W takim razie pozostało mi tylko czekać - pomyślałam z bólem. Nienawidziłam czekać. Nawet nie miałam pewności, że wróci. Jeśli, by nie wrócił, była naprawdę spora szansa, że znajdzie go ktoś inny. I on nie będzie miły.
Skrzywiłam się, gdy wyobraziłam sobie, jak jakiś wampir atakuje Jev'a, by go pojmać i przez przypadek przedziurawia mu serce srebrnym sztyletem. Albo, jak Jev ponownie wraca do stanu "bez emocji" i jego uzależnienie spada na taki poziom, że trzeba będzie go skazać. Każdy scenariusz był okropny, lecz musiałam wciąż mieć nadzieję, że wróci. Od tej pory mogłam żyć tylko nadzieją.
Wysiadłam z samochodu, głośno trzaskając drzwiczkami. Następnie wróciłam do domu i zrobiłam sobie latte. A potem następną. I następną.
Nie smakowała już jednak tak dobrze. Miała smak moich emocji. Bólu, poczucia winy, bezradności. I strachu. W jednej latte było tyle strachu, ile nie doświadczyłam latami. Emocje tak mnie wypełniły, że aż sama miałam je ochotę od siebie je odseparować.
Nie. Musiałam być silna. Nie wolno mi było powrócić do tamtego życia. Nie wtedy, kiedy Jev potrzebował pomocy.
Ale jak ja mu mogłam pomóc? Tylko siedziałam na tyłku i czekałam niecierpliwie, aż raczy postawić nogę na ganku. Dołączanie do tego emocji było jeszcze straszniejsze.
Musiałam jednak z nimi wytrzymać. Nie było innego wyjścia. Tyle osób na mnie polegało. Jev mnie potrzebował i nie mogłam go zawieść.
Nagle przez głowę przemknął mi nikczemny pomysł spędzenia tego czasu. Nie, nie, nie. Nie mam zamiaru tego robić. Ustaliłam sama ze sobą, że nawet się do niej nie odezwę. Nigdy jej nie pomogę. W niczym.
Lecz, tak, jakby czytała w moich myślach, pojawiła się za oknem, gotowa przyjąć moją pomoc. Tym razem chciałam jej pomóc. Czułam, że to mogło rozwiązać wiele moich problemów.
Wyszłam na zewnątrz, tylnymi drzwiami. Robiło się już ciemno, nawet nie zauważyłam, jak ten czas szybko miną. Chmury burzowe przysłoniły księżyc, a jedynym źródłem światła, były pioruny, które przecinały nocne niebo. Głośno grzmiało, a deszcz lał tak mocno, że to mogło boleć normalnego śmiertelnika.
Stanęłam przed postacią ubraną na czarno. Miała gruby płaszcz, a na swoje siwe włosy narzuciła kaptur. Również czarne oczy, które stapiały się z nocnym tłem, przypatrywały mi się badawczo, lecz także z nutką czegoś, co mogłabym nazwać dumą.
- Widzę, że się zdecydowałaś, moja droga - powiedziała, uśmiechając się przebiegle, Yona.
Jev?
Czuję się, jakbym pisała creepypastę.
I jednocześnie krzyczę: Yeah, nareszcie! Czekałam na odpowiedni moment, by wprowadzić z powrotem Yonę! Jakąś kłótnię, albo coś. :3