki wciągnął mnie jak nigdy, teraz obiecuje znaczną poprawę. A jeśli chodzi o wątek Shevy chce go rozwinąć, więc wiesz >

poniedziałek, 3 listopada 2014

Od Katherine: Jak nastraszyć wampira?

Ta historia wydarzyła się kilka dobrych lat temu. Do tej pory wspominam ją z dreszczem strachu i nadzieją, że nigdy więcej się nie powtórzy. A wiadomo, że wampiry naprawdę rzadko się czegoś boją.
Przebywałam wtedy w Paryżu. Miejsce to mogłoby się kojarzyć niewątpliwie z romantyzmem i bagietkami. Mi, jednak kojarzy się ono źle. Nawet bardzo źle. I przyznam nawet, że nie ma to powiązania z moim byłym mężem - również Francuzem. Ale przecież nie o nim mam opowiadać, prawda? Zajmijmy się sytuacją z 1810 roku, kiedy to Józefina - pierwsza żona Napoleona - zmarła. Jednak tym powodem wcale nie było zapalenie płuc. Och, nie. W tamtych czasach ja i Napoleon mieliśmy mały romansik, a ja - jako, że nie lubiłam się dzielić i nadal nie lubię - postanowiłam zatruć ją dymem. Postarałam się, jednak, aby wszystko wyglądało na zapalenie płuc. Po śmierci żony Napoleon pogrążył się w rozpaczy, lecz nie trwała ona długo, ponieważ szybko przypodobał sobie Marię Ludwikę Austriaczkę. Oczywiście, było to zaraz po tym, jak postanowiłam rzucić go w imię celibatu - który (jak można się domyślić) nie trwał długo.
Niecały rok później postanowiłam wyjechać z Francji. Jak się okazało - nie było to takie proste. Dzień przed moim wyjazdem wyszłam pożegnać się z moją dobrą, śmiertelną przyjaciółką - Florence. Gdy wróciłam do domu, zaznałam szoku. Panował tam kompletny chaos. Krzesła były powywracane, firanki rozdarte, książki wyrzucone z półek. Moja pokojówka leżała na podłodze nieprzytomna.
Przez kilka minut chodziłam po domu i starałam się złapać zapach włamywacza, jednak nic nie wyczuwałam. W końcu, gdy sama się poddałam - wezwałam straż. Nie taką ludzką, ale wampirzą. Ta nadawała się bardziej. Przeprowadziłam się do Florence, ponieważ mój dom nie nadawał się już do mieszkania.
Mijały tygodnie, a wampirzy strażnicy nadal do niczego nie dochodzili. Wreszcie poddałam się i uznałam, że do niczego już nie dojdą. Nadszedł czas na wyjazd z Paryża. Nie mogłam dłużej tu zostać i modlić się o jakiekolwiek poprawy w śledztwie. Dałam sobie spokój i już niedługo potem pożegnałam Florence na stałe, wsiadając do karocy, mającej mnie zawieść do najbliższego portu, z którego wypłynę statkiem do Anglii. Byłam bardzo podekscytowana, ponieważ nigdy tam nie byłam. Jakiś czas temu poznałam miłego wampira o nienagannych manierach. Nazywał się Christopher. Już pewnie kojarzycie to imię z poprzednich retrospekcji. Tak, dokładnie. Był to brytyjski dżentelmen o potężnym klanie wampirów. Szybko się z nim zaprzyjaźniłam, a on zaproponował mi stanowisko swojej prawej ręki. Nie mogłam odmówić. Był jednym z najbardziej wpływowych wampirów w Europie. Razem z dwoma innymi wampirami rządzili Wielką Brytanią.
Dobra, dosyć zbaczania z tematu. Jak zawsze moja arogancja nie mogła przegapić okazji, by pokazać ile dostała w spadku po Christopherze.
Dotarliśmy do kresu kraju. Tam już czekał na mnie Christopher ze swoją eskortą i ogromnym statkiem. Z wielką przyjemnością i uśmiechem na ustach - ponieważ wtedy moje PMS nie sięgało takich wielkich szczytów - wsiadłabym na pokład. Właśnie, WSIADŁABYM. Co z kolei oznacza, że tego nie zrobiłam. Dlaczego?
A czy i wy wsiedlibyście na pokład, kiedy nagle przed wami pojawia się postać, której poza ta wami nie widzi nikt? Postać jednocześnie tak znana i odległa?
Widziałam tylko jej zarys i blade barwy, ale zapamiętam każdy szczegół do końca życia. Była tak samo piękna i dumna, jak ostatnio. Jej skóra była niczym marmur. Policzki idealnie zaróżowione, tak samo usta. Oczy - niegdyś śmiejące się - były jednak groźne i żądne zemsty. Długie włosy były uplecione w niedbały kok, a na ciało była narzucona bezkształtna, biała suknia. Pobrudzona prochem i ziemią.
Józefina. 
Wyszeptałam jej imię cicho. Wystarczająco cicho, by Christopher i jego zgraja nic nie usłyszeli. Ale ona - a i owszem - usłyszała. Uśmiechnęłam się drapieżnie i przemówiła. A jej słowa zapamiętam do końca życia.
"Nie jesteś do końca nieśmiertelna, moja droga. Każdy kiedyś umiera, nawet tacy jak ty. Tutaj nie mogę zrobić ci nic zrobić, ale tam...? Poczekam na ciebie. Nie martw się."
Po czym zniknęła i nigdy więcej jej nie widziałam.
Christophera zmartwiła moja mina i lekko potrząsną moim ramieniem. Obudziłam się z transu, zwracając na niego wzrok.
"Czy wszystko w porządku?", zapytał.
Pokiwałam wolno głową.
"Nigdy nie płynęłam statkiem.", skłamałam.
Oczywiście - wiedział, że to kłamstwo. Sam niegdyś płyną ze mną z Grecji do Włoch. Nie chciał chyba o tym wspominać, ponieważ tylko skinął głową, zaciskając usta w wąską linię. Następnie uśmiechnął się i wziął mnie pod ramię, prowadząc na pokład.
"Katherine. Właśnie zaczyna się dla ciebie nowe życie. Cudowne bale, wielka potęga i mnóstwo adoratorów. Możesz sobie wyobrazić, ile osiągniesz będąc moją zastępczynią?"
"Nie.", odpowiedziała kobieta, którą niegdyś byłam.
Ta, którą jestem teraz odpowiada: To wszystko już mam. A co z nieśmiertelnością?


____


Takie opowiadanie na halloween. Wiem, że mało straszne, ale nawet, gdy to pisałam wzdrygnęłam się, ponieważ mam straszy lęk przed duchami. :P 



piątek, 3 października 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Nie zadzwonisz do Thomasa, ani Pavla? - zapytał Vlad, przerywając napiętą ciszę. Byliśmy już gdzieś w połowie drogi. W lusterku widziałam, że Jev jechał tuż za nami.
- Zadzwonię - powiedziałam ostro. - Oczywiście, że zadzwonię.
Kątem oka zobaczyłam, jak na jego twarzy zakwita szeroki uśmiech. Wyglądał na bardzo rozbawionego, a drwienie z kogoś - w tym przypadku ze mnie - przyprawiło, by go w jeszcze lepszy nastrój. Nie mogłam mu na to pozwolić.
- Kłamiesz - odrzekł i odwrócił głowę w moją stronę. - A jeśli chodzi o drwienie, to wcale nie sprawia mi przyjemności. Tylko satysfakcje, sprawia u mnie dobry humor... Chyba masz rację. Tak, stuprocentowo. Drwienie z innych sprawia mi przyjemność.
Zacisnęłam dłonie na kierownicy.
- Przestań. Zaglądać. Do. Mojej. Głowy - wysyczałam każde słowo oddzielnie.
Wzruszył obojętnie ramionami.
- To silniejsze ode mnie. Niektórych mocy nie da się wyłączyć. A poza tym jesteś niezwykle ciekawa - spojrzał znacząco na lusterko wsteczne. - Co to za jeden? Zamknęłam przy nim swój umysł. Nie tylko przede mną, ale nawet przed samą sobą - klasną w dłonie. - O! I znowu to robisz?
- Niby co? - warknęłam.
- Zamykasz swój umysł.
Odetchnęłam głęboko, by ukoić stres, lecz jako istota teoretycznie martwa, nie osiągnęłam poprawy.
- Nie twój zasrany interes. To nawet lepiej. Wreszcie możesz się odwalić.
- To doprawdy niezwykłe - kontynuował, zbywając moją uwagę. - Znałem tylko jednego wampira, który potrafił zamknąć swoją własną głowę tak, by nie miał do niej dostępu. Używasz magii? Handlowanie z czarownicami jest niedozwolone.
- Nie używam żadnej magii! I ostatnia wiedźma jaką spotkałam po kilku sekundach była przeze mnie zamordowana! - prychnęłam. - Nienawidzę ich. Myślą, że mają wszystko, tylko dlatego, że noszą przy sobie te pieprzone różdżki.
Zaśmiał się pod nosem.
- Tak myślałem. To wrodzona umiejętność. Albo chodzi o naprawdę silne emocje.
- Spadaj - zakończyłam dyskusję.

 Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Może wyślesz swoich ludzi by zbadali tę tajemniczą substancje? - podsunąłem pomysł.
- Tak, wiem - nacisnęła mocno na ostatni wyraz.
- Możecie pobrać ją z krwi Shevy. - wskazałem podbródkiem samochód. Każdy z nas dobrze słyszał jak głośno chrapała.
- Musimy jeszcze zabezpieczyć dowody - poinstruował nas gostek z trupio bladą twarzą.
- Wiem. - pokiwała głową Katherine.
- Nie ma co się zastanawiać, jedźmy - otworzyłem drzwi mojego samochodu, ale okazało się, że Majestat bedzie jechał własnym.
- Jasne. - mruknąłem i zerknąłem na Shevy. Zapaliłem silnik i pojechałem za czerwonym McLaren'em.


Katherine?

wtorek, 30 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się uważnie kartce. Następnie przytknęłam ją sobie nosa.
- Dosyć świeża - zauważyłam. - Kiedy dokładnie ją znalazłeś?
- Teraz nie czas na to! - krzyknął, wyrzucając ramiona do góry. - Zacznij działać, a nie zajmujesz się dokładnościami.
Przewróciłam oczami i miałam zamiar rzucić jakąś ripostę, ale Vlad mnie ubiegł.
- Ma rację. Nie czas na to. Musimy pojechać na miejsce.
- Musimy? - moje brwi powędrowały do góry. - A ty to niby czemu? Spotkaj się z Pavlem i zjeżdżaj do Rumunii!
- Och, Kath, ranisz mnie - położył rękę na niebijącym już od tysięcy lat sercu. - Ja tylko chcę pomóc.
Tylko pomóc? - powtórzyłam sobie w myślach, jednocześnie prychając. Aktor się znalazł. Każdy, kto go znał, wiedział, że Vlad Tepes nienawidzi pomagać innym. Wszystko robił na własną korzyść. Obrzuciłam go spojrzeniem informującym, że wiem, iż on coś kombinuję. On zawsze coś kombinował. 
- Może - w udawanym zamyśleniu, pokiwał głową. Oczywiście. Musiał mi przypomnieć, że czyta w myślach. Kretyn. - Jeśli już masz mnie zamiar obrażać to myśl ciszej, w porządku? - przewrócił oczami.
Kątem oka zobaczyłam, jak Jev patrzy niezrozumiale i marszczy brwi. Po kilku sekundach jednak odłożył swoje przemyślenia na bok i spojrzał na mnie wyczekująco. Westchnęłam ciężko.
- Dobra - machnęłam ręką w stronę Vlada. - Pakuj manatki, Drac. Idziemy na poszukiwania złoczyńcy.

Jev? 
Przepraszam, że tak krótko.

Od Jev'a - CD historii Katherine

Wróciliśmy do domu grubo po północy. Shevy weszła do domu, a ja pobiegłem nakarmić jeszcze konie.
Xana jak zwykle uradowana mym przybyciem powitała mnie radośnie i poczęła szukać jedzenia w moich kieszeniach. Oczywiście ośliniła całą moją marynarkę, więc ściągnąłem ją i zostałem w samym podkoszulku. Po nakarmieniu koni i wyczyszczeniu stajni wszedłem do domu i pobiegłem do łazienki by zmyć z siebie słodki zapach perfum Marcelyn pomieszanych z końskim odorem.
Siedziałem na łóżku i czytałem po raz setny Grimoire czyli księge zaklęć. Szukałem w niej składników na tajną miksurę dotyczącą młodych wampirów. Nagle rozległo się pukanie do drzwi mojej sypialni.
Zamknąłem szybko książkę i schowałem ją pod poduszkę.
- Shev? - zapytałem, a drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Nikogo w nich nie było. Wstałem szybko i rozglądnąłem się i spojrzawszy w dół zauważyłem tylko biały skrawek papieru zbrudzony niezgrabnym pismem.
"Jeśli się nie boisz, to zacznij" - było napisane.
Ścisnąłem kartkę w dłoniach i pobiegłem na dół.
Gdy zatrzymałem się przy schodach prawie się przewróciłem w kałuży krwi.
- Shevy! - krzyknąłem i padłszy na kolana rozeznałem sytuacje.
Śmierdziało tu mocnymi środkami odurzającymi, więc Shev była nieprzytomna, a do tego drewniany kołek był wbity dwa centymetry poniżej 'serca'.
Sprawnym i delikatnym ruchem wyciągnąłem go i ułożyłem wampirzycę - jeszcze ubraną w balową suknie - na sofie.
Chwyciłem telefon i wykręciłem numer Katherine by poinformować ją o zaistniałej groźbie.
Nie odebrała.
Musiałem więc do niej pojechać.
***
Uznałem, że nie mogę zostawić Shev samą, więc wpakowałem ją do samochodu - dalej dziwnie nieprzytomą.
Droga zajęła mi niecałe pół godziny, iż jechałem z prędkością wariata, a wszystkie auta, które mijałem na mnie trąbiły dodając mi adrenaliny.
Zatrzymałem się na podjeździe i zostawiłem Shev w aucie zamykając go na cztery spusty.
Wbiegłem na werandę i spojrzałem na białą ławeczkę na której całkiem niedawno obsypywaliśmy się pocałunkami. Jednak szybko wymazałem sobie do wspomnienie z głowy, blokując przy tym myśli.
Zapukałem.
Usłyszałem cichuteńki szept męskiego głosu pomieszanego z lekkim, kobiecym.
Wywróciłem ledwie dostrzegalnie oczami gdy Katherine otworzyła drzwi, a zza jej ramienia wyglądał jakiś wampir.
Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Jest sprawa - szybko zwęziła źrenicę i zerknęła na moje auto. - Ktoś nas napadł - rzuciłem bez ogródek
- To się było nie szlajać po nocy - skwitował typ
- Uważam, że to coś poważniejszego, więc przyszedłem z tym do was. - miałem na myśli ją, ale no dobra... - Przed niecałą godziną usłyszałem pukanie do drzwi i znalazłem w nich tylko tą kartkę - przekazałem jej zwinięty arkusz - potem zobaczyłem, że Shevy jest cała we krwi, w jej serce jest prawie wbity kołek, a w domu jedzie środkami odurzającymi od których dostaje się kompletnego amoku. Shevy jest tym kompletnie namoknięta i nie można jej dobudzić. Nie wiem dlaczego to my zostaliśmy zaatakowani i przez kogo. Może inne wampiry też są prześladowane.

Katherine?

niedziela, 28 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Vlad Tepes. Inaczej mówiąc - Hrabia Dracula.
Rumuński szlachcic, uważany przez wielu za mitycznego stwora, który porywa dzieci i sieje postrach wśród swoich poddanych. I w sumie tak jest, lecz ludzie przedobrzyli z tym porywaniem dzieci. Skłamię, jeśli powiem, że Vlad nie zrobił nigdy krzywdy żadnemu dziecku. Nie robi tego jednak codziennie. Może raz na stulecie. A dorośli to zupełnie inna sprawa.
- Co cię skłoniło, że postanowiłeś nas odwiedzić? - zapytałam, gdy mogłam już zagłębić się w swoim ulubionych fotelu.
Vlad z wielką klasą usiadł na kanapie. Nie próbowałam się go pytać, czy ma ochotę na coś do picia. On spożywał tylko czystą krew.
- Myślałem, że mamy rozmawiać o tym, że starasz się być lepszą istotą.
- Cofam, w takim razie, myśli - prychnęłam. - Zacznę być lepsza, kiedy wyjedziesz. Przy tobie mam ochotę wyrzucić z siebie wiązankę obelg i przekleństw.
Uśmiechnął się cynicznie.
- Jakże ja strasznie za tobą tęskniłem, Katherine.
Westchnęłam, zbywając jego uwagę.
- To co tu robisz?
- Sir Pavlo Blanchard jest mi winny moją nagrodę - zrobił minę urażonego arystokraty. - Trzy miesiące temu odwiedził mnie w moim pałacu w Karpatach i zagrał ze mną o pewną stawkę. Wygrałem, a on nie chcę mi oddać tego, co należy do mnie. Teraz po to przyszedłem.
Przewróciłam teatralnie oczami, zakładając nogę na nogę. Przez myśli przemkną mi wyraz twarzy niezadowolonego Pavla.
- Masz mnóstwo pieniędzy. Jak wysoka musiała być ta stawka, że fatygowałeś się, żeby przyjechać tutaj?
Na jego twarzy pojawił się dumny uśmiech. Nie był to uśmiech ojca, który właśnie zobaczył, jak jego dziecka stawia pierwsze kroki, tylko uśmiech człowieka, który właśnie dowiedział się, że wygrał milion funtów.
- Tu nie chodzi o pieniądze, Katherine. Pavlo zdobył sobie kobietę, która oddaje mu dobrowolnie krew i spełnia jego wszystkie, nawet najczarniejsze - parsknęłam śmiechem w tym momencie - zachcianki. Jest wyjątkowo piękną śmiertelniczką. Prawie tak piękną, jak ty - uniosłam brew. - Prawie - powtórzył z naciskiem.
- Okej. I zagraliście o kobietę, a ty wygrałeś, a Pavlo nie chce ci jej teraz oddać? Wow. Naprawdę musi być ładna.
- Jej skóra jest koloru podpieczonego chleba. Włosy są niczym płonące ognisko, a oczy jak dwa jeziora. Jest delikatna i gładka, ale zarys kości policzkowych ma ostre. Ciało ma niezwykle ponętne, piersi...
- Dobra, dobra. Załapałam - uniosłam dłonie w geście poddania. - Przestań, dobrze?
Zaśmiał się pod nosem.
- Tak czy inaczej, chcę ją zdobyć. I liczę na twoją pomoc.
- W jakim sensie...?
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Nie uciekłem daleko. Shevy naprawdę służyło wino. Zdążyła mnie już złapać po przebięgnięciu trzech kilometrów.
- Jak mogłeś? - spytała chwytając mnie za ramię - Marcelyn się nie odmawia!
- Myślałem, że nie chcesz bym się wiązał - fuknąłem
- Z Katherine nie, ale Marcelyn to lepsza partia - upierała się
- Ale ja jej nie kocham! - krzyknąłem i już wszystko było jasne. Puściła moje ramię i cofnęła się o krok. - Shevy, zrozum. Ja...
- Nieważne - pokręciła przecząco głową. - Nie będę bawić się w swatkę. - splotła ręce na piersi
Zrozumiałem. Sprawdzała czy jak uwidzi mnie ze swoją najlepszą przyjaciółką będzie coś czuła. Poczuła. Ale gdy patrzyła na Katherine wszystko w niej wrzało.
- Shev - szepnąłem - Chodźmy do domu - ująłem jej bladą dłoń i przyciągnąłem do siebie. Oparła się głową o moje ramię i uległa mi. Podążyliśmy wampirzym krokiem do domu.

Kath? Pierwsze opowiadanie od tygodnia, wena...

niedziela, 21 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

"Odetnij się od problemów."
Jego słowa zdążyły do mnie dotrzeć za nim jeszcze odeszłam wystarczająco daleko. Miał rację. Odcinałam się od wszelkich problemów. Uciekałam od nich. Byłam tchórzem i nie mogłam nic na to poradzić. Problemy dotyczące mojej osoby, były moją pięta achillesową.
Nie biegłam. Nie było takiego potrzeby. Wiedziałam, że za mną nie podąży. Aktualnie był zajęty kpieniem z mojego tchórzostwa. Rozumiałam to. Też z siebie kpiłam. W takich właśnie chwilach chciałam wymienić się życiem z byle kim, byleby nie być sobą.
- Użalasz się nad sobą - pomyślałam. - Tak nie może być. Nie po to jesteś przywódcą, by uważać, że ty jedyna masz problemy. Inni też je mają. Nie jesteś najbiedniejsza. Ludzie miewają większe problemy. Czas wreszcie dorosnąć i zrozumieć, że nie jesteś centrum wszechświata. Wstań i zacznij pomagać innym, a może karma na to wpłynie.
- Och, Katherine? Naprawdę wierzysz w karmę? - moje rozmyślania przerwał głos, który najwyraźniej słyszał moje myśli. Mało było takich wampirów, które potrafiły wnikać do umysłów nieśmiertelnych. Ten głos był jednak niepokojąco znajomy. Przepełniony akcentem, który dosyć rzadko słyszy się w Wielkiej Brytanii. Roześmiałam się i odwróciłam w stronę osoby, która bezkarnie podsłuchała moje myśli. Czarne, mądre oczy. Takie, jakie zapamiętałam. - Witaj, "centrum wszechświata".
Prychnęłam.
- Naprawdę, Tepes, myślałam, że stać się na więcej, niż tandetne przyjęcie u wampira niższej kasty.
- A jednak przyszła tu wysoka hierarchia - zauważył, wzruszając ramionami.
- Znasz na tym przyjęciu tylko mnie, Pavla i Thomasa, a resztę może kiedykolwiek widziałaś, ale nie byli zbyt ważni byś mógł ich zapamiętać. A większość pełnią wysokie funkcje w radzie.
- Nie obchodzi mnie wasza rada - przewrócił oczami, uświadamiając mi coś, o czym doskonale wiedziałam. - Ty i reszta przywódców w Anglii wychodzicie na całą Europę i o ile się nie mylę, byłaś dwa lata temu na ogólnoświatowym zebraniu w Aleksandrii.
- Tłoki, palące słońce i mnóstwo łowców? Tak, pamiętam.
Zaśmiał się pod nosem i śmiał się tak przez minutę, lecz po chwili z powrotem przybrał swój nieodgadniony wyraz twarzy.
- Przybyłem specjalnie, by się z wami spotkać. Słyszałam, że dzisiaj będziecie tu. I proszę - rozłożył ramiona. - A teraz, powiedz mi... Co skłoniło cię do takich myśli?
Zamknęłam swój umysł przed jego mocą. Przez te lata się tego nauczyłam.
- Opowiem ci u mnie - bez słowa skierowałam się do mojego auta, licząc, że podąży za mną.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Jasne - mruknąłem - Odetnij się od problemów. - wstałem z ławki, ale nagle nadziałem się na Marcelyn.
- Co? - spytała głosem słodkim niczym miód. - Czemu tak nagle wyszedłeś?
- Musiałem się przewietrzyć - skłamałem, bo oboje wiedzieliśmy, że nie potrzebowaliśmy tlenu.
- Mhm. - potaknęła nieprzekonana - Wiesz, uważam, że jesteś naprawdę... - zaczęła, ale przerwałem jej gestem dłoni.
- Dziękuje ci za wieczór, ale wiedz, że nie liczę na nic więcej. Z resztą jesteś przyjaciółką Shevy. - zaśmiałem się bez wyrazu.
- Okey - odparła cichutko - Do zobaczenia - jej głos z miękkiego zmienił się diametralnie. Przypominał stal. Roztoczyła wokół siebie czarny pył - znak, że jest starym i potężnym wampirem, który w dodatku dostał kosza - i zniknęła.
Wywróciłem oczami i jeszcze raz spojrzałem na okrągły księżyc. Wtedy rozległ się głos Shevy.
- Jev! - już wiedziałem, że czeka mnie niesympatyczna rozmowa z wampirzycą. - Jak mogłeś! - dodała, a ja rzuciłem się do "ucieczki".

Katherine? Sorki, że tak długo, ale mam dużo nauki - wiem, stara i dobra wymówka, ale to prawda ;(

poniedziałek, 15 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Uważałam, że sprawa została już wyjaśniona - palnęłam, zanim zdążyłam pomyśleć, co mówię. Teraz mogłam, albo się zamknąć, albo kontynuować. Whiskey dawało mi większą pewność siebie - choć nigdy mi jej nie brakowało - i mogłam spokojnie mówić, co mi ślina na język przyniesie, nie przejmując się konsekwencjami. Poprzejmuję się rano. - Dałeś mi do zrozumienia, że to koniec. Ja także tak uważam. I sprawa się zamyka. Nie ma o czym dyskutować. Nigdy, by nam się nie udało. Bez znaczenia, czy coś do ciebie czuję, czy nie. Chcę być twoją przyjaciółką, Jev. Potrzebują przyjaciela, który mnie podniesie, kiedy znowu upadnę. A niewątpliwie tak będzie. Mam Pavla i Thomasa, ale ich jest tylko dwóch, na mnie jedną i mój koszmarny charakter. Problemu minęły, łowcy przestali nam zagrażać. Za nim się obejrzę znowu zacznę olewać pracę, puszczać się, co noc i łazić po nocnych klubach. Nie chcę tego, ale jestem prawie pewna, że mogę stracić nad sobą kontrolę - ostatnie słowa przerodziły się w jęk. - Nie mogę tak żyć! Potrzebuję cię. Jesteśmy zbyt różni, by móc być w sobie zakochani, ale niewątpliwie przyjaźń między nami może przetrwać. Potrzebuję tylko twojej akceptacji i pomocy. Nic więcej. Wiesz, jaka jestem i także to wiem. Prędzej, czy później kompletnie oszaleję, jeśli już nie jestem szalona, i sama będę próbowała się oddać w łapy łowców. A to dlatego, że nikt mnie nie rozumie, nikt! Nawet ty. Wiele osób może uważać mnie za koszmarną jędzę, która przejmuje się tylko swoim własnym nosem. I tak jest, ale ja także miewam problemy. Nie jestem idealna, nikt nie jest - zamilkłam i warknęłam cicho, pod nosem. - Po, co ci to mówię? To przecież nie ważne. Nic nie jest ważne. Zapomnij, że cokolwiek mówiłam. Zapomnij, że mnie w ogóle poznałeś - westchnęłam z rezygnacją i zbiegłam po schodkach do ogrodu. - Po prostu zapomnij - rzuciłam i weszłam powolnym krokiem w ciemność.

Jev? 
Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam, ale byłam zajęta.

Od Jev'a - CD historii Katherine

Usiadłem na ławce i wpatrywałem się w księżyc, dzisiaj była pełnia.
Miłego wycia, Victorio. - przesłałem jej tę myśl. Dawno jej nie widziałem, może powinienem się z nią spotkać i zapytać co u niej? Nie. Zbyła by mnie warknięciem.
Splotłem ręce z tyłu głowy i wciągnąłem w nozdrza słodką woń nocy. Pachniała niebezpieczeństwem, niepokojem i dominacją Mroku.
Ludzie tego nie wyczuwali, ale wampiry tak. Bo najwięcej morderstw dzieje się o zmroku. Gdy nikt nie widzi, nie słyszy, nie przeczuwa.
Usłyszałem stukot wysokich obcasów jednej z wampirzyc. Szła w moim kierunku - nie miała za bardzo wyjścia, bo ogródek był niewielki.
Stanęła jakieś dwa metry przede mną i chyba mnie rozpoznała.
- Usiądź - powiedziałem nie odwracając się - Mamy wiele do wyjaśnienia. - dodałem i poklepałem miejsce obok siebie nie odrywając wzroku od księżyca.
Tak naprawdę nie wiedziałem co chce jej powiedzieć...

Katherine?

czwartek, 11 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Ma dużego psa, zapewne owczarka niemieckiego. Łatwo to wywnioskować z sierści na jego garniturze. Wygląda na ponad dwadzieścia lat, ale nie więcej, niż dwadzieścia pięć. Jest studentem, dorabia jako kelner na wampirzych przyjęciach, by kupić sobie drogie auto. Skąd to wiem? W kieszeni jego spodni jest reklama najnowszego volvo. Podkreślił napis czerwonym marketem. Po za tym można zauważyć, że jakieś trzy godziny temu przyjął dawkę wampirzej śliny, ponieważ zamglenie z jego oczu zaczyna powoli znikać.
- Nieźle - Pavlo gwałtownie wypuścił powietrze. Było dziwne, że je wstrzymywał, ponieważ jako teoretycznie umarła istota nie musiał oddychać. - I to wszystko zauważyłaś dzięki książce?
- To nie jest byle jaka książka - prawie warknęłam. - Uczy sztuki dedukcji. Naprawdę, jeśli przeczytasz kiedykolwiek "Sherlocka Holmesa" nauczysz się tych umiejętności. Oczywiście nigdy nie będę w stanie się równać z tym wielkim detektywem. Nikt nie da rady.
- Oglądałem film - przerwał mi. - No, dobra. Połowę. Zaraz potem przyszła Denise.
Uniosłam brwi.
- Denise?
- Szare oczy, blond-rude włosy. Dosyć niska, ale za to ciało ma niezłe. Żebyś widziała jej...
Moje spojrzenie nakazało mu przestać mówić. Naprawdę nie miałam ochoty słuchać o jego dziewczynie. A może byłej dziewczynie? Kto go tam wie. Pavlo był wolnym ptakiem. Pamiętam, jak na początku mojej kariery starał się przystawiać do mnie, ale jasno dałam mu do zrozumienia, że praca jest u mnie na pierwszym miejscu.
- A co powiesz o tej? - skinął głową na ludzką kelnerkę. A raczej na jej tyłek.
- Śmiertelniczka - wysyczałam. - Wiesz, że spółkowanie ze śmiertelnikami jest zabronione.
Parsknął.
- Nigdy nie trzymałaś się tej zasady.
Zrobiłam urażoną minę.
- Czasy się zmieniły, prawo zaczęło być ściślejsze.
- To ty się zmieniłaś, Kath. Mniej romansujesz, więcej pijesz. Może zaczniesz brać kokainę?
- Doskonale wiesz, że na mnie nie podziała.
Zaśmiał się pod nosem i coś wymruczał. Pewnie mogłabym to usłyszeć, ale z całej siły starałam się zamknąć swój słuch. Jego komentarze czasami były naprawdę zbędne.
- Nieważne - fuknęłam. - Idę się przewietrzyć - powiedziawszy to, ruszyłam w kierunku tarasu.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Jasne - mruknąłem cicho gdy odeszła. Westchnąłem i usłyszałem stuk obcasów Marcelyn. Wampirzyca założyła mi dłonie na oczy i zapytała swym słodkim głosikiem:
- Kto to?
Obróciłem się i przybierając firmową minę uśmiechnąłem się podając jej dłoń.
- Uczynisz mi ten zaszczyt? - dygnąłem lekko, a muzyka nieco się zmieniła i wszyscy poczęli tańczyć walca.
Przyjęła moją dłoń i wyszczerzyła kły w uwodzicielskim uśmiechu.
***
Po ostatnim tańcu, nieco "zmachane" wampiry wróciły do swoich elitek kontynuując wcześniej zaczęte konwersacje. Ja znowu dołączyłem do czołowki - grupy Marcelyn, której adoracja była nieco denerwująca, zwłaszcza, że nie myślałem o nowym związku, w ogóle o związku.
- Jev - usłyszałem śpiewny głos Shevy - Tu jesteś!
- Hm?
- A nic. - wzruszyła ramionami - Tak właściwie szukałam Marcelyn, bo wiedziałam, że będzie z tobą - uśmiechnęła się chytrze, ale nie zaborczo. Widać dobrze życzyła swojej przyjaciółce.
Wampirzyce zaczęły rozmawiać o sukienkach, wampiry wokół mnie pogrążone były w politycznej dyskusji, a mnie żaden temat nie interesował. Postanowiłem wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza.

Katherine? Wybacz, że taak długo, ale nie miałam zbyt dużo czasu. Szkoła :\

środa, 3 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Em, cześć - odezwałam się pierwsza.
- Cześć - odpowiedział wolno, patrząc mi prosto w oczy. Przetrzymałam jego wzrok.
Kątem oka obserwowałam tańczące pary. Psuliśmy szyk. Wampiry rzucały nam gniewne spojrzenia. Raz po raz migali mi gdzieś Thomas i Pavlo. Ten drugi chyba raz do mnie mrugnął. Trzymał młodą, słodką wampirzycę. Ciekawe, jak spędzą noc.
- Powinniśmy tańczyć - oznajmiłam wolno.
- Tak, powinniśmy.
Jeszcze przez chwilę staliśmy bez ruchu. Ktoś krzyknął "Co jest!?", ponieważ taranowaliśmy mu drogę. Wszyscy poruszali się z gracją i elegancją. Idealnie, jak na wampiry przystało. Kroki były perfekcyjnie dopracowane. Nikt nie popełniał błędów.
Tylko my, ja, wampirza przywódczyni ze zmiennym charakterem i Jev, mój były chłopak, którego nadal kochałam, ale byłam świadoma, że nie jestem dla niego, staliśmy bez ruchu. Zapatrzyłam się w jego oczy. Wręcz utonęłam w tym idealnym błękicie. Cały świat stracił znaczenie. A potem... Potem wszystko wróciło do rzeczywistości. Muzyka grała zbyt głośno, w sali było zbyt gorąco. Lekki wiatr, który był wpuszczany przez uchylone okno, niósł ze sobą odór alkoholu. Donośny śmiech ludzi, stłumione rozmowy. Nagle rozbolała mnie głowa, co nie było przecież możliwie, skoro byłam teoretycznie martwa.
- Napiję się - powiedziałam nagle. Nie wiedziałam, co mówię. - Natańczyłam się już dzisiaj - po czym odwróciłam się i szybkim krokiem odeszłam w stronę baru.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Marcelyn poprosiła bym dołączył do niej i francuskiej elity. Powitali mnie gorąco, ale pewnie dlatego by uzyskać aprobatę Marcelyn.
- Pamiętam gdy jeden z klanów wilkołaczych toczył wojnę z moim klanem - mówi wysoki i ciemnowłosy wampir, na oko ma około 25 lat i surowy wyraz twarzy. - Oczywiście nie dałem im wygrać - klepie się w kolano mówiąc coraz wyżej.
Marcelyn przewraca oczami i upija łyk ponczu.
- *Gaspard lubi przesadzać - śmieje się wampirzyca.
***
Gospodyni imprezy staja za długim i obszernym stołem i stukając w kieszliszek mówi:
- Witam Was wszystkich. Jestem bardzo wdzięczna, że zgodziliście się przyjść na moje przyjęcie. Jak pewnie zauważyliście to przyjęcie jest też balem. Dlatego pragnę Was zaprosić do wspólnego tańca. - podkreśla swą radość promiennym uśmiechem - Będzie to taniec dworski, nieco bardziej unowocześniony - śmieje się lekko i podchodzi do mnie. Czeka aż wyciągne swoją dłoń by ująć jej. Robię to i całuje delikatnie wierzch dłoni. Przybliżamy się do siebie, kładę jej rękę na talli i podnosząc głowę patrzę jej w oczy.
Uśmiecha się. Znów.
- Pragnę zauważyć, że jest pani, panno Marcelyn niezwykle piękna tegoż oto wieczoru. - mówię udając francuski akcent.
- Och - wzdycha teatralnie - Najmocniej dziękuje za komplement. Czyż nie jest pan zbyt śmiały - wskazuje spojrzeniem na nasze splecione ręce.
- Proszę wybaczyć - poluzowuję uścisk.
Marcelyn parska delikatnym chichotem.
- Odbijany? - pyta kręcąc się wokół własnej osi. Tanecznym krokiem odchodzi ode mnie i teraz tańczy z Gaspardem.
Mnie zaś trafia się Shevy, jednak jakiś wampir odciąga ją ode mnie, a na miejsce mojej przyjaciółki wstępuje czarnowłosa wampirzyca o trupiobladej karnacji i pełnych, czerwonych ustach.
Gdy oboje zdajemy sobie sprawę, że mamy ze sobą tańczyć świdrujemy się przez chwilę wzrokiem.


Katherine?
*Gaspard - z języka francuskiego Kacper

Od Katherine - CD historii Jev'a

- ...i wtedy wieśniak powiedział: "Towarzyszu, gdzie ci tak śpieszno?", a ja mu na to: "Tam, gdzie rośnie chleb." - Pavlo wybuchnął głośnym śmiechem. - Rozumiecie? "Tam, gdzie rośnie chleb." Przecież chleb nie rośnie!
Ja i Thomas wymieniliśmy spojrzenia. Ukryłam uśmiech, który świadczył o tym, że Pavlo jest debilem. Oczywiście nie miałam zamiaru go o tym zawiadamiać.
- Chleb faktycznie nie rośnie - Thomas pokręcił głową. - Jednak pszenica tak. Nie uwzględniłeś tego.
Przestał się śmiać i spojrzał na niego wilkiem. Postanowiłam go rozluźnić.
- A, co ten wieśniak na to?
Przez chwilę jeszcze rzucał Thomas'owi złowieszcze spojrzenia, ale już po chwili przewrócił wzrok na mnie i jego wyraz twarzy złagodniał.
- Nic. Zabiłem go - wzruszył ramionami. - Rozumiecie... To było dawno temu. Za nim jeszcze się urodziłaś. Wtedy dużo zabijałem.
Prychnęłam i upiłam spory łyk z mojego - chyba - trzynastego drinka. Pavlo pił dwudziestego.
Nagle podszedł do nas chuderlawy wampir. Miał piaskowe oczy, okrągłą, dziecięcą twarz i bursztynowe oczy. Na pewno pochodził z Europy Zachodniej.
- Przepraszam, że przeszkadzam... - zaczął wolno i utkwił wzrok we mnie. - Panno Aristow, mój przyjaciel bardzo prosi o taniec z panią.
- A czy ten twój przyjaciel nie może sam tu podejść? - uniosłam brwi.
Wzruszył ramionami.
- Poprosił mnie, abym to ja odezwał się w jego imieniu.
- W takim razie powiedz mu, że nie mam ochoty - odgoniłam go gestem dłoni, a on posłusznie odszedł. Pavlo przyglądał mi się bacznie. - No, co?
- A może powinnaś zacząć chodzić na randki?
Zaśmiałam się.
- To nie moja bajka. Ja uwodzę niewinnych śmiertelników, wykorzystuję ich seksualnie i zabieram im krew.
- A może powinnaś zacząć. Ja regularnie zmieniam panienki.
Przewróciłam oczami.
- Ta... Co tam u Irene?
- Zerwałem z nią.
Westchnęłam głośno i spojrzałam na Thomas'a, który przyglądał się tłumowi z nieobecnym wzrokiem. Drgnął dopiero, gdy usłyszał mój głos.
- A ty, Thommy? Masz dziewczynę?
Pokręcił szybko głową.
- Nie. Ale uważam, że ty powinnaś się ustatkować.
- To jakaś konspiracja przeciwko mnie - fuknęłam i założyłam nogę na nogę. - Ja się stąd nie ruszam.
- Jak chcesz - mruknął Pavlo i odszedł w tłum. Zostałam sama z Thomas'em.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Nie, nie i jeszcze raz nie - ryczy Shevy patrząc żałośnie na mój krawat w prążki.
- To mój ulubiony. - targuję się póki mogę - Przecież taki był modny... - urywam bo wampirzyca wchodzi mi w słowo.
- W naszych młodych latach! - kwituje zirytowana
- Masz ubrać czarrrny! - powtarza po raz kolejny - Już, wdziewaj. - pogania mnie podając mi go.
- Jasne - burczę i staję przed lustrem, jednym szybkim ruchem zakładając krawat ciemny niczym bezgwiezdna noc.
- No to możemy iść! - niemal podskakuje w miejscu.
- A twoja suknia? - pytam, ale jej już nie ma.
***
Czekam na Shevy siadając na masce jej auta. Jej Jaguar F-type. Marzenie. Zastanawiam się czy mi ją odsprzeda. Nagle słyszę zniecierpliwione westchnienie - tak, tak jakbym to ja się wybierał.
- Nie siedź bo pobrudzisz! - ostrzega Shevy
- Auto czy spodnie? - pytam nie łapiąc aluzji.
Kolejne westchnięcie. Wychodzi.
Wygląda nader oryginalnie. Jej długa balowa suknie posiada czarny gorset, następnie jasno-różowe falbany. Mniej więcej tak:
http://img.zszywka.pl/0/0047/thb_5397/sliczna-balowa.jpg
Jej długie blond włosy upadają kaskadą na nagie plecy. Cała jej figura jest dobrze wyeksponowana.
- Wow - wyduszam - Zarezerwujesz dla mnie taniec? - biorę ją pod ramię i prowadzę do czarnego jaguara.
- Chciałbyś - mruczy i rozluźnia uścisk gdy wsiada na miejsce pasażera.
Gdy wsiadam za kierownicę podaje jej czarne, podłużne pudełko.
Jej spojrzenie pyta: "Co to takiego?"
Gdy otwiera znajduje tam naszyjnik i bransoletkę z rubinem.
http://www.ekskluzywneprezenty24h.pl/709-2562-large/czerwony-komplet-naszyjnik-bransoletka-motylek-swarovski-pozlacany-bialym-zlotem.jpg
- Jev - mówi pełnym uznania głosem - Dziękuje - przytula mnie i całuje w policzek.
Wtedy zdaje sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie podarowałem Katherine żadnej biżuterii. Jednak tego wieczoru chcę o niej zapomnieć.
***
Dojeżdżamy pod czteropiętrową willę wykonaną z białego marmuru.
- Bardzo dostojny - chwali Shevy. A ja dopiero po paru sekundach zdaje sobie sprawę, że mówi o tym istnym pałacu.
Śmieję się i podaje jej ramię.
- Dziękuje - mówi i je przyjmuje.
Wchodzimy do sali balowej.
***
- Shevy! - słyszymy melodyjną barwę głosu jakiejś blondynki.
Shevy odwraca się w tym samym momencie i widzę jak jej pełne usta pomalowane jasnoróżową szminką rozciągają się w uśmiechu.
- Marcelyn! - krzyczy przytulając wampirzycę. Owa Marcelyn, myślę mierząc ją wzrokiem.
Mimo nieznacznego wzrostu jej uroda jest zjawiskowa. Ma długie i jasne włosy, jest nieco biuściasta, ale wygląda iście królewsko jak jej pałac. Podejrzewam, że ma duże doświadczenie. Innymi słowy; jest stara.
Przyjaciółki wymieniają uśmiechu i spojrzenia pełne radości.
- Ty musisz być Jev. - mówi podając mi dłoń owiniętą w białawą aczkolwiek przezroczystą rękawiczkę. - Przystojny tak jak mówiłaś - puszcza oczko do Shevy.
Unoszę pytająco brew odwracając się lekko do Shevy.
Ta chichocze lekko sięgając po kieliszek białego wina.
***
Rozmawiam ze śmietanką towarzyską z Francji.
Marcelyn i Shevy znajdują się w samej czołówce.
-* Chodź tu* - wysyłam myślową wiadomość do Shevy
- Słucham - mówi oddalając się od swego towarzystwa.
- Czyli to ona jest tymi wtykami? - pytam
- Tak - odpowiada sącząc kolejny kieliszek. - Ale nie myśl, że jest z tym pijakiem Pavlem. - ostrzega mnie grożąć mi palcem. Mimo jej rozbawionego wyrazu twarzy mówi całkiem poważnym tonem.
- Właśnie, wszyscy tak mówią.
- Marcelyn i ten nic nie znaczący pijak? - syczy Shevy - Te angielskie wampiry myślą, że ona... - zanosi się śmiechem. Chyba za dużo wypiła.
- Ech - wzdycham machając na to lekceważąco ręką.
- To tylko pogłoski - tłumaczy - Marcelyn... - zaczyna, ale kończy bo wilk, o którym mowa przychodzi ku nam.
- Co ja? - pyta odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.
- Wyglądasz olśniewająco - mówie szybko podając jej ramię.
Śmieje się perliście.
- Niedługo zaczynamy taniec. Nie pogniewam się jeśli będziesz mi towarzyszył - puszcza do mnie oczko.
Katherine?

wtorek, 2 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Gdy tylko wróciłam do domu, od razu położyłam się spać. Nie miałam zamiaru jechać, aż do Sheffield, ponieważ była już szósta, słońce wstawało i sprawiało, że ja musiałam odpaść. Nie doszłam nawet do sypialni, tylko zdjęłam buty i rzuciłam się na kanapę. Zasnęłam, zaciskając mocno oczy.


Głośne pukanie do drzwi mnie obudziło. Ziewnęłam głośno i zerknęłam na okno. Słońce właśnie zachodziło. Przespałam cały dzień. 
Następnym razem odezwał się dzwonek. Pobiegłam szybko do łazienki i uporządkowałam swoją fryzurę. Dzwonek ponownie się odezwał.
- Już idę! - krzyknęłam, podążając w kierunku frontowych drzwi. Otworzyłam je. Na zewnątrz stał wampir, który musiał zostać przemieniony, gdy był w średnim wieku. Miał na sobie uroczysty garnitur, a jednak nie wyglądał na osobę, która udaje się na przyjęcie. - Witam. W czym mogę pomóc?
Nie zaskoczył mnie, gdy ukłonił się, prawie dotykając ziemi czubkiem głowy. Wampiry często robiły tak w starciu z przywódcami. Trzeba było zachować zasady dobrych manier i poczucia niższości wobec nich.
- Droga panno Aristow - odezwał się, głębokim basem, gdy już się wyprostował. - Moja pani ma przyjemność zaprosić panią na przyjęcie urządzane w jej domu.
Ach, lokaj.
- A twoja pani to kto?
- Panna Marcelyn Fontie.
Zmarszczyłam brwi i zaczęłam wyliczać nazwiska w głowie.
- A z jakiego ona jest klanu?
- Z klanu pana Blancharda, naturalnie - uśmiechnął się lekko.
- Ach, dziewczynka Pavla. I pewnie on też będzie?
- Z tego, co mi wiadomo. Pan Harris także się powinien pojawić. Zostałem wysłany specjalnie, by zaprosić przywódców na to przyjęcie. Dla panny Marcelyn to będzie zaszczyt, gdy pani tam dołączy. Będzie wyłącznie elita i kilka osób, którym udało się wcisnąć swoje nazwisko na listę - tu się cicho zaśmiał.
Odwzajemniłam się obojętnym spojrzeniem.
- W co mam się ubrać?
- Nie będzie to typowa dyskoteka, więc w coś odpowiedniego. Jak mówiłem - sama elita - podał mi kartkę. - A to są dokładne informacje o miejscu i godzinie.
Skinęłam głową.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia, panno Aristow.


Lokaj miał rację. To było kameralne spotkanie. Załatwili nawet czerwony dywan. Oczywiście, gdy pojawiłam się ja, wszyscy zeszli mi z drogi, a wykidajła jeszcze się skłonił. Ach, cudownie być elitą elit. Gdy tylko znalazłam się w bogatym wnętrzu domu, dopadła mnie jasnowłosa wampirzyca.
- Och, panno Katherine - uśmiechała się szeroko. - Jakże miło panią widzieć. Nazywam się Marcelyn Fontie, jestem gospodynią.
Obejrzałam ją od góry do dołu. Była niska i miała okrągłą, dziecinną twarz. Dobrze zrobiłam, że wybrałam czerwoną sukienkę do ziemi, przylegającą do ciała, bez ramiączek. Jej także była do ziemi, lecz bardziej królewska. Ciągnęła się za nią po ziemi. Zauważyłam, że tylko znane wampiry miały dostojne stroje. Inne, pewnie te, które wcięły się na listę, zakładały schludniejsze rzeczy.
- Mów mi Katherine - odpowiedziałam bez cienia uśmiechu. - Dziękuję ci za zaproszenie.
- Nie. To ja dziękuje - zachichotała i zniknęła.
Kilka sekund później zostałam porwana. Na szczęście nie dosłownie. Pewien wampir chwycił mnie w łokciu i obrócił. Chwilę potem zaczął tańczyć ze mną w rytm muzyki.
- Pavlo - po raz pierwszy w ciągu kilku dni wydałam się rozbawiona. - Widzę, że także przybyłeś.
- Gdzie alkohol, tam i ja - uśmiechnął się szelmowsko.
- Dlatego przyszedłem was pilnować - zza jego pleców wyszedł Thomas.
Klasnęłam w dłonie i wyrwałam się z objęć Pavla. Zaczęłam zmierzać ku barkowi.
- To co? - odwróciłam się przez ramię. - Idziemy pić?


Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Mimo woli postarałem się szybko wydostać z lasu. Musiałem. A nie darowałbym sobie gdybym zaatakował kolejną, niewinną istotę. Była taka drobna i krucha. Przestraszona i żałosna. Cali ludzie. Jednak czasem chciałbym znaleźć lekarstwo, które sprawiłoby, że ja też bym taki był.
***
Siedziałem przez telewizorem wpatrując się w czarny ekran. Nie włączyłem go, właściwie bardzo rzadko był włączony. Był tu tylko dla ozdoby, dla zapewnienia pewnego luksusu jak na wampira przystało.
Wstałem by pójść do lodówki po shandy, gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
Przewróciłem oczami i poszedłem otworzyć. Oczywiście wiedziałem kto za nimi stoi.
Smukła blondynka o jasno-niebieskich oczach, długich nogach i przenikliwym spojrzeniu.
- Cześć - uśmiechnęła się od ucha do ucha. Miała na sobie białą koktajlową sukienkę na ramiączkach i czarną marynarkę.
- Hej - przytuliłem ją. Moja nienawiść do niej nieco się ulotniła gdy zrozumiałem, że ta drobna i stara istotka darzy mnie miłością, mimo upływu czasu i kiedy trzeba pomoże. Nie poddaje się i nie ucieka. Tak jak niestety robi Katherine. - Wybierasz się gdzieś? - spytałem
- Tak jakby... - odparła odbierając mi puszkę shandy i wchodząc do holu.
- Zapraszam, czuj się jak u siebie. - skwitowałem
Pokazała mi język.
- Czyli przyszłaś mi posprzątać? - spytałem
- Przecież tu jest czysto jak... - zamyśliła się - Nie znam miejsca w którym mogłoby być czyściej, Jev - mruknęła. - Ani mężczyzny, który tak dba o...
- Do rzeczy, Shev. - ponagliłem ją.
- Chcę żebyś się wybrał ze mną na imprezę do Marcelyn.
Marcelyn, Marcelyn. Skądś ją znam.
- Nie pamiętasz?! - krzyknęła prawie, że oburzona - Marcelyn Fontie - wytłumaczyła
- Serio?! - wykrzyknąłem - To ta Marcelyn? - zdziwiłem się.
A najlepsze jest, że wcale nie wiedziałem o kogo chodzi.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Do mojego gabinetu weszła wampirzyca, która chyba urwała się z krainy słodyczy. Delikatna opalenizna, długie, blond loki i wysokie kości policzkowe. Sztuczne D80. Niemal przewróciłam oczami.
Miała na sobie sukienkę na ramiączka, sięgającą do kolan. Oczywiście różową. Do tego różowy sweterek i buty na obcasie. Usta pomalowane na mocny róż.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się promiennie, aczkolwiek sztucznie. - Przyszłam do pani z nadzieją, że pomoże mi pani rozwikłać mój problem. Stałam się wampirzycą całkiem niedawno. Mój chłopak mnie przemienił, byśmy byli ra...
- Nazwisko - przerwałam jej. Nie miałam ochoty słuchać jej życiorysu.
- ...zem na zawsze - przygryzła wargę. - Przepraszam, proszę pani. Nie chcę pani zawracać głowy... Rozumiem, że jest pani po godzinach i chciałaby pani iść już do domu, a tam jeszcze czeka...
- Nazwisko - powtórzyłam, warcząc.
Niemal zachłysnęła się z oburzenia i udawana życzliwość przerodziła się w lekką złość oraz  zażenowanie.
- Zawsze pani taka nietowarzyska, co? Przyjaciele mają z panią na pieńku.
- Nie mam przyjaciół. Mogłaby mi pani podać swoje pieprzone nazwisko? 
Przełknęła ślinę. Wystarczyło usłyszeć mój głos, który mówił sam z siebie, że nie wolno do mnie podchodzić bez ubezpieczenia.
- Już nie ważne. Widzę, że ma pani inne sprawy - wstała i wyszła. Tak po prostu wyszła!
Zacisnęłam dłonie w pięści. Właśnie wchodził następny klient, ale nie wytrzymałam. Było już koło piątej trzydzieści i chciałam wracać do domu.
- Wyjść! - warknęłam. - Dajcie mi spokój!
A potem sama wyszłam, trzaskając drzwiami.

Jev?

poniedziałek, 1 września 2014

Od Jev'a - CD historii Katherine

Biegłem. Przedzierałem się przez las. Mój puls stawał się coraz szybszy. Zdałem sobie sprawę, że jestem mięczakiem. Że nie umiem powiedzieć jej prosto w twarz prawdy i moich odczuć. Że uciekam. Uciekam od problemów. A nigdy tak nie robiłem. Zawsze rozwiązywałem problemy od kichanego początku do pieprzonego końca.
W końcu zatrzymałem się, i padłem na kolana. Gdyby nie to, że nie czułem bólu prócz tego zadawanego przez drewno i noże byłbym spocony, zmęczony i wymordowany szaleńczym biegiem.
Poczułem głód. Pulsujące kły.
Zapach krwi.
Po lesie chodził człowiek. Kobieta. Mimo woli zakradłem się parę kroków od niej.
Nie, nie, nie - wołało moje serce.
Tak, tak, tak - wołał instynkt drapieżcy.
Podszedłem do dziewczyny. Jej kasztanowe proste włosy opadały na ramiona, a śniada skóra tworzyła kompozycje z krwistoczerwoną sukienką sięgającą do połowy uda. Krwawiła. Z nosa.
Starałem się nie wdychać tego zapachu. Nie.
Przysunąłem się bliżej do Czerwonego Kaptura i ująwszy jej twarz w dłonie powiedziałem:
- Uciekaj - zażądałem - Jak najszybciej. Nie krzycz. Uciekaj. Ktoś cię goni. - użyłem perswazji i puściłem dziewczynę, która bezradnie pokiwała głową. Potem uciekła. Słyszałem jej przyspieszone bicie serca. Złapałem się za głowę i zatkałem uszy. Ale ten zapach.
Nie mogłem z tym walczyć, ale musiałem. Aczkolwiek nie tylko z tym.

Katherine? Twój brak weny udzielił się i mi.

Od Katherine - CD historii Jev'a

Zacisnęłam usta w wąską linię. Przeczytałam ten list raz. Potem drugi, a potem trzeci. Czytałam i nie rozumiałam jego treści, a jednocześnie doskonale rozumiałam. Bolał i jednocześnie cieszył. Dopiero po kilku chwilach zorientowałam się, że uśmiecham się lekko i jednocześnie płaczę.
Chciałam za nim pobiec, lecz wiedziałam, że jest już daleko. Trzeba było to zrobić od razu. Teraz pobiegł już gdzieś, nie wiadomo gdzie. Czy to był list pożegnalny? Dlaczego nie mógł powiedzieć mi tego w twarz?
Westchnęłam i schowałam go w kieszeń mojego płaszcza. Wierzchem dłoni otarłam łzy. Na szczęście mam wodoodporny makijaż - pomyślałam, śmiejąc się cicho.
Poukładałam sobie papiery na biurku, wyprostowałam się i założyłam nogę na nogę. Z powrotem sięgnęłam do swojej książki i starałam się zaczytać, odbiegając od rzeczywistości i przenosząc się na Baker Street 221B.


Jev? Weny brak. :/

Od Jev'a - CD historii Katherine


Siedziałem pochylony nad moim przezroczystym stoliczkiem w salonie. Pisałem list. Zabrudziłem dwa arkusze papieru. Gdy skończyłem treść, wykaligrafowałem słowa wstępne i podpis adresata. Włożyłem kartki do koperty, która byłaby nieskazitelnie czysta gdyby nie miś z serduszkiem w łapkach. Niestety, ale babka w papierniczym miała tylko takie.
Po raz kolejny westchnąłem patrząc na uśmiechniętego od ucha do ucha puchatego misiaczka. Pasowałby idealnie do sytuacji gdybyśmy nie byli wampirami w trudnym związku, który nie miał szans istnieć.
Gdy skończyłem poszedłem pod prysznic chcąc zmyć z siebie poczucie winy, którego nabawiłem się przez niecały tydzień.
***
Ubrałem czystą białą koszulę zapinaną na guziki, czarne spodnie i tego samego koloru buty firmy Adidas. Przeczesałem palcami włosy, a przy okazji zgoliłem trzydniowy zarost.
Porwałem z wieszaka (kupiłem nowy i przeprosiłem po raz setny Rixona za wbicie mu go w brzuch) ciemną kurtkę i przerzuciłem ją sobie przez ramię. Wsunąłem do niej kopertę z misiaczkiem. Wybiegłem na dwór i zagwizdałem.
Xana od razu przybiegła i zaczęła żuć moje świeżo umyte włosy.
- Xana! - krzyknąłem odpychając ją od siebie. Parsknęła, oczywiście plując mi na twarz.
- Dobra, pojadę samochodem - zadecydowałem i wskoczyłem za kierownice jednocześnie zapalając silnik. Nie minęło pięć sekund wyjechałem z podjazdu kierując się w stronę miasta, a dokładniej katedry przywódców.
***
Stałem przed popielatym budynkiem i wpatrywałem się tępo w najwyższe okno w nim.
Biuro Katherine.
Wampirzym tępem wbiegłem do katedry. Przywitałem się z recepcjonistką i pognałem schodami na górę.
***
Bezszelstnie podszedłem do drzwi z bordowego drewna i zapukałem trzy razy. Trzymałem ręce w kieszeni ściskając w nich arkusz.
- Proszę - krzyknęła, jakby ktoś obudził ją z transu.
Delikatnie uchyliłem drzwi i prześlizgnąłem się w dziurę, wchodząc tym samym do pomieszczenia.
Rozglądnąłem się po nim, chcąc patrzeć wszystko tylko nie na nią, ale w końcu musiałem na nią popatrzeć bo poczułem jej wzrok na sobie. Usta Katherine ułożyły się na kształt litery: "O", książka Sherlocka Holmsa wypadła jej z rąk, a ona sama prawie się przewróciła, iż odjechał jej fotel na kółkach.
Zacisnąłem usta w wąską linijkę, ale wychodziło na to, że to ja musiałem się pierwszy odezwać.
- Witaj - wydusiłem mierząc ją wzrokiem. Jej sposób ubioru nie zmienił się nic, a nic.
- Hej - odparła cały czas patrząc mi w oczy.
- Chciałem... - nagle słowa, które uformowałem sobie w głowie stały się wyjątkowe niemądre. - Chciałem - powtórzyłem - podziękować Ci za lekarstwo. - dokończyłem
- Aha - odparła - Nie ma za co - dodała wzruszając niby to obojętnie ramionami.
Podszedłem nieco bliżej, ta zaś cofnęła się na obrotowym krześle, ale ja zostałem przy oknie wpatrując się w życie przed nami. Jakaś para jechała dorożką, a paczka dzieciaków bawiła się na pistolety. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Kath - odwróciłem się do niej. - Dziękuje - powiedziałem po prostu i obszedłem jej biurko, pochylając się nad nią pocałowałem ją w czoło, potem w nos, a następnie w usta. Pocałunek był długi i namiętny ociekający tęsknotą i pożądaniem. Pogładziłem jej nieskazitelnie biały policzek i położyłem kopertę na biurko, tyłem do misiaczka, który szczerzył swoje śnieżnobiałe kiełki w uśmieszku od ucha do ucha.
- Kocham cię - szepnąłem i wyszedłem zostawiając za sobą echo moich słów i ten list - ślad mojej obecności. Wybiegłem. W jedyno miejsce, które mogłem pójść.
W liście było:
Droga Katherine!
Pragnę ci podziękować i przeprosić za moje zachowanie. Tak, Rixon i Shevy wszystko mi powiedzieli. Sposób w jaki się do nich, a także do ciebie, Katherine, był wręcz odrażający. Oczywiście pragnę złożyć przeprosiny nie tylko za to, ale także za problemy jakie ci sprawiłem, w zabijace w barze. Szczerze tego żałuje, ech... mało powiedziane. Jak mnie znasz, obarczam się poczuciem winy, tak mocno, że Shevy się wyprowadziła. Bardzo trudno przestawić mi się na zwierzęcą krew. Pachnie i smakuje jak ścieki. Pragnienie wypala w moim gardle trwałe dziury, czasem tracę kontrolę. Ale już nigdy nie zabije. Nie bez powodu.
Przepraszam, że się rozpisałem. Przejdę do sedna, na które oboje czekamy.
Czasami nie wiem czemu to ciepłe uczucie, jest takie trudne. Różnimy się prawie pod każdym względem, nie potrafimy się przyjaźnić, a kochamy się - ja cię kocham tak mocno, że to przezwyciężą nawet pragnienie i żądze krwi.

Katherine?

sobota, 30 sierpnia 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Wendy, kończysz zmianę - oznajmiłam, wchodząc do pomieszczenia. - Przejmuję gabinet.
Minęły dwa dni od przywrócenia wszystkim pamięci. Do tego czasu zaczęłam częściej pracować, zajmować się dokumentacją oraz odkryciami naukowymi. Zaczęłam wymyślać różne substancje, które powodowały u ludzi różne stany, np. gorączkę, biegunkę, czy... przemianę w wampira. Oczywiście - za ich pozwoleniem.
Postanowiłam usunąć się na dobre z życia Jev'a. Jak wcześniej ustaliłam - nie byłam dla niego dobrą partią. To było proste i logiczne. Nie pasowaliśmy do siebie. Lepiej, by mu było z Shevy lub jakąkolwiek inną wampirzycą.
Wendy - drobna blondynka o słowiańskiej urodzie - była moją zastępczynią. Miała zaledwie sto lat i posłuszny charakter. Można ją było nazwać nawet masochistką, ponieważ lubiła, kiedy nią się pomiatało. Ustaliłyśmy grafik - ona pracowała od ósmej do osiemnastej, a ja od osiemnastej do czwartej.
Posłusznie skinęła głową uporządkowała wszystkie swoje rzeczy i bez słowa zniknęła z gabinetu. Rzuciłam torebkę na biurko i usiadłam na krześle, kładąc nogi odziane w wysokie, czarne obcasy na blacie. Oprócz tego miałam na sobie biurową, czarną spódnicę do kolan, z małym rozcięciem z boku oraz bawełnianą, białą koszulę, przez którą prześwitywał mój również biały stanik. Nie robiłam sobie problemu, ponieważ nie miałam kompleksów na temat moich piersi. Podwójna, naturalna miseczka D i wszystkie oczy kierują się w twoją stronę.
Wyjęłam z torebki książkę "Znak czterech" o przygodach Sherlock'a Holmes'a, które jak wiadomo - uwielbiałam - i odpłynęłam w swoją krainę. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam, nie robiąc sobie najmniejszego problemu ze zdjęcia nóg z biurka lub zamknięcie książki. Gdy uniosłam wzrok, omal nie spadłam z krzesła. Do gabinetu wszedł Jev.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Zalał mnie gęsty przypływ ciemności. Jedyne co zdążyłem usłyszeć to słowa Katherine, trzask zamykanych drzwi oraz krzyk Rixona:
- Co u diabła?!
***
Otworzyłem oczy i wciągnąłem chaotycznie haust powietrza.
- Co się stało? - spytałem całkowicie oszołomiony. - Co się do cholery stało?! - powtórzyłem, a Rix i Shevy pochylili się nade mną zatroskani.
- Wiesz kim jestem? - spytał Rixon kładąc nacisk na każdą sylabę, jakby mówił do wyjątkowego idioty.
- Kretynem, który nie chce mi powiedzieć dlaczego czuję się... - zamyśliłem się - Tak jak się czuje - dokończyłem.
- Pamięta nas! - zapiszczała Shevy skacząc w miejscu. - Pamięta! - zawołała i rzuciła się w moje ramiona.
- Okey... - odsunąłem ją od siebie coraz bardziej zmieszany. - Co tu się stało? - mój wzrok przeniósł się na zakrwawioną koszulkę Rixona. - Moje poduszki! - chwyciłem jaśka całego w krwi i strzępach. - Czemu mój stół jest taki brudny? - rzuciłem im podejrzliwe spojrzenia, ale oni tylko wybuchnęli gromkim śmiechem, który wypełnił całe pomieszczenie.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Jev zatrzymał się i spojrzał na mnie krytycznie.
- No, nie. Znowu ty?
- A ja - uśmiechnęłam się sztucznie i wolnym krokiem zaczęłam iść w jego stronę. - Bimber może zdziałać cuda, wiesz? Sprawić, że zapomnisz o złamanym sercu, a nawet ma działania lecznicze. Nigdy nie sądziłam, że pijaństwo może doprowadzić człowieka do sukcesu. A jednak.
- Co ty pieprzysz? - parsknął.
Shevy i Rixon także patrzyli na mnie, jakbym miała nie równo pod sufitem. Odchrząknęłam, a na ten znak do domu weszli Pavlo oraz Thomas. Choć Jev się wyrywał - oni byli silniejsi i przytrzymali go. Dla jeszcze większej grozy, Pavlo kopnął go kolanem w brzuch. Wyjęłam z strzykawkę i podeszłam do nich. Wbiłam ją w nadgarstek Jev'a, a krew powoli zaczęła wpływać do naczynia. Następnie przelałam to do fiolki, która była już częściowo wypełniona bimbrem. Pomieszałam to i wprowadziłam to z powrotem do krwi Jev'a.
Gdy zaczął się trząść, uśmiechnęłam się i dałam znak, by chłopcy przestali go trzymać.
- Który to? - zapytałam.
- Dwunasty.
Westchnęłam.
- Jeszcze jakaś sześćdziesiątka... - mruknęłam, po czym nasza "ekipa" wyszła z domu, pozostawiając dygoczącego Jev'a oraz oszołomionych Shevy i Rixon'a.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Jev! - syknęła Blondi podnosząc się z kanapy.
Rixon wyjął sobie broń z rany, z której trysnęła krew.
- Ty gnojku - warknął
- O nie! Moje białe poduszki! - westchnąłem teatralnie udając, że wypłakuje na nich moje smutki. Zaśmiałem się przeciągle i wyjąłem z lodówki torebkę krwi. Odkręciłem kurek i zacząłem sączyć płyn, który mimo tego, że leżał w zamrażarce rozgrzał się w moim gardle.
Westchnąłem rozkoszując się smakiem płynu. Już miałem wyjść do miasta na łowy, tym bardziej nieco subtelne, ale zatrzymał mnie znajomy i irytujący głos.
- Nie tak prędko - zamknęła drzwi na zasuwę i stanęła mi przed nosem. Ciemnowłosa.

Katherine? 

piątek, 29 sierpnia 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Nie miałaś być przypadkiem w Moskwie? - zapytał Pavlo, gdy weszłam do pomieszczenia. - W sumie to nawet dobrze. Zaczął się rzucać - wskazał dłonią na wampira, który był przywiązany do łóżka.
Zaraz po powrocie od Jev'a udałam się do Kwatery i zjechałam na ostatnie piętro - ściśle tajne - do laboratorium. Tutaj właśnie Pavlo przeprowadzał eksperymenty na Thomasie. Trzeba było jakoś przywrócić mu pamięć.
Uśmiechnęłam się, zakładając na siebie biały kitel.
- Moje plany uległy zmianie - przyjrzałam się Thomasowi. - Udało ci się znaleźć rozwiązanie?
- Jeszcze nie - zaciągnął długi łyk ze szklanki.
Pociągnęłam nosem i się skrzywiłam.
- Bimber.
- Potrzebowałem czegoś mocniejszego. Rozumiesz - ciągły stres.
Zaśmiałam się i poklepałam go po piersi. Nagle moją uwagę przykuła fiolka położona na blacie. Podniosłam ją i przyjrzałam się czerwonej cieczy.
- Krew Thomasa - wyjaśnił Pavlo. - Myślałem, że będzie w niej coś niezwykłego. Pomyliłem się.
Otworzyłam ją i powąchałam. Pachniała normalnie.
W tym momencie wydarzyły się dziwne rzeczy. Jakby to wszystko było zaplanowane. Pavlo potknął się i szklanka z bimbrem poleciała na mnie. Jej nieliczna zawartość trafiła do fiolki z krwią. Wtedy ta zaczęła parować i można było wyczuć w niej moc. Nie miałam nawet czasu, by zacząć złościć się za zepsutą sukienkę.
- Co ma bimber w sobie!? - zakrzyknęłam.
- Nie mam pojęcia.
Uśmiechnęłam się szeroko i podbiegłam do Thomasa. Wprowadziłam do jego ciała różne rurki, a on zaczął przeklinać pod nosem. I wtedy połączyłam to z krwią-bimbrem. Nie wiedziałam, co robiłam, a jednocześnie wiedziałam. Instynkt mi podpowiadał.
- Co robisz? - zapytał Pavlo.
- Ciii...
Nie minęły dwie sekundy, jak ciało Thomasa zaczęło dygotać, a oczy wywróciły się z orbit. Po około pół minucie wszystko się uspokoiło. Następną, pełną milczenia minutę potem ocknął się.
- Wspomnienia! - uśmiechnął się szeroko. - Wróciły!
- Do kurwy nędzy... - jęknął Pavlo i przytulił Thomasa.
Zaczęłam go szybko rozwiązywać i także rzuciłam mu się na szyję.
- Skąd wiedziałaś? - zapytali mnie chórem.
- Nie wiedziałam. I to jest najlepsze - klasnęłam w dłonie. - A teraz chodźmy pomóc odzyskać wspomnienia reszcie.

Jev? 

Od Jev'a - CD historii Katherine

- W takim razie *żegnaj* - mruknąłem przenikając do jej myśli. - Nie mam nic do stracenia. - wzruszyłem ramionami i wstałem.
Usłyszałam kolejny szelest i trzask łamanej gałązki.
Już miałem wymówić litanię przekleństw gdy zza drzewa wybiegł kruczoczarny koń ponoć imieniem Xana.
Klacz podeszła do mnie spoglądając nieufnie w me oczy.
- Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie - rzuciłem głaszcząc Xanę po łbie. - Podobno jesteś mą odwieczną kompanką, to prawda? - uniosłem brew. Ta tylko zarżała niby to oburzona i gdy skończyła kręcić się w kółko zaczęła skubać trawę, nie spuszczając mnie ani na chwile z oka.
***
Wróciwszy do domu zastałem Blondi i Bicepsa w salonie. Dziewczyna oglądała jakiś reality show, a chłopak podnosił ciężarki. Nie wydawali się sobą zainteresowani. Ciekawe dlaczego.
Barbie nie przekręciła nawet głowy by zobaczyć, kto przyszedł. Doskonale wiedziała.
- Siema - wyłożyłem zabłocone buciory na przezroczysty stolik.
- Gdzie stary Jev, który utrzymywał wszystko w nienagannym porządku? - spytał retorycznie Biceps odkładając na chwilę półtora tonowy ciężarek.
- Mówisz o tym Jevie, który prawdopodobnie nigdy nie wróci? - odwróciłem kota ogonem - Wybacz, nie znałem go. - rozłożyłem dłonie w przepraszającym geście. - Więc możecie sobie już iść i darować to niańczenie i posiadanie nadziei, że ten stary nędzny Jev kiedyś się tu pojawi.
Blondi syknęła i kopnęła mnie w nogi zrzucając je z kryształowego stolika.
- Nie mów tak - zaprotestowała ostro
- Bo co? I tak się wyprowadzam. - odparłem kolejny raz lekceważąco wzruszając ramionami. - Idę coś przekąsić - wstałem i poszedłem do kuchni.
- Nie bądź tego taki pewien. - wtrącił Rixon podchodząc do mnie wolno.
- Bo co - powtórzyłem i złamawszy drewniany wieszak wbiłem mu go w brzuch.

Katherine? 

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Pieprz się - odpowiedziałam słodko. - Nie obchodzi mnie, co robisz, dopóki będziesz przestrzegał prawa. Jak na razie - nie przestrzegasz. Jeśli jeszcze raz usłyszę, że zabiłeś ludzi w miejscu publicznym i to tak duszą ilość... - wzruszyłam ramionami. - Będę musiała cię zabić.
Prychnął.
- A co ty możesz? Czuję, że jestem starszy od ciebie i silniejszy.
Uśmiechnęłam się.
- Może fizycznie, ale prawdziwa moc wynika z hierarchii, za jeśli nadal będziesz postępował w ten karygodny sposób, spadniesz na najniższą rangę. Jak na razie jesteś na średnim miejscu. Za to ja? Na najwyższym. Nie zapominaj, Jev, że wciąż jestem twoją przywódczynią.
- Nie zapominaj, że nic nie pamiętam - odparował.
- Nie zapominaj, że mam cię na oku - syknęłam, odwróciłam się i odeszłam.

Jev? Brak weny :/

Od Jev'a - CD historii Katherine

Spodziewałem się, że wampirzyce będą myślały, że uciekłem gdzie pieprz rośnie - do miasta. Faktycznie tak chciałem zrobić, ale potem zdecydowałem się pobiec do lasu, gdzie z resztą wyczułem zapach krwi.
***
Okazało się, że to młoda zajęcza matka krwawi bo drapieżnik poranił jej nogi. Postanowiłem ukończyć jej cierpienia, i skręcić jej łeb. Nie zamierzałem się nią karmić. Coś podpowiadało mi, że zwierzęca krew nie jest wcale dobra i prócz energi nie daje praktycznie nic.
Gdy skończyłem "ratunek" zwierzęcia usłyszałem kroki.
No cóż...już nie miałem szansy na ucieczkę, bo zza krzaków wyłoniła się Ciemnowłosa.
- Nigdy nie dasz mi spokoju, prawda? - spytałem podpierając głowę na łokciu i wpatrując się w przestrzeń przede mną. Gdy ta Ciemna Księżniczka znajdowała się obok mnie wyczuwałem dziwne napięcie, więc wolałem nie ryzykować mojego wybuchu. Raczej furii.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Pokręciłam głową, patrząc za wybiegającym wampirem.
- Będzie tyle kłopotów z biurokracją. Jeśli zdąży pozabijać wszystkie wampiry w mieście, będzie grozić mu kara śmierci. A poza tym: Gdzie ja będę jeść? - ponownie pokręciłam głową. - Będzie za bardzo rzucał się w oczy, to jest pewne. Nie ma tak rozwiniętego talentu manipulacji, jak ja. Zacznie działać prawem siły i kłów. I tysiące lat ukrywania się w cieniu rozbiją się w drobny mak przez wampira, którego umysł powrócił do początków XVIII wieku!
Shevy spojrzała na mnie z niedowierzeniem.
- I tylko tym się martwisz? Biurokracją? Prawem?
- Strażnicy prawa nie będą mieli innego wyboru i skażą go na śmierć, za zbyt pokazowe zabijanie.
Zmarszczyła brwi i w jednej chwili coś do niej dotarło.
- A strażnicy prawa to nie przypadkiem przywódcy? Z tego, co słyszałam, to ty najlepiej znasz kodeks. Znaczy, że... To ty skażesz go na śmierć! Nie możesz tego zrobić!
Prychnęłam.
- Oczywiście, że nie mogę. W końcu go kocham - warknęłam, a przez twarz Shevy przebiegł zazdrosny cień. - Jeszcze nic nie zrobił. Trzeba go zatrzymać, bo nie będę miała wyboru - zacisnęłam usta w wąską linię. - A jeśli nie ja, to ktoś inny go zabije. Nie możemy na to pozwolić.
- Nie możemy - zgodziła się. - Na co, więc czekamy?
- Na zbawienie świata, dikar* - mruknęłam sarkastycznie i zaczęłam iść w kierunku drzwi. 

Jev?
Dikar - "dzikus" z rosyjskiego. 

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Spieprzać stąd jak najszybciej - odpowiedziałem za Shevy próbując wyrwać się z sznurów.
- Chodźmy na tyły. - oznajmiła Blondi.
Czarnowłosa księżniczka podążyła za nią.
Westchnąłem i zacząłem majstrować przy sznurach.
Słyszałem szepty wampirzyc, mówiły coś o delikatnym podejściu i wspomnieniach.
Nie wiedziałem czemu tą Barbie obchodzi moje życie, czy to jakaś nachalna dziewczyna? A ta czarna?
Gdy ponownie weszły do pokoju Ciemna miała bardziej zdecydowany wyraz twarzy. Blondi stała w tej samej pozycji co wcześniej i przypatrywała się mi uważnie.
- Jev - zaczęła Czarna
- Czego chcesz?! - odparłem ostro, przy tym wykonałem nagły ruch co spowodowało poluźnienie sznurów. Zwinnym ruchem wyswobodziłem się z nich i ruszyłem w kierunku drzwi. - Nie wiecie do czego głodny wampir jest zdolny? - zakpiłem i wybiegłem.

Katherine?

czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Wyszłam z domu pod wieczór. Słońce leniwie zaczęło chować się za drzewami. Walizkę wsadziłam do bagażnika McLarena i ostatni raz spojrzałam na mój dom, otoczony leśnym krajobrazem.
- Wracam za dwa tygodnie - oznajmiłam mojej wilii i wsiadłam do mojego ukochanego auta.
Nie przejechałam dwóch kilometrów, kiedy odezwał się mój telefon. Warknęłam cicho pod nosem i postanowiłam nie odbierać. Po kilku sekundach znowu zadzwonił. Teraz nieźle się wkurzyłam. Stałam akurat na światłach i jedną dłonią wyjęłam komórkę z torebki. Numer nieznany. Odebrałam.
- Katherine? To ty?
Shevy? Czego ona chciała?
- Skąd masz mój numer? - fuknęłam.
- Tak jak każdego przywódcy, wisi na tablicy ogłoszeń - niemal widziałam, jak przewraca oczami. - Musisz natychmiast się ze mną spotkać.
- Mam wolne. Zadzwoń do Pavla... A zresztą i tak nie jesteś w żadnym z klanów.
- Chodzi o Jev'a.
Natychmiast spoważniałam, lecz nie dałam tego po sobie poznać i odpowiedziałam obojętnym tonem:
- Nie pamięta mnie, co sprawia, że mnie nie obchodzi.
Usłyszałam, jak wciąga powietrze z oburzenia.
- Tylko dlatego, że cię nie pamięta od razu go odrzucasz? Właśnie tak zachowujesz się na co dzień, tak? W pracy zgrywasz bohaterkę i powodujesz u swoich chęć walki i wygranej, a teraz...? Po prostu się poddajesz?
Nigdy nie sądziłam, że Shevy będzie miała rację w czymkolwiek. Szczególnie, że dotyczyło mojej osobowości. Jednak tym razem musiałam przyznać - dobrze to określiła. Po prostu się poddałam. A przecież ja nie należałam do osób, które się poddają.
- Gdzie mam przyjechać?


Spotkałam się z Shevy na zewnątrz stajni Jev'a. Co chwila zerkała przez ramię i było widać, że wytęża słuch.
- Jest tam w środku? - zdziwiłam się.
- Tak. Związałam go.
Zmarszczyłam brwi i rzuciłam jej pytające spojrzenie.
- Wymordował cały ludzki bar - oznajmiła beznamiętnie. - Najwyraźniej nie pamiętał, że był na diecie.
- O rzesz... - mruknęłam. - To trzeba będzie zgłosić. Prawo mówi, że...
- Nie obchodzi mnie prawo i nie obchodzą mnie ci ludzie - warknęła. - Trzeba przywrócić Jev'owi pamięć. Naprawdę to tak mało cię obchodzi?
- Hej. Jestem tu. Gdyby mnie to nie obchodziło to byłabym teraz w samolocie.
- Ależ wielkie poświęcenie.


- Może to cię otrzeźwi - usłyszałam głos Shevy i wiedziałam, że teraz moja kolej.
Weszłam powoli do stajni. Jev patrzył na mnie, jak na socjopatkę i nie dziwiłam mu się. Nie "poznał" mnie w zbyt dobrym świetle. Uniosłam rękę w geście przywitania.
- Ja naprawdę wolałabym być teraz w samolocie - próbowałam się wytłumaczyć. - To ona mnie zmusiła - wskazałam dłonią na Shevy. 
Burknęła coś niezrozumiale.
- To co mam właściwie robić? - zapytałam.
- Wywołaj wspomnienia - wzruszyła ramionami.
- Podaj gin.
- Po co?
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Bo lubię gin.
Przewróciła oczami i na chwilę znikła. Po kilku sekundach przybyła z butelkę ginu. Wybiłam spory łyk i spytałam:
- To co mam dokładnie robić?

Jev? 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Wieczór upłynął mi dość błogo. Nie wiem dlaczego czułem taki niedosyt, ale wciąż miałem za mało. Wyszedłem z baru pełnego trupów gdy nagle poczułem zimny oddech na moich plecach.
- Jev... - wycedziła.
Odwróciłem się i zobaczyłem Barbie, która wpatrywała się we mnie z frustracją.
- Czego? - spytałem unikając jej wzroku - Butiki nie w tych stronach. - staksowałem ją spojrzeniem.
Moją uwagę puściła mimo uszu, stała dalej jakby dwunasto centymetrowe szpilki wbiły się w bruk. Przy okazji bombardowała mnie przenikliwymi oczyma.
- Spadaj. - poleciłem, ale ona podeszła do mnie i usłyszałem tylko zgrzyt kości mojej głowy i ciemność.
***
Budziłem się.
Leżałem na jakimś twardym...łóżku. Na deskach?!
Nagle się opamiętałem i przypomniałem sobie zdarzenia sprzed stracenia przytomności.
Ta blondyna skręciła mi kark.
Podniosłem się gwałtownie i zobaczyłem, że moje ręce są wykręcone do tyłu i związane sznurem.
- Co do diabła? - spytałem mrugając powiekami. - Gdzie ja jestem.
Barbie podeszła do mnie i przesłała mi obrazy.
Gdy zadała cios, pakowała mnie do samochodu, przywiozła na...odludzie.
- Jesteś w swojej stajni, kretino. - odparła kopiąc kamień czubkiem buta.
- Stajni? - popatrzyłem na nią zdegustowany.
- Xana. Kawaler. Stajnia. Nie pamiętasz? - splotłszy ręce na piersi ukradkiem zerkała w kierunku drzwi.
- Po co mnie tu przywlokłaś? - powiedziałem jadowicie sącząc słowa. Przegięła pałę.
- Może to cię otrzeźwi - wskazała dłońmi drzwi gdy nagle do pomieszczenia weszła ta ciemnowłosa wampirza-wariatka.

Katherine? 

Od Katherine - CD historii Jev'a

Byłam już w połowie pakowania wszystkich rzeczy - a było ich sporo. Już wcześniej zadzwoniłam do Pavla - który przez ten czas starał się ogarnąć sytuację - że biorę wolne na dwa tygodnie. Miałam zamiar pojechać do Moskwy i uspokoić się. W ostatnich dniach działo się naprawdę wiele i Pavlo doskonale rozumiał, że potrzebowałam odpoczynku. To wszystko było poza moją cierpliwość i zdolności. Czas, by powiedzieć sobie na jakiś czas: DOŚĆ.
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Kto mógł mnie odwiedzać o tej porze? Zerknęłam na zegar. Była druga po południu, minęła doba od pamiętnej bitwy. Słońce przygrzewało bardzo mocno, a jednak owy gość przyszedł. Wiedziałam, że to wampir, ponieważ poczułam jego aurę. Była silna. Lekko silniejsza od mojej, lecz nie tak silna, jak aura Pavla, czy Thomasa. Zmarszczyłam brwi i poszłam otworzyć.
- Kiedy myślisz, że jest beznadziejnie, ktoś chce ci jeszcze dopiec - warknęłam, patrząc w niebiesko-zielone oczy wampira. - Zahipnotyzowałam się. Miałeś więcej nie wracać, Lemarie.
Andre uśmiechnął się szeroko, wyminął mnie i bez słowa wszedł do mojego domu. Przez chwilę stałam w otwartych drzwiach, odwrócona do niego tyłem. Jak on śmiał wchodzić do mojej willi, bez mojej zgody!?
Odwróciłam się gwałtownie, zatrzaskując przy tym drzwi. Andre zdążył się już ustanowić na fotelu i podziwiał obraz na ścianie, przedstawiający Katarzynę II Wielką.
- Jesteś do niej podobna, wiesz? - odezwał się nagle. - Była bardzo uparta i zaborcza. Och. I do tego niewyobrażalnie piękna.
- Nie będę pytała, skąd znałeś cesarzową Rosji - pokręciłam głową i usiadłam na przeciwko niego. - Mów, czego ode mnie chcesz.
- Jak zawsze konkretna - klasną w dłonie, uśmiechając szerzej, niż to możliwe. - Droga Katherine, powiedziałam mi i twojemu ojcu, żebyśmy więcej nie wracali. Nie dodałaś dokąd mamy wracać.
- To chyba oczywiste...
- Nie dla magii.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Teraz już naprawdę miałam DOŚĆ.
- Wynoś się stąd, nigdy nie wracaj do mojego domu i jeśli kiedykolwiek jeszcze mnie zobaczyć uciekaj, jak najdalej. A teraz: Odejdź, Lemarie.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine



Patrzyłem jak czarnowłosa wampirzyca biega po placu i wypytuje inne wampiry o coś tam. Nie słuchałem bo nie interesowało mnie o co, ani co się stało.
Koleś-biceps wpatrywał się we mnie niedowierzająco a Barbie myślała na głos.
- No to cześć - wstałem i odszedłem w swoją stronę. Na parę kroków bo Biceps i Barbie mnie zatrzymali.
- Jak to nic nie pamiętasz?! - potrząsnął mną wampir, a wampirzyca poczęła go uspokajać.
Wzruszyłem ramionami.
- A wy kim jesteście? - spytałem od niechcenia.
- Rixon, twój najlepszy kumpel. Brat od ponad trzech wieków, kompan do zabaw i ty mnie nie pamiętasz? - wyjaśnił.
- A ty, Blondi?
Wampirzyca obruszyła się, ale odpowiedziała po chwili.
- Przemieniłam cię w wampira, Jev. To mnie przez całe życie nienawidziłeś za to co ci zrobiłam... - chciała ciągnąć dalej, ale przerwałem jej lekceważącym ruchem dłoni.
- Nieważne. - otrzepałem ręce z piachu i ruszyłem przed siebie. - Przynajmniej jesteś ładna... - rzuciłem na odchodnym.
***
Nie miałem po co wracać do domu, więc zmyliłem B&B (Barbie and Bicepsa), że kieruje się do domu. Natomiast ruszyłem w miasto, dużo dalej od Big Ben. Przechadzałem się między uliczkami gdy nagle wyczułem kłujący zapach żelaza i metalu. Uderzył w moje nozdrza, a ja ruszyłem za wonią, która mnie wołała. Doprowadziła mnie do jakiegoś pełnego ludzi baru, była dyskoteka. Podszedłem do barku i posłałem zalotne spojrzenie kelnerce.
- Cześć - ukazała mi się w całej swojej postaci. Skąpy czarny strój i kolczyki wielkie niczym London Eye.
- 2 razy Burbon, możesz dać całą butelkę. - odparłem
- Jesteś pewien - zlustrowała mnie wzrokiem - On ma 80% mocy.
- Tym bardziej
- Burbon lejemy tylko po kieliszku, jest bardzo silny - wyjaśniła mi nieco starsza kelnerka od tej pierwszej.
- W takim razie wypije coś innego. - postanowiłem wpatrując się w jej oczy - Podejdź tu - zachęciłem ją. - Nie krzycz. - wbiłem kły w jej pulsującą tetnicę. Czerwony płyn przeniknął do mojego gardła gdzie zagrzał swoje miejsce.



Katherine?

środa, 27 sierpnia 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Odeszłam kilka kroków i przycisnęłam dłoń do ust. Wpatrywałam się w niego z mieszaniną szoku i niedowierzenia. Po chwili Rixon i Shevy - a co ona tu, do cholery, robiła? - znaleźli się obok nas. Przyjaciel Jev'a podszedł do niego i potrząsną jego ramieniem.
- Stary, ale przypominasz sobie, kim jestem ja, co nie?
Jev wolno pokręcił głową i odsunął się od Rixon'a. Ten jęknął i schował twarz w dłoniach. Shevy podeszła do niego i zadała podobne pytanie. Odpowiedź również była przecząca.
- Ale pamiętasz, jak się nazywasz? - Rixon drążył temat.
- Nazywam się Jev Roth. Jestem wampirem. Umarłem, ale odżyłem. Wiem tylko tyle. I nie mam pojęcia skąd to wiem.
Stałam, jakby ktoś przybił mnie do ziemi. Rixon spojrzał na mnie z oczekiwaniem. Cała nienawiść do mnie nagle przeminęła, gdy jego najlepszy przyjaciel nikogo nie pamiętał. Byłam pieprzoną przywódczynią. Musiałam coś wymyślić.
Nagle wpadłam na pomysł.
Odbiegłam od nich i zaczęłam szukać kilku znajomych twarzy. Wreszcie dostrzegłam mojego przyjaciela. Z dostojnymi, włoskimi rysami. Jak ja za nim tęskniłam. Wpół siedział, w pół leżał. Jedną ręką opierał się o ziemię. Rozglądał się dookoła, zaintrygowany.
- Pavlo! - krzyknęłam, a on zwrócił ku mnie swoją twarz. Nagle posłał mi zmęczony uśmiech, a ja się zatrzymałam. Nie wiedziałam dlaczego, ale byłam zawiedziona. On pamiętał. - Pavlo... - chciałam się upewnić. - Wiesz, kim jestem?
- A czemu miałbym nie pamiętać, Kathy?
Prawie znów dałam się ponieść emocjom i zapłakać. Powstrzymałam się, jednak w ostatniej chwili. Ostatnio zbyt często mi się to zdarzało. Musiałam nauczyć się nad sobą panować. Nie mogłam mieć statusu ciamajdy.
Nagle kątem oka zobaczyłam ruch i kolejną znajomą twarz.
- Thomas - odezwałam się wystarczająco głośno, by mnie usłyszał. Poderwał głowę. Był przestraszony. W ogóle nie przypominał Thomasa jakiego znałam. - Thomas... Pamiętasz mnie?
- Kim jesteś? - usłyszałam odpowiedź i w tym momencie już nic nie rozumiałam.
Zaczęłam biegać od wampira do wampira. Niektórzy mówili, że mnie pamiętają, inni, że nie. To było okropne. Łamało mi serce, ponieważ nie wiedziałam, co robić. Byłam całkowicie bezradna.
Wreszcie, gdy wszystko pojęłam, wróciłam do Rixon'a i Shevy, którzy cały czas napastowali Jev'a. Zamilkli, gdy do nich podeszłam i rzucili mi pytające spojrzenia.
- Co drugi wampir nic nie pamięta - oznajmiłam, chowając twarz w dłonie. - To beznadziejne. Dlaczego tak się stało...?
Wściekłość i żal we mnie wybuchły. Miałam wszystkiego serdecznie dość. Chciałam, by wszystko się skończyło, a ja mogłabym być wreszcie spokojna. Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie spotkała pieprzone Andre. Kto wie? Może nawet wyszłabym za mąż za jakiegoś przystojnego, całkowicie śmiertelnego jegomościa.
Ale wszystko było mi przeznaczone. Małżeństwo z Andre. Przemiana w wampira. Uratowanie dziecka Chimery z rąk porywaczy. Przewodzenie wampirzym klanem. Przyjaźń z Thomasem i Pavlem. Zakochanie się w Jev'ie. To było moje przeznaczenie. Cel, do którego powinnam dążyć. Najwyraźniej bogowie mieli co do mnie jakieś specjalne plany, ponieważ pozwalali bym tak długo traciła nadzieję i szczęście.
Jedyne, co pozostawało to wiara.
Wiara to czasem ostatnie, co nam pozostaje.
Masz rację, Christopherze. Wiara.
Chwyciłam kamień leżący na ziemi i cisnęłam nim niebo. Po chwili spadł na ziemię, lecz nie przestawałam rzucać kamieniami w którąkolwiek stronę.
- TAK SIĘ BAWICIE, TAK!? - wrzasnęłam. - SUPER! PO PROSTU ŚWIETNIE! TESTUJECIE MOJĄ CIERPLIWOŚĆ, CO!? PRZEZ CAŁE LATA ZNOSIŁAM TO, ŻE CO CHWILA STARACIE SIĘ ZNISZCZYĆ MI ŻYCIE, ALE TO JUŻ PRZESADA! MAM DOŚĆ I PRZYSIĘGAM, ŻE JEŚLI TEGO NIE ODWRÓCICIE TO PODPALĘ KAŻDĄ WASZĄ ŚWIĄTYNIĘ!
Odpowiedziała mi chłodna cisza, która niosła ze sobą milion słów. I świszczący wiatr, który krzyczał na mnie, że robię źle. Przysłuchiwałam się, jak przesyłają mi milczącą wiadomość. A może działała tylko moja chora wyobraźnia? Nie. W powietrzu było czuć moc większą, niż moc nawet samej Chimery.
Nie wolno było obrażać bogów.
Miałam to gdzieś.
Przełknęłam wściekłość i odwróciłam się. Odeszłam dumnym krokiem. Nikt nie wiedział gdzie. Ja sama nie wiedziałam.

Jev?





Od Jev'a - CD historii Katherine

Ogarnęła mnie ciemność. Wylądowałem w ciemnym pokoju bez kształtu, nic nie widziałem prócz nicości. Jednak dobiegały mnie dźwięki i głosy, nieco przytłumione, ale jednak je słyszałem. Niewiele słyszałem poza tym, że powtarzałem sobie słowa Katherine. Jakaś czarna i wysoka postać wołała mnie: - Jestem tutaj! Przyjdź do mnie. - błagała bez ustanku. Wtedy zrozumiałem. To śmierć mnie woła. Jednak mózg odmawiał mi posłuszeńśtwa i coraz bardziej pchał mnie w stronę postaci z kosą.
- Nie - opierałem się świadomości, a może rzeczywistości. - Nie. - zaparłem się nogami, ale te również odmówiły mi posłuszeństwa. Poruszały się do przodu podczas gdy ja chciałem jeszcze chwile posłuchać.

Zbliżałem się coraz bardziej, nie mogąc nic zrobić. Nie posiadałem własnej woli, już nie. Wiedziałem, że po spacerze ze Śmiercią czeka mnie przeciwieństwo Edenu. Tak naprawdę nie wierzyłem, że mamy własnych bogów, może mamy poprzedników, ale nie opiekunów, którzy sprawują pieczę nad naszymi żywotami.
Ściany pokoju zwężąły się jeszcze bardziej, już miałem przekroczyć próg i podać ręce śmierci gdy ujrzałem białe światło, które prześwitywało spomiędzy zasłony ciemności. Ściany od razu powróciły na swoje miejsce, dając za wygraną. Pochłonęła mnie tak jasna energia, że przez chwilę myślałem, że to archanioły po mnie przyszły.
Prędko zwróciłem się w tym kierunku i wbiegłem w świątynie światłości.
***
Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą dach, dalej byłem w lonży przywódców. Zachłysnąłem się powietrzem gdy nagle z mojego nosa puścił obfity krwotok. Jęknąłem i usiłowałem wstać. Gdy już się wygramoliłem ujrzałem mnóstwo ludzkich trupów. Moi pobratymcy podnosili się z ziemi zupełnie skonsternowani. Jak i ja.
Ożyłem? Czy to anioły po mnie przyszły? Zaraz wyrzuciłem tę myśl z głowy. Na pewno anioły mnie wskrzesiły potym jak zabiłem około setki ludzi.
Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu kogoś znajomego.
- Kath? Rix? Shevy? - otworzyłem usta z nadzieją, że wykrzyczę te imiona, ale wydałem z siebie jedynie chrapliwe jęki. Nie wiedziałem skąd znam te imiona. To było takie dziwne. - Co tu się dzieje? - zapytałem bezgłośnie i zobaczyłem dwie skulone postacie w krzakach. Podtruchtałem tam. Za kurtyną liści siedziały dwa wampiry. Jeden wysoki i muskularny, drugi był wampirzycą - szczupłą i jasnowłosą.
- Jev! - usłyszałem jak woła mnie czyiś kobiecy głos. Ten ton ociekał tęsknotą przesyconą radością. Gdy się odwróciłem ujrzałem wysoką czarnowłosą wampirzycę o pięknych oczach i nieskazitelnej twarzy. - Kim... - urwałem bo kobieta przytuliła mnie miażdżąc moje kości w uścisku. Po chwili się oderwała i chwyciła moją twarz w swe dłonie i przybliżyła swe usta do moich. - Kim ty jesteś? - spytałem wpatrując się w jej twarz przenikliwie. Skądś ją znałem, ale nie umiałem sobie przypomnieć skąd. Przypominała mi kogoś, ale usiłując sobie przypomnieć kogo w mojej głowie brzmiała tylko pustka.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Nie wiedziałam, w którym momencie zaczęły lecieć mi łzy. Mrugałam bardzo szybko, lecz nawet to nie pomagało. Słone krople spadały na jego piękną, idealną twarz. Dotknęłam drżącą dłonią jego włosów. Jeszcze przez chwilę czułam bijącą od niego, słabą energię. Jeszcze przez te kilka sekund jego aura była żywa. Potem wszystko zgasło. Załkałam. Odszedł. Tak po prostu umarł.
- Kocham cię... - wyszeptałam i pocałowałam go w czoło. - Zawsze będę cię kochać.
Wyjęłam kołek z jego piersi i odrzuciłam go w bok. Krew zaczęła sączyć się z otwartej rany. Cierpiałam tak bardzo, jak jeszcze nigdy w moim nieśmiertelnym życiu. Dopiero teraz zrozumiałam swoje błędy. Zrozumiałam, co to znaczy kogoś kochać, a potem stracić.
Życie jest bolesne.
Człowiek rodzi się. Poznaje świat. W pewnym momencie dojrzewa i zakochuje się. To pierwsze zauroczenie, które najczęściej okazuje się zgubne. Potem człowiek cierpi i myśli, że to już koniec. Jednak to dopiero początek. Nowe doświadczenia sprawiają, że staje się mądrzejszy. I wstaje. Bo ma wiarę. Zakochuje się jeszcze nie raz i jeszcze nie raz ma złamane serce. Aż wreszcie wie, że spotkał tą jedyną osobę, z którą chcę spędzić resztkę życia. Bierze ślub, płodzi dzieci. A potem wszystko się kończy, a człowiek umiera.
Każdy kiedyś umrze.
Życie jest dziwne.
- Ale trzeba wstać - ostatnie słowa wypowiedziałam na głos, cicho. - Bo to nie koniec. To dopiero początek.
Przełknęłam łzy i ostatni raz spojrzałam na pustą twarz Jev'a. Potem sięgnęłam do kieszeni jego spodni i wyjęłam stamtąd zieloną sakiewkę. Spojrzałam na nią. Była naprawdę piękna. Prawie tak bardzo, jak mój medalion. Może też był darem boskim?
Nie miałam czasu się zastanawiać. Roztrzaskałam to, a wszyscy śmiertelnicy upadli na kolana, całkowicie ogłuszeni. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że została nas tylko garstka. Około piętnastu wampirów. Stali chwiejnie na nogach.
- Na co czekacie!? - wrzasnęłam. - Zabijmy ich!
I wtedy wszyscy - ja także - rzucili się do akcji. Ścinaliśmy ich głowy, aż wreszcie nie został nikt żywy. Wtedy upuściłam moją katanę i rozejrzałam się. Kilka nieznajomych twarzy, kilka znajomych. Nigdzie Pavla i Thomasa.
Oni też polegli. Wszyscy zaczęli do mnie podchodzić. Zrozumiałam. To ode mnie zależało, co będzie dalej.
Tylko, że dla mnie dalej nie było nic.
I nagle przed oczami pojawiło mi się wspomnienie przed czterdziestu dwóch lat.


Sztywne ciało mojego przywódcy leżało na moich kolanach. Patrzył na mnie wzrokiem umierającego.
- Teraz ty musisz przejąć medalion - wychrypiał. - Katherine... Jeden został wykorzystany. Drugi czeka. Ona jest nam winna przysługę. Pamiętaj, żeby wykorzystać to w ostateczności. 
Pokiwałam głową, łzy skapywały mi na ziemię.
- Christopherze... Co się stanie, jak umrzesz? Nie dam rady rządzić twoim klanem.
- Dasz, Katherine. Dasz. Wierzę w ciebie.
One we mnie wierzył. To znaczyło dla mnie wszystko. Był dla mnie, jak ojciec, którego utraciłam dawno temu. Poza nim nie miałam nikogo. 
- Wiara to czasem ostatnie, co nam pozostaje - wyszeptał i umarł.
Pociągnęłam nosem i pokiwałam głowę.
- Ja wierzę. 


Wróciłam do rzeczywistości. Wszyscy przypatrywali się mi. Sięgnęłam do medalionu na mojej szyi. Zauważyłam, że ciągle płaczę. W ten sam sposób, jak kiedyś. Bezgłośnie, bez łkania. 
- Ona ma dług do spłacenia - wyszeptałam. - Przepraszam cię, Christopherze, że cię zawiodłam. Przepraszam, że zaniedbałam twoją wiarę - uniosłam głowę i nagle ogarnęła mnie furia. Wielka wściekłość. - Przynieście mi jednego żywego i jednego martwego człowieka!
- Wszyscy są martwi... - mruknął ktoś.
- TO ZNAJDŹCIE GDZIEŚ, NIE OBCHODZI MNIE GDZIE, ŻYWEGO! - wrzasnęłam.
Po chwili wszyscy zniknęli. Nie minęło pół sekundy, gdy przed moimi stopami pojawił się żywy i martwy człowiek. Ten żywy był zaledwie nastolatkiem. Przerażonym nastolatkiem.
- Co się dzieje!? - zawył.
Zignorowałam go i wyjęłam nóż zza mojego pasa. Potem zerwałam z szyi medalion i podeszłam do nastolatka.
- Podaj mi dłoń, chłopcze - użyłam magii, ponieważ nie zamierzałam się cackać. Zrobił to, a ja przecięłam mu ją nożem. Krew zaczęła skapywać na ziemię. Szybko podsunęłam medalion pod ranę. Zaczął być czerwony od jego krwi. Wtedy upuściłam jego dłoń, a on leżał zahipnotyzowany. - Krew żywego - powiedziałam i podeszłam do umarlaka. Jego dłoń również przecięłam i powtórzyłam proces. - Krew umarłego - przecięłam swoją dłoń. Ostrze gładko weszło pod moją skórę, lecz ja ledwo czułam ból. - Krew nieśmiertelnego - czerwona ciecz kapnęła na medalion. Wtedy staną w ogniu.
Upuściłam go na ziemię i odeszłam kilka kroków w tył. Inni, z przerażonymi minami, zrobili to samo. Ktoś o dobrym sercu nawet odciągnął zahipnotyzowanego nastolatka.
Na jego miejscu zaczął rysować się kontur. Poczułam falę wielkiej mocy. Największej we wszechświecie. Kontur zaczął formować się w ciało stałe.
I stanęła tam. Piękna, potężna. Stała na czterech łapach, dosięgała mi do szyi. Jej główna głowa była łbem lwa. Dumna i królewska. Patrzyła na świat groźnie. Druga przedstawiała kozła. Równie strasznego. Trzecia zaś smoka, a z jego nozdrzy buchał dym. Zamiast ogona był tułów syczącego węża. Każda para oczu była czerwona, jak rubiny i niebezpieczna.
Jednak się nie bałam.
- Co za burdel - przemówiła postać donośnym głosem, rozglądając się dookoła. Wtem jej wzrok spoczął na mnie. - Ach, Katherine... Zastanawiałam się, kiedy mnie wezwiesz. Tęskniłam...
- Super. Ja też - uciszyłam ją. - Chimero, za uratowania twojego bachora należy mi się nagroda, prawda? Uważasz, że ile żyć był warty?
- Nieskończoność - oznajmiła dumnie.
- Cudownie - wskazałam ręką na tą całą rzeź. - Proszę cię, abyś wskrzesiła wszystkich, którzy byli nieumarli.
Nie musiałam nawet na nią patrzeć, by wiedzieć, że jest zdziwiona i jednocześnie rozbawiona.
- Myślałam, że użyjesz medalionu do ważniejszej sprawy.
- To ważne. Oni wszyscy mieli rodziny i przyjaciół. Każdy z nich był dobrą istotą, która miała nadzieję na lepszą przyszłość.
Przyjrzała mi się uważnie.
- Myślałam, że cię znam. Kiedyś byłam tak samolubna, że chętnie zabiłabyś resztę przywódców, by dojść do władzy. A teraz? - pokręciła łbami. - Wtedy lubiłam cię bardziej.
- Cóż, przykro mi. A teraz spłacaj swój dług.
Nie każdy odważyłby się przemawiać tak do wszechmogącego stworzenia. W tej chwili było mi jednak wszystko jedno.
Wzruszyła ramionami i nie musiała się trudzić, by wszystkie martwe wampiry nagle odzyskały przytomność. Te, które przeżyły zaczęły być bardzo przejęte i odbiegły, szukając swoich znajomych.
- Dziękuję - powiedziałam.
Skinęła mi głową i zniknęła. Tym razem na zawsze.

Jev?