poniedziałek, 30 marca 2015

Od Katherine - CD historii Jev'a

Wsiadłam w mojego McLarena i już miałam zamiar odpalić, gdy coś sobie uświadomiłam. Jeśli go znajdę nie będę miała wyboru. Będę musiała z powrotem zapuszkować go w śmierdzącej celi. A naprawdę tego nie chciałam. Ani, bez wątpienia, on nie chciał.
W takim razie pozostało mi tylko czekać - pomyślałam z bólem. Nienawidziłam czekać. Nawet nie miałam pewności, że wróci. Jeśli, by nie wrócił, była naprawdę spora szansa, że znajdzie go ktoś inny. I on nie będzie miły.
Skrzywiłam się, gdy wyobraziłam sobie, jak jakiś wampir atakuje Jev'a, by go pojmać i przez przypadek przedziurawia mu serce srebrnym sztyletem. Albo, jak Jev ponownie wraca do stanu "bez emocji" i jego uzależnienie spada na taki poziom, że trzeba będzie go skazać. Każdy scenariusz był okropny, lecz musiałam wciąż mieć nadzieję, że wróci. Od tej pory mogłam żyć tylko nadzieją.
Wysiadłam z samochodu, głośno trzaskając drzwiczkami. Następnie wróciłam do domu i zrobiłam sobie latte. A potem następną. I następną.
Nie smakowała już jednak tak dobrze. Miała smak moich emocji. Bólu, poczucia winy, bezradności. I strachu. W jednej latte było tyle strachu, ile nie doświadczyłam latami. Emocje tak mnie wypełniły, że aż sama miałam je ochotę od siebie je odseparować.
Nie. Musiałam być silna. Nie wolno mi było powrócić do tamtego życia. Nie wtedy, kiedy Jev potrzebował pomocy.
Ale jak ja mu mogłam pomóc? Tylko siedziałam na tyłku i czekałam niecierpliwie, aż raczy postawić nogę na ganku. Dołączanie do tego emocji było jeszcze straszniejsze.
Musiałam jednak z nimi wytrzymać. Nie było innego wyjścia. Tyle osób na mnie polegało. Jev mnie potrzebował i nie mogłam go zawieść.
Nagle przez głowę przemknął mi nikczemny pomysł spędzenia tego czasu. Nie, nie, nie. Nie mam zamiaru tego robić. Ustaliłam sama ze sobą, że nawet się do niej nie odezwę. Nigdy jej nie pomogę. W niczym.
Lecz, tak, jakby czytała w moich myślach, pojawiła się za oknem, gotowa przyjąć moją pomoc. Tym razem chciałam jej pomóc. Czułam, że to mogło rozwiązać wiele moich problemów.
Wyszłam na zewnątrz, tylnymi drzwiami. Robiło się już ciemno, nawet nie zauważyłam, jak ten czas szybko miną. Chmury burzowe przysłoniły księżyc, a jedynym źródłem światła, były pioruny, które przecinały nocne niebo. Głośno grzmiało, a deszcz lał tak mocno, że to mogło boleć normalnego śmiertelnika.
Stanęłam przed postacią ubraną na czarno. Miała gruby płaszcz, a na swoje siwe włosy narzuciła kaptur. Również czarne oczy, które stapiały się z nocnym tłem, przypatrywały mi się badawczo, lecz także z nutką czegoś, co mogłabym nazwać dumą.
- Widzę, że się zdecydowałaś, moja droga - powiedziała, uśmiechając się przebiegle, Yona.

Jev?
Czuję się, jakbym pisała creepypastę. 
I jednocześnie krzyczę: Yeah, nareszcie! Czekałam na odpowiedni moment, by wprowadzić z powrotem Yonę! Jakąś kłótnię, albo coś. :3


Od Jev'a - CD historii Katherine

Zdenerwowałem się...Zirytowałem się... Gorzej. Byłem mega wkurzony. To, że jest przywódczynią, z jakiejś dziwnej racji nie czyni ją moim nadzorcą, ani mnie jej podwładnym. Nie powinienem jej prosić o wyjście, miałem wolną wolę. Chciałem wyjść, nie.. Ja musiałem wyjść! Natychmiast.
Udałem, że idę głośnymi zbulwersowanymi krokami (niczym dziecko, które nie dostało lizaka) prosto do salonu, gdzie mam zamiar pooglądać głośno telewizję - by poprzeszkadzać jej trochę w koncentracji. W sumie gdyby to była prawda nie mogłaby się doczepić, iż praktycznie nic nie słyszałem z odległości 2 metrów. Dałem głoś na najwyższy stopień i wyszedłem z domu tak cicho jak się dało (dźwięki telewizora nieco zagłuszyły moje kroki, więc na razie mój plan szedł według zamierzenia). Oczywiście dysponowałem planem B - ucieczka.

Przemierzałem ulice Sheffield wypatrując wszystkich ciekawych atrakcji. Ludzi.
Minąłem okoliczny sklepik ze słodyczami, ale nie mogłem zaatakować sprzedawcy, który cóż, nie krył się ze swoim istnieniem - miał na sobie różowy strój loda - a tak nie byłoby mi zbyt wygodnie go zaatakować.
Status: głodny
Poszukiwania: lepiej nie mówić
W końcu zauważyłem grupkę dziewczyn i chłopców siedzących na śmietniku - palili jakieś zioło i rozbawieni tarzali się w śmieciach.
Very funny - przemknął mi przez myśl ów sarkazm.

- Siema - wszedłem w ciemną uliczkę i bliżej przyjrzałem się grupce nastolatków. 4 dziewczyny i 3 chłopaków, oj coś nie do pary, zaraz można to zmienić.
- Coś ty za jeden? - odezwał się wysoki chłopak (oczywiście nie tak wysoki jak ja) z zarostem i skrętem w ustach.
- Mogę się przyłączyć? - zapytałem poklepując kieszeń
- Jasne, pokaż co tam masz. - zawołały chórem dziewczęta.
- Jasne - uśmiechnąłem się szyderczo - Podejdź. Tylko nie krzycz zbyt głośno - poleciłem - No, wiesz, gliny - miałem na myśli raczej moje wampirze gliny i oczywiście upierdliwą ukochaną, która w tej chwili mnie nie interesowała, a szczególnie jej zastrzeżenia.
- Pewnie. - dziewczyna rozciągnęła pożółkłe zęby w uśmiechu
- No to start - też się wyszczerzyłem, ale nie tylko zęby, ale i kły. Wbiłem kły w jej szyję i zacząłem sączyć lepką ciecz, która rozgrzała się w moim gardle - Mmm. - zamruczałem - Chce więcej, a ty?
- J-jasne - wybąkała
Piłem jeszcze przez chwilę zanim jeden chłopak usiłował odciągnąć mnie od panienki. Na próżno. Byłem silniejszy. Wszystko słyszałem i widziałem. Obróciłem się z impetem i walnąłem go pięścią w twarz. Opadł na chodnik uderzając o niego mocno głową.
- Ojć. - zachlipałem - No i trzeba pozbyć się dwóch ciał. To ci pech.

Katherine? Tylko jeszcze mnie nie znajduj. Ps. Napisz mi na howrse od kiedy będziesz mogła jutro pisać.

Od Katherine - CD historii Jev'a

Uśmiechnęłam się słodko i usiadłam tak, jakby to była jakaś ważna biznesowa konferencja. Patrzył na mnie niczym zbity psiak, lecz przez wiele lat gardziłam takimi osobami i nadal owa mina nie robiła na mnie wrażenia.
- Nie ma mowy - oznajmiłam, uśmiechając się szerzej.
W jednej chwili jego twarz przybrała ponury wyraz. Zaczął stukać palcami o moje biurko, starając się wymyślić jakiś odpowiedni argument. Jakby mnie nie znał. Wiadomo, że na nic się nie zgodzę.
- To nie potrwa długo... - zaczął powoli i czekał, aż mu przerwę. Nie miałam takiego zamiaru i udałam, że biorę pod uwagę, to co mówi. Jedna z odpowiednich metod takich dyskusji, to danie drugiej stronie nadziei, a później złamanie jej, by owa druga strona z irytacji dała sobie wreszcie spokój. Bolesne, ale prawdziwe. - Zaledwie pół godziny. Za nim się obejrzysz będę z powrotem. I kupię ci, co tylko będziesz chciała.
- Nie masz pieniędzy - udałam, że to mój największy problem.
- Nie pożyczyłabyś mi? - uśmiechnął się łagodnie. - Później oczywiście bym ci oddał.
Odchyliłam się na fotelu, patrząc na niego badawczo.
- No, proszę, Kathie. Nic się przecież nie stanie.
- Rozważę to.
- Naprawdę? - wyglądał na zszokowanego.
- Nie - zgasiłam jego ostatnią nadzieję i napiłam się latte. - A teraz proszę. Idź porobić coś tam, co zwykle robisz, kiedy jesteś w domu. Chcę pracować.
Zacisnął wściekle szczękę, ale wyszedł.
Dziwne. Mogłoby się wydawać, że będzie walczył o swoje. Wzruszyłam ramionami i ponownie napiłam się kawy. Najwyraźniej, aż tak bardzo mu nie zależało.

Przez dwadzieścia minut słuchałam włączonego telewizora w salonie, co nie dawało mi się skupić na pracy. Jev najwyraźniej lubił oglądać głośno wiadomości, czego nie rozumiałam. Każdy wampir woli przecież ciche dźwięki. Ale nie pierwszy raz przekonałabym się, że Jev jest wyjątkiem od reguły.
Westchnęłam z irytacją i wstałam. Miałam dość tych nudnych reporterów i jeszcze nudniejszych polityków. Skandale, wypadki, cudy. To właśnie było w wiadomościach. Nic ciekawego.
- Jev, mógłbyś proszę... - zaczęłam, wchodząc do salonu, ale zaraz urwałam. - Cholera.
Jev'a nie było.
- Cholera! - krzyknęłam głośniej i ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Jasne. - mruknąłem gdy odchodziła - Mam mnóstwo czasu. - poczekałem gdy ostatecznie weszła do domu i zagnieździła się w swoim gabinecie. Słyszałem ją, bo zawsze gdy jej nerwy były w strzępach zachowywała się jak miniaturowe tornado - wszystko wokół ucierpiało fizycznie.
Po kilku minutach wszedłem do domu, a konkretniej do kuchni - ostatnio byłem jej stałym gościem i otworzywszy lodówkę wyjąłem z niej karton mleka.
Zrobiłem dla nas kawę - oczywiście dla Katherine latte, a dla mnie zwykłą mocną.
Poczekałem, aż trochę ostygła i zaniosłem do pokoju wampirzycy.
- Można?
- Oczekujesz pozytywnej odpowiedzi? - sarknęła, a ja nie czekając na dalszą ironię wszedłem i położyłem filiżankę na biurku, zrobiwszy przed tym kawałek miejsca na tym wiecznie zagraconym biurku. - Dziękuje. - odparła i sięgnęła po napój.
- Tylko nie zbij. - ostrzegłem przypominając sobie ile zbiła kompletów filiżanek w tym tygodniu. - Już się kończą. - uśmiechnąłem się
Pokazała mi język jak mała dziewczynka.
- Kotku... - zacząłem niepewnie - Skoro pani Freydez ma cały tydzień wolnego - urwałem gdy zrobiła zaskoczoną minę - Przecież dałaś jej urlop... - przypomniałem
- ... no tak. Kontynuuj - odparła rzeczowo
- Mógłbym przejść się do miasta i kupić brzoskwiniowy...
- ...morelowy - poprawiła mnie - Jak można tego nie odróżniać? - obruszyła się wydymając wargi
- Kontynuując... jogurt i parę składników. Mam zamiar zrobić spaghetti.
- Pani Freydez robiła je wczoraj - odparła, a następnie wybałuszyła oczy - Wszystko zjadłeś?
Zrobiłem skruszoną minkę, która nie wiele pomogła.
- Jak mogłeś? Miałam na nie ochotę!
- Ty mi nigdy nie dasz skończyć - zarzuciłem jej - Mógłbym iść do miasta? Sam?
- No to kończ, proszę. - odparła splatając ręce na klatce piersiowej.
- Przecież skończyłem!
- A no tak... - tym razem to ona się uśmiechnęła, ale potem przybrała zamyślony wyraz twarzy.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Objęłam go, ale odsunęłam się na stosowną odległość.
- Jev, nie - zaprotestowałam. - Trzeba coś z tym zrobić.
- Mówiłem, żeby później się pomartwić... - starał się mnie pocałować, ale puściłam go i wstałam.
- Nie rozumiesz, prawda? - jęknęłam. - Tu nie chodzi tylko o ciebie. Tu chodzi o tych wszystkich ludzi, których możesz jeszcze skrzywdzić. A przez to możesz zostać skazany. Wiesz, co by mi to zrobiło, Jev!?
Spojrzał na mnie z dołu, a w jego oczy przybrały ostrożny odcień. Pewnie myślał, że zaraz wybuchnę i go zostawię. Nie chciałam go ranić, ale najlepszym sposobem zdjęcia plastra jest szybkie szarpnięcie.
- Dzisiaj o piętnastej jedziemy do Londynu, do kwatery - oznajmiłam stanowczo. - Nie ma jeszcze siódmej, więc masz trochę czasu, by to przemyśleć. A teraz wybacz. Muszę zająć się pracą - wyminęłam go i weszłam do budynku.

Jev?
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że takie krótkie! Ale właśnie wróciłam i cierpię na wensubrakus poszkolnus. To bardzo rzadka i niebezpieczna choroba, ale się kuruję.

Od Jev'a - CD historii Katherine

Zasnęliśmy już nic więcej nie mówiąc. Katherine leżała obok mnie, pragnąc mnie przytulić, ale wyglądało to bardziej tak, że to ja przytulam ją. Po jej bladym policzku spłynęła łza, która nieco rozmazała jej makijaż. Otarłem ją wierzchem dłoni i pocałowałem w czoło.
- Tak mi przykro. - szepnąłem, choć wiedziałem, że i tak mnie nie słyszy. Zapadła w gromki sen, żyłem nadzieją, że nie odwiedzą jej te straszne koszmary. Miała już jeden realistyczny - mnie.

Obudziłem się o 4:30, mimo, że nie wzeszło słońce byłem roztargniony i nie mogłem dalej spać. Wprawdzie mógłbym patrzeć na moją ukochaną godzinami, ale nie wtedy gdy nawet we śnie jest spięta i nieodprężona. Po cichu (tyle na ile mogło mnie stać) zszedłem na dół i wciągnąwszy wszystkie zapachy w nozdrza, stwierdziłem, że pani Freydez opuściła dom i nie czai się, nie marudzi, a przede wszystkim - nie kusi mnie. Wyszedłem do ogrodu i usiadłem na ławeczce myśląc - ostatnio tylko to mi dobrze wychodziło. Wodziłem wzrokiem po roślinach i drzewach kwitnących w ogrodzie, moje spojrzenie przykuły czerwone róży, które tu zasadziłem zaraz po tym jak Xana je podeptała i zjadła. Katherine była wtedy wściekła, w tamtym czasie ciągle chodziła naburmuszona. Uprzytomniłem sobie, że Tamta Katherine Wielce Zadufana w Sobie zniknęła, a na jej miejsce pojawiła się Ciepła Kochająca Nowa Kathie, było to trochę dziwne, nie żebym miał coś przeciwko tej nowej dziewczynie, którą kochałem bez względu na to jak się zachowywała. Ja też się zmieniłem, wcześniej cały czas obwiniałem ją, że jest jaka jest, ale teraz widzę, że zrobiłem dla niej to samo - może to był czyn według kodeksu: "Oko za oko, ząb za ząb". Wiedziałem teraz, że nie mogę jej skrzywdzić - tak jak powiedział mi Thomas - bo raniąc ją krzywdzę sam siebie.
Moje rozmyślania przerwały kroki, których wcześniej nie usłyszałem. Lekko się wzdrygnąłem, ale gdy usłyszałem ten melodyjny głos pojąłem, że nie miałem ku temu powodów.
- Hej. - przywitała się ciepło, ale w jej głosie była wyczuwalna nutka niepokoju. Zachowywała ostrożność - Jak się czujesz?
- Cześć, skarbie. - odparłem miękko, nie odrywając wzroku od punktu, w który się zapatrzyłem - A ty?
- Nie odwracaj kota ogonem, - skwitowała machając mi przed nosem Groźnym Palcem, próbując przykuć moją uwagę.
- Oczekujesz pozytywnej odpowiedzi - podsumowałem - Więc wolę nic nie powiedzieć. Możemy dziś sobie odpuścić to całe zamartwianie? - zaproponowałem zmęczonym głosem, którego wcześniej nie chciałem zdradzać. Faktycznie byłem zmęczony - sen już nie dawał mi energii. Był tylko dodatkiem do codziennej rutyny. - Zajmijmy się tym - w końcu popatrzyłem na jej piękną twarz, przysunąłem się i wziąłem ją w ramiona, rozkoszując się bijącym od niej ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa,

Katherine? Coś dłuższego w ramach rekompensaty za wcześniejsze krótkie opowiadania :3

niedziela, 29 marca 2015

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Wiem - uśmiechnęłam się smutno, a do oczu napłynęły mi łzy. - Dlatego musimy z tym sobie poradzić.
- Razem? - zapytał z wyraźną nadzieją w głosie.
- Razem - schyliłam się i pocałowałam go.

Rankiem obudziły mnie promienie słońca, szczypiące mnie w twarz. Przeciągnęłam się i zorientowałam, że Jev'a nie ma obok mnie. Musiałam zasnąć w jego pokoju. Skrzywiłam się, gdy zorientowałam się, że wieczorem nie zmyłam makijażu, lecz cóż. Po tym wszystkim, nawet o tym nie pomyślałam.
Wstałam i wyszłam na zewnątrz. Jev siedział na ławeczce w ogrodzie i patrzył gdzieś w dal. Podeszłam do niego od tyłu, objęłam go i pocałowałam w policzek.
- Hej - usiadłam obok niego. - Jak się czujesz?

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Zaledwie drasnąłem zębami skórę kobiety, gdy poczułem nagły cios, a potem tylko gruchot kości mojej głowy i ciemność.
Obudziłem się w moim pokoju leżąc na łóżku, w trakcie gdy Katherine siedziała nade mną i gładziła moją twarz. Jej śliczna buzia wyrażała zmartwienie, a ja nagle oprzytomniałem i gwałtownie się poruszyłem.
- Au! - syknąłem z bólu, myślę, że proces gojenia pogruchotanych kości karku nie do końca się zakończył. - Co się sta... - i nagle sobie wszystko przypomniałem. Położyłem głowę ze zrezygnowaniem, wpatrując się w muszki latające po suficie.
- Jev... - tak bardzo ją zawiodłem, po raz kolejny. Nie tylko i ją, ale i siebie.
- Przepraszam - zamrugałem szybko by żadna łza nie wydostała się spod moich powiek. - Ja straciłem panowanie nad sobą. Ona mnie zdenerwowała przez to marudzenie i narzekanie na ciebie - w sumie to była prawda, zdenerwowała mnie bo śmiała negocjować hojność mojej ukochanej i ciągle tylko marudziła, jak jakaś stara babcia... którą z resztą była. A poza tym byłem taki głodny, to okropne uczucie gdy wszystko słabnie, wraz z opanowaniem emocji jest nie do zniesienia. - Kathie, nie ma dla mnie wytłumaczenia.
Istniało tylko jedno, do którego nie chciałem się przyznać.
Byłem chory, uzależniony od zabijania.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Spojrzałam na niego przerażona.
Za nim jednak jego kły zdążyły dotknąć szyi pani Freydaz, grzmotną mocno w drzewo. Przy tak wielkim przyśpieszeniu nawet wampir mógł stracić przytomność na kilka minut. Tak też się stało. Oczywiście, drzewo zawaliło się.
Pani Freydaz stała osłupiała, na trzęsących się nogach.
- Proszę wracać do domu - powiedziałam spokojnie. - Może pani wziąć sobie tygodniowe zwolnienie.
Skinęła głową, lecz nie odezwała się, i ruszyła w kierunku domu.
Ja w tym czasie starałam się przenieść telekinezą Jev'a do domu.

Siedziałam przy nim w jego sypialni i patrzyłam na jego nieprzytomną twarz. Byłam głupia, kiedy myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie. Będę musiała załatwić mu pożywienie naprawdę bardzo szybko.
Nagle Jev poruszył się i otworzył oczy.
- Cześć - szepnęłam, głaszcząc go po twarzy.

Jev?
 

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Oszukiwałaś? - zapytałem, gdy Thomas i Pavlo odeszli na tak duży dystans by nas nie usłyszeć.
- Nie-e. - mruknęła przeciągając sylaby i uśmiechnęła się niewinnie - Może trochę, ale to było pewne.
- Że co?
- Że wygram. - rozciągnęła usta w promiennym uśmieszku ukazując rząd białych zębów, i kłów.
- Tak. - odwzajemniłem uśmiech - Katherine Aristow zawsze...
- ...wygrywa - dokończyła za mną, a przez plan przeszła pani Freydez mamrocząc coś o swojej bardzo niskiej wypłacie.
- Może w końcu podniesiesz jej tą stawkę i przestanie marudzić - zaproponowałem i niemal zobaczyłem jak oczy pani Freydez nabierają triumfu.
- Nawet jakbym podwyższyła stawkę dziesięciokrotnie ona nigdy nie przestanie marudzić. - westchnęła i pocałowała mnie w policzek.
- Ja? Ja nie marudzę. Dopominam się sprawiedliwości. - staruszka coraz bardziej zaczynała działać mi na nerwy, z jednej strony było to dosyć zabawne, ale z drugiej mocno irytujące.
W tej jednej żałosnej chwili straciłem panowanie nad sobą i podbiegłem do tej czerwonowłosej mocno świrniętej staruszki i chwyciwszy ją za gardło podniosłem do góry.
- Zamknij tę jadaczkę, albo sam dopilnuje byś ją w niedługim czasie straciła - poczułem bolesne ukłucie tysiąca żyletek w krtani i obnażyłem kły warcząc. Pragnienie było silniejsze, zaatakowałem nie mogąc wytrzymać dźwięku łomoczącego serca pompującego krew do całego organizmu. Tylko kropeńkę - obiecałem sobie.

Katherine, sorki, że dopiero teraz, ale oczywiście musiałam udawać, że się uczę :3

sobota, 28 marca 2015

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Oszukiwałaś - uznał Pavlo, rzucając swoje karty na stół. - Jak nic. Podmieniłaś mi karty, kiedy nikt nie patrzył, albo coś...
- Cały czas trzymałeś je w ręku - przewróciłam oczami.
Nie wydawało się, jakby mnie słuchał. Obraził się.
- Oszustka - mruknął, wyjmując ze swojej kieszeni portfel.
- Dupek - zerknęłam na to, co robił. - Nosisz w portfelu pięć milionów?
Prychnął lekceważąco.
- Oczywiście, że nie - wyjął jakąś karteczkę. - Wypiszę ci czek. Tak się teraz robi.
- Wiem, co to czek - burknęłam. - Nie jestem zacofana, jak Thomas.
- Ej! - zaprotestował.
Pavlo parsknął śmiechem, zapominając o fochach. Rzucił przyjacielowi pokrzepiające spojrzenie.
- Sorry, Thom, ale to prawda - podał mi czek. - Udław się tym.
- Zwykłe "gratuluję wygranej", by wystarczyło - uśmiechnęłam się złośliwie. - Nie wiem nawet, dlaczego przystępowałeś ze mną do gry. Ja zawsze wygrywam.
- Nie zawsze... W 1998 cię ograłem.
Wniosłam oczy ku niebu.
- W 1998 byłeś jeszcze porządnym, nierozpuszczonym facetem - przyjrzałam mu się. - Albo jednak nie. Tak i się już urodziłeś.
- Dobra, idziemy stąd, Thom - roześmiany Pavlo starał się spojrzeć na mnie karcąco. - Ta kobieta naprawdę lubi hejtować ludzi.
- Hejtować? - mruknął Thomas zdziwiony.
- Naprawdę zacofany - chwycił go za ramię i wywlókł w stronę wyjścia. - Na razie, Kathie. Powodzenia z tą jędzą, Jev.
I bez dalszych sentymentów, wyszli z mojej posiadłości.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Moja dziewczynka - podszedłem do niej i objąwszy ją w pasie pocałowałem lekko w płatek ucha.
- Jev, nie rozpraszaj mnie. - szepnęła, a wokół naszych twarzy roztoczyły się kłębki dymu wydmuchane z ust Pavla. Widziałem, że Thomas mimo wszystko też sięgnął.
- Chcesz? - zapytał podając mi paczkę
- Nie, jeszcze umrę na raka - wypomniałem słowa Katherine - Wolę nie nadużywać już niczego. Poza nią. - mrugnąłem do Kath, a oni się zaśmiali.
Przypomniała mi się sytuacja z ćwiczeń siłowych, gdy biegałem wokół nich, a oni posyłali mi pełne politowania spojrzenia. Widać Thomas nadal nie wierzył w moją przemianę, bo zachowywał dystans.
Oczywiście po kilku minutach doczekaliśmy się puenty.
- Ja zawsze wygrywam - uśmiechnęła się szelmowsko sącząc whiskey z kieliszka.
- Niewątpliwie - przyznaliśmy.
Katherine? Sorki, że nudne.

Od Katherine - CD historii Jev'a

Sceneria była piękna. Ptaszki śpiewały, drzewa szumiały, woda w basenie błyszczała się od słońca. Jedynym minusem tego cudownego krajobrazu, byliśmy my. Dwaj pijacy siedzących przy małym stoliczku i sączącym whiskey.
- Poker - uśmiechnęłam się radośnie, gdy Pavlo wyjął z kieszeni marynarki karty i żetony. - Dawno nie grałam.
- Boisz się, że przegrasz? - zarechotał. - Ja jestem pewien swojej wygranej. Ale, by dać ci fory, zaczniemy od małej sumki. Trzydzieści tysięcy funtów.
Obok nas przeszła pani Freydaz, głośno prychając.
- Małej sumki? Ja zarabiam tylko tysiąc dziennie...
Parsknęliśmy śmiechem, ale ona tylko przeszła obok nas, wysoko unosząc głowę. Pavlo wyjął z kieszeni marynarki jeszcze papierosa i zapalniczkę, a następnie go zapalił. Potem zachęcająco wyciągnął w moją stronę jednego.
- The game is on - powiedziałam, cytując Sherlock'a Holmes'a i wzięłam to cholerstwo.

Pół godziny później cena podniosła się do pół miliona, a do nas podeszli Jev i Thomas, którzy najwyraźniej skończyli swoją rozmowę. I ja, i Pavlo zignorowaliśmy ich.
- Serio? - mruknął Thomas. - Zostawić was na chwilę, a wy już zaczynacie uprawiać hazard - pomachał ręką przed twarzą, odganiając opary dymu papierosowego. Mi już on osobiście nie przeszkadzał. - Jak można siedzieć przy czymś takim śmierdzącym? Wiecie, że palenie bierne jest gorsze niż normalne?
- Uważaj, bo umrzesz na raka - zadrwiłam, nawet na niego nie patrząc.
- A teraz nie przeszkadzaj nam, bo wygrywam - dodał Pavlo.
Starałam się nie przewrócić oczami i zachować pokerową twarz. Moje karty były za dobre, by mógł wygrać, ale pozwoliłam mu wierzyć, że zwycięstwo ma w kieszeni.
- Podbijam sumkę - oznajmiłam nagle.
- Ile? - spojrzał na mnie zainteresowany.
Uśmiechnęłam się słodko.
- Pięć milionów funtów.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Prywatna? Zaraz, co?
O czym on chciał ze mną rozmawiać?
Wszedł do salonu w momencie gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi - znak, że Kath i Pavlo poszli na drinka.
- Zaraz rozwalą te drzwi! - zamiauczała pani Freydez. W końcu gdy zaczynałem ją lubić okazało się fochatą staruszką, której.. cóż, nie dało się nie darzyć sympatią.
Thomas wkroczył do pokoju i usiadł naprzeciwko mnie, na fotelu.
- Widzę, że całkiem dobrze się trzymasz. - przyznał
- Nie narzekam. Jestem wdzięczny Kath, że mnie przyjęła.
- Miłość nie wybiera. - wyszeptał i uśmiechnął się pokrzepiająco. - Ale mam do ciebie dwie sprawy.
- Słucham uważnie - odparłem, naprawdę natężając słuch, który psuł się wraz z mijającymi sekundami.
- Masz zajmować się swoim leczeniem, wyjść z tego bagna do którego wlazłeś, odbić się od dna. - wypowiedział nieco ostrzejszym tonem niż poprzednie słowa
- Wiem - kiwnąłem głową przyjmując jego słowa nie jako naganę, ale polecenie. - A ta druga sprawa?
- Nie skrzywdź jej. Nienawidzę patrzeć gdy cierpi. A ty jesteś jedną z tych nielicznych osób, która może ją zranić.
- Dobrze. - obiecałem, nie tylko jemu, ale i sobie.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Dobra - przez chwilę musiałam się zastanowić, po co ma przyjść. - Pieprzona kontrola. Myśli, że nie dam sobie z tobą rady?
Zaśmiał się i pocałował mnie w skroń.
- Doskonale dajesz sobie ze mną radę. I strasznie mi się to podoba, w jaki sposób to robisz.
Również się roześmiałam i objęłam go za szyję.
- Pośpiech to pierwszy krok do piekła - powiedziałam. - Ale ja mam już tam zapewnione miejsce, więc możemy iść szybciej - wzniosłam oczy ku niebu. - Thomas mnie zabije. Znowu.

Równo punkt czternasta, zadzwonił dzwonek moich drzwi. Siedzieliśmy z Jev'em w salonie i usłyszeliśmy, jak pani Freydez podchodzi do drzwi i je otwiera.
- Czy wy naprawdę nie macie, co robić, tylko chodzicie po domach swoich współpracowników niczym jakaś sekta namawiająca do przyłączenia się? Teraz tyle się mówi o tych Iluminati, Mormonach, Satanistach... - zaczęła wymieniać.
- Tak, tak. Dziękujemy za ciepłe przyjęcie, pani Freydaz - usłyszałam głos, o dziwo, Pavla. - Kath jest w domu?
- Ależ tak - usłyszałam nieco dezaprobaty w jej głosie. - Mogłaby się ruszyć choć raz na zakupy, a nie tylko nic nie robi albo godzinami przesiaduje w tym swoim biurze. Ja wszystko w tym domu muszę robić! Och, tak! A w nagrodę, co!? Tylko 1000 funtów dziennie!
- Tysiąc dziennie to dosyć sporo... - tym razem odezwał się Thomas. - Ale przejdźmy do rzeczy.
- To sporo? - prychnęła. - Wiesz, ile ona zarabia dziennie? Mogłaby mi płacić dwa razy więcej! Albo trzy...
Nie mogłam już tego słuchać i wyszłam do przedpokoju.
- Tak, tak, pani Freydez - starałam się nie zaśmiać. - Przedyskutuję to.
- Z kim?
- Z częścią mojego umysłu, która uważa, że jest pani zbyt ambitna - w między czasie szybko przytuliłam Thomasa i Pavla. - Miło was widzieć. A pani... - zerknęłam na panią Freydaz, która wręcz kipiała z oburzenia. - Może pani wziąć sobie wolne do końca dnia.
Wyglądała na uszczęśliwioną i odeszła do pokoju, który czasem wynajmowała, by wziąć swoje rzeczy i wrócić do domu.
- Kathie, pójdziemy może na jakiegoś drinka? Nadal masz ten barek przy basenie, co nie?
- No - spojrzałam na niego nieufnie. - Czemu mamy tam iść?
- Ponieważ moja rozmowa z Jev'em będzie prywatna - oznajmił Thomas. - A teraz zmykajcie, dzieci.
- A spadaj, staruszku - wzięłam Pavla pod ramię i ruszyliśmy w kierunku barku przy basenie.

Jev?
Na rekompensatę - trochę dłuższe :D 

Od Jev'a - CD historii Katherine


- Przez przypadek? - zdziwiłem się i nagle zaniemówiłem - My się nie zabezpieczyliśmy.
- A co, chciałbyś mieć potomków? - parsknęła, ale spoważniała widząc moją minę. - Serio?
- Nie przeczę, że chciałbym żeby ktoś po mnie pozostał.
- Nie zamierzasz zostać tu tak długo? - zachichotała
- Zostanę do póki coś nas nie rozłączy. - oboje dobrze wiedzieliśmy, że chodziło o śmierć. Byliśmy równie śmiertelni jak ludzie - tylko odporni na starzenie się i choroby. - Skarbie... - zacząłem - Nie powinniśmy już wracać? - zapytałem sprawdzając godzinę na telefonie.
- Hę?
- Thomas ma przyjść, teraz ty zapomniałaś? - zaśmiałem się
Katherine? Nic się nie stało, wcale cały dzień nie czekałam :3 Ja też przepraszam, że krótkie. PS. Ty zawsze piszesz ciekawe opowiadania.

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Zerwał z dziewczyną - zmarszczyłam brwi. - Rozmawiałam z nim wczoraj, gdy byłeś na spacerze. Twierdził, że wcale mu na niej nie zależało - parsknęłam nagle śmiechem. - To dziwne, ale skądś wiem, że tak nie jest. Myślisz, że to instynkt macierzyński?
Uśmiechnął się lekko.
- Może. Po tylu latach powinien się w tobie obudzić.
- Sugerujesz mi, że zaniedbuję własne dziecko? - stanęłam i złożyłam dłonie na klatce piersiowej. - Ej! No, w sumie masz rację.
Przewrócił oczami.
- Jakby nie było to po porodzie, usunęłaś sobie o nim pamięć i odeszłaś - powiedział bezlitośnie. - To trochę okrutne.
- Nie byłam gotowa... i chyba nigdy nie będę. Widzę w Casprze bardziej dorosłego wampira, niż swojego syna. Tak nie powinno być - pokręciłam głową. - Chciałabym cofnąć czas i dać mu lepszą przyszłość. Jeśli jeszcze kiedykolwiek przez przypadek urodzę dziecko to będzie miało najlepszą przyszłość na świecie - mówiąc to, zaczęłam ponownie iść.

Jev?
Przepraszam, że dopiero teraz i przepraszam, że tak krótkie i nieciekawe... 

Od Jev'a - CD historii Katherine


- Dokąd? - spytałem mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem
- Mężczyźni - fuknęła - Zawsze doszukują się jakiegoś podstępu.
- Bo ty jesteś podstępna - złapałem jej rękę - Jesz to jeszcze? - nie czekając na odpowiedź zjadłem resztkę jogurtu. - Mmm.
- Jesteś głupi. - mruknęła całując mnie w policzek.
***
- Jeszcze tu nie byłem - przyznałem. Spacerowaliśmy wokół miejscowej fontanny trzymając się za ręce niczym para niewinnych nastolatków. Wprawdzie nie wyglądaliśmy tak niewinnie, w wielu ludziach budziliśmy pewien rodzaj grozy i respektu.
- Nigdy? - zapytała przystając na chwilę zdziwiona
- Hm - zamyśliłem się - Jakieś 300 lat temu. Wtedy jeszcze nie było cię na świecie. - mruknąłem szczerząc zęby w triumfalnym uśmiechu
- Miałeś wtedy 8 wampirzych lat, to niezbyt dobry wynik.
- 7 lat - poprawiłem ją, puszczając oczko. - Nieważne. Co u Caspera? - zagaiłem, nie chcąc kontynuować tej rozmowy.
Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Westchnęłam z rezygnacją i odsunęłam się od niego. W tym momencie weszła pani Freydaz, mrucząc coś o nieodpowiednich mężczyznach. Podała mi jogurt i wyszła, bez słowa.
Zaczęłam jeść, jednocześnie przeglądając raporty. Czułam na sobie wzrok Jev'a. Wreszcie zerknęłam na niego i patrzyłam na niego wystarczająco długo.
- Co? - zapytał.
- Kocham cię - oznajmiłam tylko.
Pokręcił głową z niedowierzeniem.
- Kobiety - mruknął. - Zawsze znajdą jakąś idealną odpowiedź - uśmiechnął się krzywo. - Ja ciebie też kocham.
Odstawiłam jogurt i wyciągnęłam do niego rękę.
- Chodź, przejdziemy się.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- W tym problem - odparłem
Zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi.
- Ty mi ufasz, ale ja sobie nie ufam. Nie rozumiesz... Ja pragnę zmiany, ale gdy dzisiaj pomyślałem o tym by - tutaj ściszyłem głos, na wypadek gdyby gosposia miała tak wyczulony słów jak gadane - spróbować krwi pani Freydez wpierw przeszedł mnie dreszcz... - bałem się tego wypowiedzieć, więc urwałem na chwilę - rozkoszy.
Nie była tak zdziwiona jak się spodziewałem, ale już się tak nie uśmiechała.
- Nie chcę ci psuć humoru, skarbie. Nie rozmawiajmy o tym. - poprosiłem
- Przeciwnie. To część twojej terapii. - uparła się, a ja nie miałem więcej nic do powiedzenia.

Katherine, planowałam dłuższe, ale chyba się przeliczyłam :D

piątek, 27 marca 2015

Od Katherine - CD historii Jev'a

Odłożyłam raporty na bok i usiadłam Jev'owi na kolanach. Objęłam go mocno, patrząc mu w oczy.
- Przepraszam.
- Za co? - zapytał zdziwiony, unosząc brwi.
- Za to, że kompletnie nie przyszło mi do głowy, jak musisz czuć się słaby - położyłam głowę na jego ramieniu, mocniej go ściskając. - Jestem okropna, że nawet nie uświadamiałam sobie, jak bardzo musisz cierpieć. Musimy coś z tym zrobić. Potrzebujesz o wiele większej dawki energii, więc będę musiała skombinować jakąś osobę, która chętnie odda ci swoją krew. To nie będzie trudne. W kwaterze jest masa takich osób.
- Możesz to zrobisz? - był kompletnie zszokowany.
- Oczywiście, że nie. Nie możemy dawać wampirów, które są świeżo po uzależnieniu, ludzkiej krwi. Mogłyby wtedy przeżyć szok i powrócić do uzależnienia.
- A ty jednak złamiesz dla mnie zasady?
- Ufam ci - uśmiechnęłam się blado.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Cóż...chyba naprawdę powinnaś poszukać nowego faceta - zamruczałem - Takiego...
- ...który potrafi odróżnić morelę od mango? - dokończyła za mnie
- Chyba tak - przysunąłem się i pocałowałem ją w czoło - Przepraszam...zapomniałem
- Przecież nic się nie sta... - urwała - Zapomniałeś? - jej usta ułożyły się na kształt litery: O. Przecież wampiry mają pamięć doskonałą.
- Nic nie piję, dlatego wszystko we mnie słabnie - wzruszyłem ramionami jakby to było mi obojętne, ale tak naprawdę było to jedno z moich głównych zmartwień - Słyszysz mnie gdy idę, ja cię nie słyszę gdy się skradasz za mną, zapominam, nie mam siły... - wyjaśniłem - Ale ja nigdy nie zapomnę o naszej rocznicy. - obiecałem
- A mamy jakaś? - uśmiechnęła się przebiegle
- 23 czerwca 2014 13:20 pod Big Ben - miejsce naszego pierwszego spotkania - odwzajemniłem uśmiech i zamilkłem by nie przeszkadzać jej w pracy.
Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Nie mam przygotowanego harmonogramu - odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku znad dokumentów. Dwadzieścia osiem raportów do przeczytania i ewentualnego poprawienia. Ugh. - Twoja wizyta tutaj jest całkowicie niezaplanowana, jak pewnie zauważyłeś.
- Nie dało się przeoczyć - mruknął pod nosem.
- Tak, czy inaczej dzisiaj najprawdopodobniej wpadnie Thomas, by sam na własne oczy ocenić twoją stabilność emocjonalną. A ja będę musiała ci zadać kilka pytań, ale to potem.
Najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu pani Freydez, wchodząc do salonu. Podeszła do mnie i podała mi latte oraz jogurt... morelowy?
- Jev - jęknęłam. - Mówiłam, że chcę dietetyczny jogurt o smaku mango z płatkami musli. Morela to nie mango!
Wzruszył ramionami, nie wyglądając na skruszonego.
- Smakują tak samo.
- Nieprawda!
Pani Freydez niecierpliwie postukała nogą.
- Powinnaś lepiej wybierać potencjalnych mężczyzn, Katherine - pokręciła z dezaprobatą głową, patrząc na Jev'a. - Mój mąż, Henry, nigdy nie zapomniał nawet o drobnych rzeczach. Nie mówiąc już o rocznicach! Zawsze dostaję jakiś wyszukany prezent, prosto od jego serca - chwyciła jogurt morelowy i skierowała się w kierunku drzwi. - Pójdę przygotować ci nowy jogurt, a ty w tym czasie się zastanów, czy na pewno ten twój facet jest w stanie spełnić twoje wymagania - spojrzała na mnie konspiracyjnie. - A obydwie wiemy, że wymagania masz wysokie - po tym wyszła, a ja nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine


- Och, oczywiście. Najlepiej sam je dla ciebie przygotuje - mruknąłem odprowadzając ją spojrzeniem.
Zszedłem na dół i powitałem panią Freydez miłym uśmiechem, którego nie kupiła.
- Katherine prosi o... - osz, zapomniałem. - o jogurt morelowy z musli - tak, przynajmniej to zapamiętałem. Czekała i stała aż coś jeszcze dodam.
- Nie pije dziś latte? - zapytała niedowierzająco kręcąc głową
- A no tak, latte - przytaknąłem, z moją pamięcią było coraz gorzej, a to dlatego, że nie piłem ani ludzkiej ani zwierzęcej krwi. Gdy sobie o tym przypomniałem musiałem natychmiast wyjść z kuchni by nie skrzywdzić gosposi.
Udałem się więc do salonu, do którego po kilku minutach wpadła Katherine za którą roznosił się zapach słodkich perfum.
Przewróciłem oczami, gdy usiadła obok mnie, a tak właściwie położyła się kładąc swoje nogi na moich kolanach i zaczęła przeglądać jakieś papiery.
- Pięknie wyglądasz, - powiedziałem próbując ją czymś zająć. No dobra...zająć ją mną.
- Nie podlizuj się, wolisz jak nie mam nic na sobie. - mruknęła i uśmiechnęła się lekko.
- To co dziś robimy? - zapytałem przejmując od niej ów gazetkę.
Katherine?


Od Katherine - CD historii Jev'a

- Jeśli ja jestem księżniczką, to znaczy, że ty jesteś moim księciem. W takim razie, czy nie powinieneś mnie pocałować, bym się obudziła? - mruknęłam sennie, ledwo uchylając powieki.
Uśmiechnął się i pocałował mnie.
- Mój błąd - musnął nosem moją szyję.
- Już za późno - odwróciłam się od niego plecami. - Daj mi spać. To, że się już obudziłam, wcale nie oznacza, że nie chcę mi się dalej spać - lecz, gdy tylko zamknęłam oczy, poczułam nieprzyjemny chłód, uświadamiając sobie coś. Koszmary nie zniknęły. Myślałam, że gdy będę z Jev'em to wszystko, co działo się w mojej głowie podczas snu przepadanie. Nic bardziej mylnego. Choć wciąż ich nie pamiętałam, były jeszcze straszniejsze, niż do tej pory.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą pytanie. - Zadrżałaś.
Cholera. Nie powinien wiedzieć o moich problemach.
Odwróciłam się, zmuszając się do uśmiechu.
- Chyba jednak nie będę spać - oznajmiłam. - Jest mi zimno, bo brakuje mi twojego ciepła przy mnie.
Nie wyglądał, jakby to kupił, ale z rezygnacją skinął głową, udając, że wszystko jest w porządku. Źle czułam się ukrywając to przed nim, ale naprawdę nie widziałam w tym nic na tyle poważnego, by obarczać go moimi problemami.
Wstałam i podeszłam do szafy, czując na sobie jego wzrok. Uśmiechnęłam się pod nosem, lecz gdy się odwróciłam, przybrałam srogą minę.
- Co się tak gapisz? Nigdy nie widziałeś nagiej kobiety? - rzuciłam w niego najbliższą rzeczą, która miałam pod ręką, czyli stanikiem. - Idę wziąć prysznic. Ty w tym czasie możesz złożyć mi zamówienie na śniadanie do pani Freydez. Poproszę dietetyczny jogurt o smaku mango z płatkami musli. I do tego latte - uśmiechnęłam się słodko i zniknęłam w łazience.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Z Katherine nie było trzeba długo negocjować żeby zasnęła. Wpatrywałem się w nią, wampirzycę, która należała do mnie, a ja do niej. Wkrótce potem ja też zasnąłem, tym razem koszmary mnie nie odwiedziły. Miałem nadzieję, że jej też.
Obudziłem się koło 9 rano, a to wszystko przez krzątającą się do kuchni panią Freydez. Czy ta kobieta w ogóle śpi? Słyszałem jak wysypała cukier z pojemniczka, który upuściła. Potem szukała zmiotki i w końcu zamiatała, a przy tym strąciła kilka kwiatków leżących na parapecie.
Złapałem się za głowę nie mogąc już dłużej tego słuchać.
Wstałem i nałożyłem na siebie tylko bielizne bo i tak miałem zamiar poddać się ukojeniu - kąpieli w mojej niemal złotej wannie.
Oczywiście ten fakt nie umknął pani Freydez, która przyłapała mnie skradającego się do swojego pokoju. Pokiwała głową zdegustowana, ale potem parsknęła cicho swoim skrzeczącym śmiechem.
***
Doprowadziłem się do początku i sprawdziłem co u Katherine - nadal spała. Ułożyłem się obok niej - w porównaniu do niej ubrany - i wpatrywałem się w jej twarz póki nie otworzyła oczu.
- Cześć, księżniczko.
Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Cóż - zaśmiałam się. - Moja praca zrobi się weselsza.
- Myślałem, że ją uwielbiasz - mruknął sarkastycznie.
- Lubię ją, ale nie sprawia mi tak wiele przyjemności jak ty - pocałowałam go i przewróciłam tak, że teraz to on leżał pode mną. - Ale wiesz, Jev, że również będziemy musieli pracować nad twoją stabilnością emocjonalną.
Oburzył się.
- Jestem stabilny emocjonalnie.
Rzuciłam mu wymowne spojrzenie. Pokręciłam tylko jednak głową i nie odezwałam się. Położyłam się obok niego, przytulając go. Odpowiedział mi uściskiem, lecz również milczał. Cisza była zbyt napięta i dołująca, by dalej się ciągnęła.
Ziewnęłam.
- Idź spać - powiedział cicho, całując mnie we włosy.
- Nie - jęknęłam.
Ale to było silniejsze ode mnie. Zasnęłam.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Nasze ubrania oczywiście zostały porozrzucane po całym pokoju, niektóre wręcz trochę podarte.

Pożądanie, które kierowało naszymi czynami, było wręcz upajające. Naszymi ciałami w końcu wstrząsła eksplozja namiętności i spełnienia.
- Kocham cię - wplątałem palce w jej włosy delikatnie głaskając jej głowę, która opierała się na moim torsie. - Też będę ci to powtarzał do znudzenia.
- Znudzisz się mną? - żachnęła się teatralnie
- Oczywiście, że nie. - i ponownie zamknąłem jej usta pocałunkiem by nie zdążyła czegokolwiek powiedzieć.
Leżeliśmy splątani ze sobą, tak, że nie do końca orientowałem się gdzie zaczynam się ja, a gdzie ona.
- Jeśli tak będzie wyglądała moja terapia, to nie mam nic przeciwko - ucałowałem jej odsłonięty brzuch, następnie pnąc językiem ku górze.
Katherine

Od Katherine - CD historii Jev'a

 Jako istota nieżyjąca nie potrzebowałam oddychać. Dziękowałam teraz za to, ponieważ nawet nie miałam zamiaru tego robić. Nie rozumiałam, jak ludzie mogą być zaślepieni namiętnością i jednocześnie oddychać. To kompletnie nieporęczne.
- Postaw mnie - udało mi się wykrztusić. - Potrafię iść sama.
- Nie ma mowy - wymruczał, nie odrywając ust od mojej szyi.
Za nim się obejrzałam, byliśmy już w mojej sypialni. Zamiast postawić mnie jednak na ziemi, położył mnie na łóżku i przygniótł mnie swoim ciałem. Wsadziłam mu ręce pod koszulkę i zdjęłam ją.
- Kocham cię - powiedziałam ponownie, dotykając jego twarzy. - Mam ochotę ci to mówić w kółko i w kółko, choć nie jestem pewna, czy kiedykolwiek to do ciebie dotrze.
Zaśmiał się cicho i zamknął mi usta swoimi ustami.
To, co wydarzyło się później, było oczywiście przewidywalne.

Jev?
Ostatnie zdanie pisałam z takim "Bitch, please" na twarzy xD 

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Może nie uwierzysz, ale też za Tobą tęskniłem - wymruczałem jej w usta. I na nowo pogrążyliśmy się w namiętnym pocałunku. Jęknęła cicho gdy zacząłem obsypywać pocałunkami jej szyje i ramiona. Nagle spostrzegłem, że siedzi mi na kolanach oplatając mnie nogami w pasie. Podniosłem ją (o dziwo jeszcze miałem trochę siły) i weszliśmy do domu w ogóle nie przerywając naszych pocałunków.
Oczywiście tylnymi drzwiami by nie zgorszyć pani Freydez.
Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Przez pierwsze kilka sekund nie wiedziałam, jak mam zareagować. Powoli wyciągnęłam ręce i położyłam ja na jego karku, przybliżając go do siebie. Pocałowałam go ponownie. Czułam się, jak w niebie, gdy przesunął dłonie na moją talię, a ja kompletnie oplotłam go ramionami. To mogło trwać tylko chwilę, lecz wydawało się ciągnąć wiekami. A jednocześnie być tak krótkie. Czułam się całkowicie spełniona i zapomniałam o wszystkim. O niewyspaniu, Yonie, poczuciu słabości. Zapomniałam o przeszłości i przyszłości. Żyłam teraźniejszością. Albo jednak nie żyłam. Umarłam i poszłam do miejsca, na które myślałam, że nie zasługuję. Do miejsca, gdzie moje szczęśliwe zakończenie było możliwe.
I wtedy się obudziłam. Ono cały czas było możliwe. Tylko nie wyciągałam ręki odpowiednio daleko, by je zdobyć.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłam - szepnęłam, nie odsuwając się od niego na więcej, niż milimetr. - Kocham cię.

Jev?
Krótkie, ale pełne serca ;3

Od Jev'a - CD historii Katherine

- To jest mało? - rzuciłem niedowierzające spojrzenie pani Freydez.
Wzruszyła ramionami i odparła:
- Skoro mam codziennie sprzątać cały dom i te rozbite filiżanki, to tak.
- Proszę wybaczyć - kiwnąłem głową i wyszedłem za wampirzycą.
Siedziała na białej ławeczce w ogrodzie, podwinęła kolana pod brodę i oplotła nimi ręce. Wyglądała tak bezbronnie.
Przysiadłem obok niej i przez kilka sekund siedzieliśmy w milczeniu.
- Problemy w pracy?
- Nie tylko - wzruszyła ramionami - To wszystko... - westchnęła
- Przerasta cię? - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie - Kathie...poradzisz sobie z tym, przecież jesteś Katherine Aristow, przywódczyni klanu wampirów w Londynie. Piękna, niezawodna, humorzasta - przewróciła oczami - silna. I za to cię kocham. - nie do końca wiedziałem czy chce ujarzmić jej zły humor czy powiedzieć coś co od dawna domagało się wydostania z mojej głębi. - Rozumiesz? Kocham tą złośnicę, która w Tobie siedzi. - uśmiechnąłem się i przyciągnąłem ją do siebie całując namiętnie jej usta. Nie wiedziałem czy mi pozwoli na takie zbliżenie więc po kilku sekundach tylko trzymałem jej twarz w dłoniach, czekając na reakcje.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Ewentualnie - burknęłam. Pani Freydaz wstała i szybko nałożyła mi porcję. Zmrużyłam oczy i zilustrowałam ją spojrzeniem - A pani dlaczego się leniwi zamiast pracować? Nie ma pani do zrobienia zakupów albo coś?
Prychnęła.
- Mogłabyś być milsza, Katherine.
- Mogłabym ci mniej płacić.
- I tak płacisz mi mało - mruknęła lekceważąco.
Oburzyłam się.
- Mało!? - krzyknęłam, spojrzałam na Jev'a, szukając poparcia. - Czy tysiąc funtów dziennie to mało!?
- No...
- No właśnie! - pokręciłam głową i uspokoiłam się. - Przepraszam. Mam zły dzień.
Wstałam i przez tylne drzwi wyszłam do ogrodu.

Jev?
Bardzo weny brak, jak widzisz. 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Ledwo wlazłem do domu już dostałem opieprz. Cóż, to lepsze niż upadek z balkonu.
Pani Freydez patrzyła się w miejsce gdzie Katherine nabrała ochoty ją zgromić, a ja wybuchnąłem śmiechem. Gosposia mi zawtórowała.
- Ma swoje fochy - szepnąłem, choć i tak wiedziałem, że wampirzyca mnie usłyszy
- Idzie zauważyć - machnęła ręką i nałożyła mi na talerz dużą porcję.
Po chwili usiadła ze mną i oboje jedliśmy w ciszy - no poza tym, że ciągle chichotaliśmy wspominając scenę, która miała miejsce parę minut temu.
Tornado wyszło ze swojego pokoju ponownie trzaskając drzwiami, które lekko się poluzowały.
- Głodna? - zapytała pani Freydez nawijając makaron na widelec. Stłumiłem śmiech.
Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Byłam tak cholernie zmęczona, że miałam ochotę zrobić komuś krzywdę. Miałam też ochotę się śmiać, płakać i krzyczeć. Coś definitywnie było ze mną nie tak.
Niecałe czterdzieści minut później w cholerę rzuciłam pracę i uznałam, że cały świat jest do dupy. Tak, miałam aktualnie depresję emocjonalną. Tak, miałam zamiar być wredna. Najwyraźniej to sprawiało, że lepiej się czułam.
- Nagle odeszła mi ochota na spaghetti - oznajmiłam, wchodząc do kuchni. Pani Freydez zgromiła mnie spojrzeniem. Przewróciłam oczami. - Ale skoro już pani zaczęła...
- Wyjdź mi stąd, bo nie ręczę za siebie - burknęła.
Uniosłam ręce w geście poddania.
- Sorry - mruknęłam, wychodząc z kuchni. - Niech tylko pani pamięta, pani Freydez, że to ja pani płacę.
Tak, to była jawna groźba. Pani Freydez najwyraźniej to zauważyła, bo zadrżała. Miała jednak dumę i nie przeprosiła. Pokręciłam głowę i wyszłam z kuchni.
W korytarzu natknęłam się na Jev'a, który najwyraźniej wrócił ze spaceru.
- Masz kilka minut spóźnienia - rzuciłam do niego, przechodząc z boku. - Mówiłam, trzydzieści minut. Ale nie, po co. Lepiej się powłóczyć - ominęłam go, weszłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam za sobą głośno drzwi.

Jev?
Wiem, że krótkie i długo pisane, ale mam teraz mega głupawkę połączoną z padaczką xD

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Ja? Ja zgryźliwy - prychnąłem niedowierzająco - Nie mogę uwierzyć. - chwyciwszy klucze wyszedłem z pokoju co chwila nimi pobrzękując.
Zszedłem na dół i od razu wyczułem woń obiadu.
- Mmm. - wszedłem do kuchni - Robi pani spaghetti? Uwielbiam spaghetti. - uśmiechnąłem się pokrzepiająco by staruszka chociaż trochę się do mnie przekonała. Zlustrowała mnie spojrzeniem i przewróciwszy oczami zabrała się za mieszanie gotującego się makaronu, w czym jej przeszkodziłem.
***
Spacerowałem po przedmieściach Sheffield rozkoszując się czystym pachnących powietrzem, porywistym wiatrem i słońcem, który na moje szczęście schowało się za chmury.
Nie chciałem wracać, czułem, że mógłbym spędzić tutaj całe życie. Siedziałem w parku na trawie wąchając kwiatki. Pewnie kilka osób posłało mi pełne politowania spojrzenia, ale nie obchodziło mnie to. Liczyła się tylko moja wolność. Wolność emocji. Wolność ciała.
Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Widzę, że humorek ci się poprawił - mruknęłam, gdy był już przy drzwiach, by wyjść. - Zacząłeś być strasznie zgryźliwy - spojrzałam na niego, na chwilę przerywając pisanie na komputerze. - Na komodzie, przy wyjściu, leżą klucze. Jak chcesz to możesz się przejść, a wróć około za pół godziny. Byłoby dobrze, gdybyś w ogóle wrócił.
Wstałam i skierowałam się w kierunku łazienki połączonej z gabinetem.
- A teraz, wybacz - otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego przez ramię. - Muszę się odświeżyć.
Zostawiłam go za sobą w gabinecie i usiadłam na ławeczce w łazience, by przemyśleć całą sytuację z Yoną.

Jev?
Weny nie ma, a mi się chce spać :/ 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Uniosłem brew.
- Zawsze gdy coś jest istotne tuszujemy to stwierdzeniem: "To nieważne", ale skoro tak twierdzisz. - nie miałem zamiaru się z nią spierać, jeszcze bym wyleciał kolejny raz przez balkon, a tego nie chciałem. Raz - nie miałem siły, a upadek by ją jeszcze zniminimalizował. - To co robisz jest mega nudne. - stwierdziłem obrzucając wzrokiem jej biurko zawalone papierami. - Pomóc ci w czymś? - zapytałem, ale chyba było to zbędne. - W takim razie powodzenia.

Katherine, wena odeszła -.-

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Tak - przewróciłam oczami. - To moja gospodyni, pani Freydez. Jest twardsza, niż skała - nie, nie ziewnę teraz. Nie ziewnę. Och i ziewnęłam. - Nie ma czasu spać, trzeba pracować - mówiąc to weszłam na maila, sprawdzając, czy jeden z moich urzędników wysłał mi już raport. - I tak nie mam ochoty spać.
- Widać - uniósł brwi.
- Naprawdę, nie mam ochoty - powiedziałam stanowczo. Koszmary odbierały snowi całą przyjemność.
- Jak chcesz - mruknął i zajął miejsce przede mną.
Siedzieliśmy w milczeniu niemal dziesięć minut. Starałam się pracować, lecz naprawdę nie miałam na to siły. Nie zdziwiłabym się, gdybym nagle zasnęła przy komputerze. Zamrugałam szybko.
Pracować, pracować, pracować.
- Przemęczasz się - stwierdził.
Jakbym tego nie wiedziała.
- Nie prawda - opowiedziałam, choć doskonale wiedziałam, że ma rację. - Robię to, co sprawia mi przyjemność. Czyli robię to, co zawsze. Witam w moim świecie. Zwykle cale dnie spędzam na poganianiu nowych urzędników, organizowaniu nudnych spotkań, pomaganiu urzędnikom w sprawach biznesowych - ucięłam, gdy usłyszałam odgłos faksu. - Bez jaj.
Ta czarownica sprawiła sobie komputer! Dostałam wielką wiadomość o treści: "Zdecydowałaś się na maleńką przysługę?".
Szybko zabrałam to ze wzroku Jev'a, aby nie zobaczył, co było tam napisane. 
- Co to? - zapytał.
- Nic ważnego - burknęłam, wkładając to do niszczarki. I po krzyku.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Wyszedłem z pokoju by pójść na dół do kuchni po jakiś sok. Stanąłem przy czarnej lodówce i ujrzałem odbicie. Odwróciłem się z sokiem w ręku i zauważyłem, że to człowiek. Kobieta wpatrywała się we mnie z napięciem, ale nie upuściła żadnej miotły ani nic (bo akurat trzymała je w ręku).
- Nazywam się Jev... - powiedziałem po kilku sekundach, ale ona wyparowała z kuchni równie szybko jak się w niej pojawiła. - Ech... - westchnąłem i wlałem do połowy szklanki napój.
Upiłem spory łyk - cóż...dość spory bo za chwilę szklanka była pusta. Gość czy nie gość byłem w jej domu i umyłem ów naczynie.
***
- Dzień dobry - usiłowałem się przywitać ze starszą panią, które przeszła obok mnie nawet na mnie nie patrząc. Szła z zadartym nosem, nie okazując cienia strachu. Czy ona była jakimś testem? Jak się zachowam w obecności człowieka... na razie nie miałem ochoty rozerwać jej gardła - do diabła, o czym ja mówię! Już mam uczucia więc czemu się tak zachowuję?!
Nabrałem powietrza nosem i wypuściłem je ustami. Kilka razy to powtórzyłem, starając się nie wdychać zapachu kobiety, tylko świeże powietrze. Jeny, jak dawno (oprócz wczorajszej nocy) nie byłem na podwórku.
Dzisiaj zapukałem do gabinetu Katherine, minęło kilkanaście sekund zanim mi odpowiedziała, ale nie przeszkadzało mi to. Była niewyspana.
- Proszę.
- Cześć. Mogę? - zapytałem
- Tak, wejdź - pokiwała głową.
- Chciałem ci podziękować za te ubrania, jak tylko pozbędę się etykietki szaleńca, to zwrócę ci pieniądze.
- Nie trzeba. - machnęła lekceważąco dłonią i upiła łyk kawy.
- Nie potrzebujesz się wyspać? - podsunąłem wpatrując się w jej twarz, na której malowało się przemęczenie.
- Aż tak źle wyglądam? - zmarszczyła nosek
- Zawsze wyglądasz pięknie, ale widać, że jesteś zmęczona. Przecież możesz gdzieś wyjść, nie musisz cały czas mnie pilnować. Swoją drogą jest ta... - nie potrafiłem znaleźć słowa - babcia. Ona potrafi ustawić do pionu. - zaśmiałem się cicho.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Poranne słońce nie mogło dostać się do mojego gabinetu przez jedwabne zasłony. Były w kolorze ścian, czyli szmaragdowym, jak moje oczy. Ogólnie w pokoju panował taki sam nastrój, jak w moim innym gabinecie, w kwaterze. Tam również biurko było wykonane z solidnego, ciemnobrązowego drewna, tak samo, jak regały na książki - a raczej wielkie księgi - które były poustawiane przy ścianach prawie w całym pomieszczeniu. Oczywiście, nie było ich tak dużo, jak w mojej bibliotece, ale również więcej, niż jakikolwiek człowiek miałby ich w swoim domu.
Zapadłam się w miękki, zrobiony z czarnej skóry, fotel. Chciałam tak tylko siedzieć i gapić na monitor komputera. Po moim spacerze przespałam się trochę i, choć dręczyły mnie koszmary, wyspałam się. Jednak nie na tyle, by prowadzić normalną konwersację, więc byłam już po trzecim kubku latte. Powoli zaczynał mieć jej dosyć i tęskniłam za niesamowitym smakiem rosyjskiej earl grey.
Nagle zadzwonił telefon stacjonarny. Nareszcie. Czekałam prawie dwadzieścia minut, aż do mnie oddzwonią. Podniosłam słuchawkę.
- Dzień dobry. Czy dodzwoniłam się do Katherine Aristow? - po drugiej stronie rozległ się głos starszej kobiety, który brzmiał, jakby ona nigdy nie przestawała się uśmiechać.
- Tak, witam. Moje zamówienie cały czas jest aktualne?
- Ależ tak. Pan Pavlo Blanchard już je nawet odebrał - zachichotała. - Doprawdy, w naszej kwiaciarni nigdy nie było takiego ruchu, jak w ciągu ostatnich tygodni. Bardzo nam to pochlebia.
- Mówią, że jesteście najlepsi - rzuciłam obojętnie. - Tak, czy inaczej. Dziękuję za szybkie dostarczenie.
Ponownie zachichotała.
- Oczywiście. Już jutro będziemy mieli następną dostawę, więc werbeny nigdy nie będzie za mało.
- Rozumiem. Do widzenia - rozłączyłam się, za nim zdążyła odpowiedzieć.
Odłożyłam telefon i wyciągnęłam się na fotelu. Dobrze, że zamontowałam sobie podnóżek, bo inaczej nogi byłby w niewygodnej pozycji. Zawsze mogłam położyć je jeszcze na blacie, lecz uznałam, że nie chcę gnieść kartek, które na nim leżały. A raczej były porozwalane.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili weszła moja gosposia, pani Freydez. Była ona człowiekiem, ale bardzo twardym, nawet jak na istotę żywą. Choć była po sześćdziesiątce, trzymała się świetnie. Nawet włosy przefarbowała na żywy, czerwony odcień i nie pozostawiła na nich ani odrobiny siwizny.
- Nie chcę pani martwić, panno Aristow, ale w mojej kuchni jest wampir - prawie zaśmiałam się, gdy usłyszałam "mojej". Cóż. Ja rzadko tam bywałam.
- Proszę się nie martwić. Będzie z nami mieszkał przez dwa tygodnie. Miałam tyle na głowie, że zapomniałam panią o tym poinformować.
Pokiwała gorliwie głową.
- Dobrze. Ale i tak będę go miała na oku. Wydaje się podejrzany.
- Każdy wydaje się dla pani podejrzany.
- Panno Aristow, nie wiadomo, jakie ma intencję. Moim powołaniem jest chronić panią. Obiecałam to panu Christopher'owi, gdy jeszcze żył.
Skrzywiłam się. Lepiej jej nie mówić, że go wskrzesiłam. Mogłaby dostać zawału, albo coś.
- Dobrze, to ja pójdę już zrobić obiad. Spaghetti będzie w porządku?
- W jak najlepszym - uśmiechnęłam się, nie mogąc się doczekać obiadu. Ta kobieta robiła najlepsze spaghetti, niż ktokolwiek inny.
Odwzajemniła uśmiech i wyszła.

Jev?
Wiem, że nudne :/ 

Od Jev'a - CD historii Katherine


Odprowadziłem ją spojrzeniem do drzwi, i zaraz jak wyszła sięgnąłem po pilot i znów włączyłem telewizor. Przełączyłem na coś przyjemniejszego niż momentami krwawy "Doktor House".
O dziwo film mnie wciągnął i mogłem na razie odpuścić sobie myślenie. Po jakimś czasie zasnąłem na dywanie już niedręczony koszmarami. Widać nie pojawiały się one nad ranem.
***
Obudziło mnie światło wlewające się do pokoju, które szczypało moją skórę. Poszedłem do swojego pokoju by wziąć prysznic - jak ja za tym tęskniłem!
Na stoliku leżała torebka z RiverIsland w której znajdowały się ubrania, a obok niej leżała komórka z wbitym już numerem do Katherine.
Założyłem nowe ubrania i stwierdziłem, że dobrze wyglądam - jak na kogoś kto wczoraj wyszedł z wampirzego psychiatryka.

Katherine? Weno, przybądź!

Od Katherine - CD historii Jev'a

Pokręciłam głową, tłumiąc ziewnięcie.
- Nie przeszkadza mi to, że tu jesteś. Właściwie, to był to mój pomysł, byś tu zamieszkał - wyłączyłam telewizor. - Nie jesteś tu tylko, dlatego, że bałam się zostawić cię samego. Chociaż to oczywiście też - uśmiechnęłam się pod nosem. - Jesteś tu głównie, dlatego, ponieważ spełniłam twoją prośbę. Nie wróciłeś do kwatery. Dalsze leczenie przejdziesz tutaj.
- Co? - nie wyglądał, jakby dokładnie zrozumiał, o co chodzi.
- Przez dwa tygodnie będziesz tak jakby moją... pracą - zastanowiłam się nad właściwym doborem słów. - Nie będziemy tu robić dokładnie tego, co robiłeś w kwaterze, ale podobne rzeczy. Nie możemy przerwać twojego leczenia.
Pokiwał głową, jakby pogodził się z tą myślą.
Kolejnego ziewnięcia nie mogłam stłumić. O nie. Nie mogłam zasnąć.
- Idę na spacer - stwierdziłam szybko i wstałam. Kurde, byłam prawie naga. - Tylko się przebiorę. Ty możesz robić... Co chcesz. Jutro wyślę kogoś, by kupił ci jakieś ciuchy i telefon, byś w razie czego, jak mnie nie będzie, mógł się ze mną skontaktować - zaryzykowałam, schyliłam się i pocałowałam go w czubek głowy. - To idę. Błagam, nigdzie nie wychodź - wyszłam do mojego pokoju, zostawiając go samego siedzącego przy kanapie.

Jev?
Wiem, że krótkie, ale właśnie wróciłam ze szkoły i owa szkoła zabrała mi wenę ;__; 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Wiedziałem, że trzeba czasu by wszystkie elementy układanki powróciły na swoje miejsce. Gdy powracałem do wspomnień niektóre pamiętałem jasno, a kolejne były tylko pustymi dziurami. Nie wiedziałem co tak naprawdę zrobiłem, kiedy przestałem nad tym panować. Usiłowałem wszystko sobie ułożyć, choć strasznie chciało mi się spać.
Po przyjeździe do Rzymu (czemu pojechałem do Rzymu, a nie do Florencji, to nie wiem) wyłączyłem uczucia, gdy ją zobaczyłem wysiadającą z limuzyny. Myślałem, że mam zwidy i nie chciałem już więcej czuć tego mrowienia, wrzącej złości i tej chęci pocałowania jej.
Potem poszedłem się posilić, ale miałem jeszcze wszystko pod kontrolą.
Hotel. Staliśmy na balkonie obrzucając się gniewnymi spojrzeniami, a ja paskudnie się do niej odezwałem.
Hall. Nie dziwie się, że wbiła nożyczki w mój bark, sam bardzo chciałbym się ukarać za to ile zabiłem, jak skrzywdziłem.
Zakupy... Co u licha? Ja byłem na zakupach... Nie zapłaciłem i ugryzłem ekspedientkę.
Szukanie informacje o Maggie, która potem sama mnie znalazła.
Rzucenie klątwy...o ja...co ja najlepszego narobiłem?!
Moja "niby" bezinteresowna pomoc i... ktoś wyrzucił mnie przez balkon. No tak, a kto inny.
Pytanie, którego nie zadała moja podświadomość "Dlaczego kochasz tamtego Jev'a".
Otworzyłem się przed nią, co było na pewno jakimś sygnałem.
Spotkanie staruszki i Maggie.
Nasza rozmowa z dawnych lat, która nie potrwała długo. Już wtedy nie mogłem wytrzymać dłużej niż godzinę od posilania się.
Pragnienie, które rządziło całym moim ciałem. Wyjazd z Włoch do Florencji.
Nie pamiętam dokładnie jak i gdzie mnie porwali, ale na pewno stawiałem opór, póki nie wstrzyknęli mi do żył tego przeklętego zielska.
Cela. Izolatka - te wspomnienia zasnuły wszystkie inne. Nie chciałem tam już nigdy wracać. Patrzeć na te wampiry. Na te wszystkie rzeczy, które i mnie zraniły.
Codzienne spotkanie przy herbacie. Nie. Nie. Nie przypominaj sobie, Jev.
Postarałem się i wkrótce zapadłem w sen.
***
Myślałem, że chociaż koszmary dadzą mi spokój, ale one nie brały urlopu, tylko dlatego, że teraz czułem coś więcej niż złość i nienawiść.
Chodziły za mną te wszystkie ofiary, jęcząc i wbijając mi raz po raz kołek w okolice serca, ten ból był straszny. Nie mogłem go znieść, a też trudno było mi się wybudzić. Wskazywało, że to jeszcze nie koniec koszmaru.
Katherine też mi się śniła. W momencie gdy po raz pierwszy się poznaliśmy, wyznaliśmy sobie miłość, nastąpiło rozstanie, rozłąka, ironiczne rozmowy pod którymi kryło się coś więcej, a potem tylko te przeklęte róże, wokół których bryzgała moja krew.
Wybudziłem się zaczerpując haust powietrza. Potwornie bolała mnie głowa.
Usłyszałem dźwięk włączonego telewizora, ona też chyba nie spała, a ja już nie chciałem wracać do tej granicy prawdziwego świata i fikcji.
***
Nie potrafiłem poruszać się bezszelstnie, nie miałem siły - zarówno fizycznej jak i psychicznej. Do tego byłem kompletnie bezużyteczny. Chodziłem po domu jakbym pierwszy raz w ogóle widział jakieś mieszkanie.
Te przytulne kolory stały się takie odległe, gdyż cela była kamienna i zimna.
Wszedłem do jej pokoju kompletnie zapominając zapukać, więc zaraz jak otworzyły się drzwi i w nich stanąłem to zrobiłem. Katherine leżała przykryta kocem i oglądała "Doktora House'a" popijając oczywiście latte.
Usadowiłem się na podłodze obok jej łóżka i przez chwilę oglądałem razem z nią.
- Nie możesz spać? - zapytała
- Nie. - odparłem cały czas wpatrując się w ekran. - Nie wiem jak zacząć życie.
- Zawsze możemy zacząć od zera. - zaproponowała
Uśmiechnąłem się i chwyciłem jej rękę splatając jej palce z moimi.
- Nie chce być dla ciebie ciężarem, więc gdy tylko powiesz żebym wyszedł, wyjdę. - zapewniłem i złożyłem delikatny pocałunek na opuszku jej palca. - Chcę wszystko odbudować, tak bardzo cię przepraszam. - schyliłem głowę nie puszczając jej ręki.

Katherine?

czwartek, 26 marca 2015

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Wiem - powiedziałam cicho, ściskając go mocno. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, ale to przyjemniejsze, niż tysiąc randek z Cillianem. Wreszcie jednak odsunęłam się, tłumiąc ziewnięcie. - Jestem zmęczona. I pewnie ty też jesteś. Poukładaj to sobie samemu. Nie potrzebujesz mnie - wyplątałam się z jego objęć i udałam się w stronę drzwi. - Dobranoc, Jev.
Sama wróciłam do pokoju i przebrałam się w jakąś koszulę nocną. Co prawda, nie miałam ich zbyt wiele - ponieważ sypiałam nago - ale skoro miałam gościa to postanowiłam założyć jedną z tych nielicznych, choć kusych.
Położyłam się na łóżku i jeszcze przez długi czas nie mogłam zasnąć. A gdy wreszcie zasnęłam, przyszły koszmary.

Była godzina 3 w nocy, a ja w pozycji pół-leżącej oglądałam telewizję. Przykryłam się jedynie cienkim kocykiem i już od godziny popijałam kawę. Byłam strasznie zmęczona, a jednak nie mogłam zasnąć. Nie, kiedy tam czekały na mnie koszmary.
Oglądałam nocny maraton "Doktora House'a", choć cały serial oglądałam chyba z pięć razy. Nagle usłyszałam kroki i do salonu wszedł Jev.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Zgodnie z domniemaną prośbą Katherine wziąłem prysznic. Ach, jak ja uwielbiałem wodę, która zmywała ze mnie te wszystkie złe uczucia. Teraz stało się tak tylko częściowo, ale czułem się lepiej. Zanurzyłem swój T-shirt w misce z wodą by go trochę odświeżyć. Spodni jeszcze nie zamierzałem prać bo Katherine miała przyjść. Co prawda, już mnie widziała w dość intymnych sytuacjach, ale teraz byliśmy dla siebie jacyś obcy.
Gdy weszła do pokoju siedziałem na łóżku po turecku rozmyślając co będzie dalej.
- Jak się czujesz? - zapytała siadając na kraju łóżka.
- Bywało lepiej. - wzruszyłem ramionami - Dziękuje.
Uśmiechnęła się, ale jej oczy nadal błyszczały, chyba od łez.
- Wszystko będzie dobrze. - zapewniłem ją - Ja niedługo będę sobą. Całkowicie. - zbliżyłem się do Katherine i ją przytuliłem wplatając palce w jej włosy.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Tu będzie twoja sypialnia - powiedziałam, wskazując szaro-niebieski, dosyć spory pokój. - Mam nadzieję, że będzie dla ciebie odpowiednia, ale jeśli coś ci nie pasuje, to zawsze możemy zrobić przemeblowanie - omiotłam wzorkiem sypialnię. Nie była zła. Łóżko było wyśmienicie wykonane, a pościel jedwabna. - Moja sypialnia jest obok. Byłeś już tu, więc w miarę znasz rozkład mojego domu. Możesz się w nim poruszać swobodnie - zastanowiłam się. - Staraj się jednak unikać piwnicy, proszę. Tam są rzeczy tylko dla mojego oka - wycofałam się powoli. - Tamte drzwi prowadzą do twojej łazienki. Jak chcesz, to się odśwież. Jeśli chciałbyś czegokolwiek to po prostu powiedz. Pamiętaj, że nie jesteś tu więźniem, tylko gościem - uśmiechnęłam się pod nosem. - Ale nie wychodź stąd bez mojej wiedzy - ziewnęłam. - Co za dzień. Dobra, ja idę wziąć prysznic i zaraz do ciebie zajdę.
Po tym szybkim wprowadzeniu, wyszłam z sypialni Jev'a i ruszyłam do swojej. Tak jak powiedziałam, wzięłam szybki prysznic, narzuciłam na siebie szlafrok i wróciłam do pokoju Jev'a, rozczesując włosy.
Zastałam go, jak siedział na łóżku.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Wybałuszyłem oczy.
- N-naprawdę? - zapytałem cały czas się jąkając. Od kiedy byłem taki słaby? Czułem się jak niepełnosprawny albo gorzej niczego nieświadome dziecko. Wszystko tak szybko się działo.
Pokiwała potakująco głową.
- Dobrze. - stałem i czekałem co zrobi. - A wypuścisz Mag?
- Magiene, tą Włoszkę, co wczoraj przyjechała? - zapytała powoli
- Tak, ona tu przyjechała tylko po to by... - zamyśliłem się - chyba pomóc mi doprowadzić się do takiego stanu. - lekko się uśmiechnąłem.
- Dobrze, zajmę się tym z samego rana - przytaknęła i wyciągnęła kluczyki od samochodu. - Chodź - podała mi rękę.
***
Wsiedliśmy do jej McLarena. Usadowiłem się na miejscu obok niej, składając ręce na kolanach. Przejechaliśmy drogę do Sheffield w milczeniu, a ja wpatrywałem się w księżyc, który wydaje się jechał razem z nami.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Wiem, Jev - szepnęłam i podniosłam się. - Nie wiem, co zrobimy w kwestii pozostania tu - mówiłam wolno, ponieważ nie byłam pewna, czy do końca rozumiem. Cały czas patrzył na mnie tym swoim zbolałym wzrokiem. - Wstań, Jev - pomogłam mu stanąć na nogi i podtrzymałam go, ponieważ był słaby, jak nigdy. Posadziłam go na swoim siedzeniu. - Poczekaj tu. Pójdę załatwić sprawę z Thomasem. Nie możesz przerwać leczenia w tym momencie. Nie mogę cię tak po prostu wypuścić w świat.
- Nie mogę tam wrócić...
- Nie wrócisz - powiedziałam stanowczo. - Nie pozwolę na to. Przyrzekam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, byś nie wrócił już do tej celi - odsunęłam się od niego i uchyliłam drzwi do mojego gabinetu. - Poczekaj tutaj.
- Nie zostawiaj mnie...
- Zaraz wrócę - uśmiechnęłam się uspokajająco. - To zajmie góra dziesięć minut - wyszłam szybko, za nim zdążył jeszcze coś dodać.

Wróciłam po równo dziesięciu minutach. Jev siedział w tym samym miejscu, gapiąc się pusto w przestrzeń. Gdy weszłam, podniósł głowę.
- Chodź - wstał o własnych siłach i do mnie podszedł. - Ustaliłam z Thomasem, że dokończysz leczenie gdzieś indziej.
- Chyba nie w innym kraju... - wyglądał na przestraszonego.
- Nie - uspokoiłam go. - Przez dwa tygodnie będziesz mieszkał u mnie.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Raz po raz w mojej głowie wybuchały wspomnienia i uczucia, na kilka sekund znikały by znów się pojawić. Nie rozumiałem tego, to jakby walka między cząsteczkami w mózgu.
Ledwo odróżniałem myśli od tego co naprawdę słyszę.
- Ja - ponownie zacząłem, ale nie miałem pojęcia co chce wyrazić, przekazać - Potrzebuje cię. Ale - załkałem jak dziecko - nie wysyłaj mnie tam. Nie chce znów tam siedzieć. Nie zostawiaj mnie samego z moimi myślami. Chcę coś czuć, coś więcej niż namiastkę tego co odczuwałem niedawno. Chcę...Pragnę - nie wiedziałem do czego biłem, ale już moja podświadomość rządziła tym co powiem - naprawić wszystko. Nie chciałem by tak wszystko się potoczyło...

Katherine? Jev jest mega zagubiony.

Od Katherine - CD historii Jev'a

Przez chwilę patrzyłam na jego załamanie, przełykając gorzkie łzy. Gdy jednak wreszcie mogłam się ruszyć, uklękłam obok niego.
Ostrożnie chwyciłam go za rękę. Drgną pod wpływem mojego dotyku. Patrzył gdzieś w dal, jakby przypominał sobie kim jest. Dałam mu trochę czasu. Rozumiałam go. Musiał sobie wszystko poukładać. Odpowiednio zaszufladkować w swojej głowie. Oddzielić prawdę od fałszu.
Ja też musiałam to zrobić. Właśnie dotarło do mnie, jak bardzo zraniłam go moimi słowami. To było widać na odległość, że cierpiał. Nie powinnam odzywać się do niego tak, jakbym faktycznie chciała jego śmierci. Ale nie miałam pojęcia, że nagle jego uczucia się wyzwolą.
Już kilka razy widziałam, jak uczucia wyzwalają się wśród uzależnionych wampirów. Był śmiech, łzy, lecz wszystko kończyło się radością. Kończyło się happy endem.
W przypadku Jev'a było inaczej. Jego cierpienie było niemal fizycznie namacalne. Czułam je, a może sama też cierpiałam? Chciałam dzielić z nim rany na duszy. Nie mogłam zostawić go sama, w tych chwilach, w których najbardziej potrzebował pomocy. A może to ja jej potrzebowałam?
- Jev - szepnęłam, gdy uznałam, że nadszedł już czas, by się odezwać. - Jev, spójrz na mnie - nie zareagował. - Jev, proszę - delikatnie dotknęłam jego twarzy i skierowałam ją na siebie. - Proszę, musisz coś powiedzieć. Nie możesz dusić w sobie emocji. Powiedz, proszę, powiedz, co czujesz.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Wszystko zalało mnie od środka. Wyzwolone emocje zamieniły się w realistyczne fizjlogiczne rzeczy. Łzy - szczęścia, radości, złości, gniewu. Do szklanki z kwasem została wlana substancja barwiąca wszystko wokół. Nagle świat nabrał żywych kolorów, ale po chwili wszystko do mnie dotarło.
Żal - wyłączanie emocji, uczuć, wszystkiego co czyniło mnie mną
Ból - nożyczki w moim barku, werbena w żyłach, jej ręka spoczywająca na dłoni tego faceta
Nienawiść - gorzkie słowa
Udręka - ludzka krew
Tęsknota - za nią
Szczęście - że ona żyje
Ból - "wybierz miejsce gdzie chcesz umrzeć"
Patrzyłem na świat innymi oczami. Przejrzyście. Realistycznie. Po prostu inaczej.
Zmiana chyba od razu we mnie zaszła i Katherine oczywiście rozbiła kolejną filiżankę przesłaniając dłonią usta.
Wpatrywałem się w nią niezdolny by wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. Nie wiedziałem co mam powiedzieć.
Zaczęła przepraszać i się tłumaczyć. Powiedziała, że te róże dla niej nic nie znaczą, ale w mojej głowie cały czas obijały się jej słowa "gdzie chcesz umrzeć?". Przełknąłem łzy, które cisnęły mi się na powieki.
- Jesteś moim uzależnieniem, Jev - wyszeptała, a w jej oczach również zatańczyły łzy. To były kojące słowa, ale chaos, który rozgrywał się w mojej głowie przeszkadzał mi by je dobrze zinterpretować i przyjąć.
- J-a...przepraszam. - zaciąłem się spoglądając w jej piękne oczy, których przed sekundą nienawidziłem. Kochałem ją, mimo wszystko tak cholernie mi na niej zależało. - Przepraszam za wszystko. - chciałem odbiec, ale nie miałem siły. To wszystko mnie przytłoczyło, więc tylko upadłem na kolana, w odrętwieniu. Skrzywdziłem ją.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Cholera. Zasłoniłam dłonią usta i wpatrywałam się w Jev'a, w którym rodziła się spora dawka mieszaniny emocji.
Nie mógł już nad tym zapanować. Musiał je uwolnić. Czy przypadkiem nie o to chodziło?
- Przepraszam - szepnęłam i zamknęłam jego dokumenty. - Nie chciałam dać ci do zrozumienia...
- Że chcesz mnie zabić? - w jego głosie było tak wiele emocji.
- Nigdy nie chciałam - wskazałam gestem dłoni na róże. - To nie ma znaczenia. Sprawia, że jestem szczęśliwsza, ale to nie ma znaczenia. Nigdy nie miało - odwróciłam od niego wzrok. - Zawsze liczyłeś się tylko ty. Ja po prostu starałam się zapomnieć - czułam rosnącą do samej siebie nienawiść i na dodatek napływające łzy. - Żyć dalej. Ale nie potrafię - spojrzałam na niego. - Jesteś moim uzależnieniem, Jev.

Jev?
Wiem, przepraszam, krótkie. Ale naprawdę nie wiem, co napisać.
I wracając do tych przytulanek... To w sumie zależy od nas, więc możesz dać Kathie szansę :3 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Nie wierzyłem, że tak łatwo może wszystko załatwić. Tu krył się jakiś podstęp.
- Wszędzie byle jak najdalej od ciebie - warknąłem gniewnie wpatrując się w róże - Ucieszy cię to, prawda? Będziesz mogła przespać się ze swoim kochasiem. Bez poczucia winy. - zrobiłem skruszoną minę. - Albo nie, zabij mnie sama. Na pewno ci ulży. - pokiwałem głową - No dalej, gdzie kołek? - w tym momencie wrzałem z gniewu, ale było mi wszystko jedno. Poczułem coś mokrego na policzku, Łzy. W tej sekundzie zalała mnie fala wszystkich wcześniej zatuszowanych emocji - nienawiść, żal, gniew, złość, zazdrość, rozpusta, obłuda, miłość.

Katherine?

Od Kathernie - CD historii Jev'a

I mój dobry nastrój prysł. Wszyscy już wyszli, a zostaliśmy tylko ja, Thomas i Jev. Thomas chciał mu już odpowiedzieć, że to nie możliwe, lecz go uprzedziłam.
- Oczywiście, że się da - syknęłam. - Proszę za mną do mojego gabinetu, Jev - spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale ja tylko odwróciłam się i ruszyłam w kierunku wyjścia. - No, ruchy, ruchy. Chyba, że chcesz tu zostać.
Zainteresowany, poszedł za mną. Thomas zrównał mi kroku.
- Co ty kombinujesz, Katherine? Nie możesz tak po prostu wypuszczać uzależnionych. Szczególnie tych, którzy jeszcze nie wyzwolili emocji. Wiem, że łączy was historia...
- To nie ma znaczenia, Thom - pokręciłam głową i zerknęłam za ramię, by upewnić się, że Jev nadal za nami idzie. - Przekonasz się później, co zamierzam zrobisz.
Westchnął i skierował się w stronę swojego gabinetu, a my poszliśmy do mojego.
W środku, na biurku czekał na mnie bukiet róż od Cilliana. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale odsunęłam kwiaty na bok, choć sam gest był niezwykle romantyczny i słodki.
- Usiądź - nakazałam Jev'owi, a sama zajęłam swoje miejsce. Zaczęłam przeglądać dokumenty, aż wreszcie natrafiłam na jego dane. - Dobrze. Zamierzasz stąd wyjść. Nie ma problemu.
- Nie ma? - zapytał nieufnie.
- Oczywiście, że nie ma - prychnęłam. - Musisz tylko powiedzieć, gdzie chcesz zostać skierowany. Mi to jest obojętne, w końcu i tak umrzesz.
- Co?
Spojrzałam mu w oczy.
- Mówię, że musisz wybrać do jakiego kraju mam cię wysłać, byś tam podjął leczenie dalej. Choć nie podejmiesz go, ponieważ jesteś na zbyt zaawansowanym poziomie uzależnienia i choć jesteś tu już od miesiąca, to wciąż nie wyzwoliłeś uczuć. Dlatego gdziekolwiek pojedziesz, zabiją cię - starałam się nie zadrżeć na tą myśl. Teraz byłam zbyt wściekła. Opłakiwać będę go później. - To powiedz, Jev. Gdzie chcesz umrzeć?

Jev? 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Widziałem, że Maggie jest przygnębiona pobytem tutaj. Przybyła tu by mnie wyciągnąć, była pewna, że będzie w stanie mi pomóc i mnie przekonać.
- Mag, powiedz im, że uwolniłaś uczucia, nie chce cię tu trzymać.
- A ja nie chce żebyś tu siedział i patrzył na tę cholerną Rosjankę.
- Przecież to na mnie nie działa - wzruszyłem obojętnie ramionami
- Monaghan, weź się w garść. Wyglądasz jak gowno, śmierdzisz ja gowno i na pewno czujesz się jak gowno, więc włącz te cholerne uczucia, wyrwij się z tego bagna i wyjedź ze mną do Włoszech
- Nie zależy mi na nich.
- Ale nie chcesz tu siedzieć i marnować życia, ani strzępić nerwów. - skwitowała
- Masz rację, ale ja nie chce nic czuć. Chce wyjść stąd nie wyłączając niczego.
- Nie pozwolą ci.
- To się okaże. - wzruszyłem po raz kolejny ramionami, naprawdę czując się jak gowno. Nic nie warte.
***
Przeżyłem jakoś dzień, nawet tą pieprzoną herbatkę. Gdy ona oznajmiła, że możemy już iść tak jak wczoraj wpadł Thomas. Chciałem z nim porozmawiać.
- Mogę zadać pytanie - uniosłem rękę gdy wszedł
- Proszę. - rzucił mi spojrzenie pełne napięcia nie wiedząc czego się spodziewać.
- Jak mogę stąd wyjść nie wyłączając uczuć? Jestem pewien, że umiem sobie poradzić z uzależnieniem sam. Złożę przysięgę, papiery na mocy, których gdy znów zacznę przysparzać wam kłopoty zabijecie mnie, ale nie każcie mi tu siedzieć. Ta monotonnia mnie zanudza.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Randka udała się świetnie. Cillian miał klasę, więc od razu nie poszedł ze mną do łóżka, ale odprowadził mnie do drzwi i pocałował na pożegnanie.
Następnego dnia szłam do kwatery cała w skowronkach. Nic mi nie mogło zniszczyć dnia. Po raz pierwszy od naprawdę wielu dni, byłam szczęśliwa. Czułam się, jak Vivienne, pragnąca nieść szczęście dalej i otaczać ludzi optymizmem.
Co prawda, spóźniłam się na spotkanie przy herbatce, ale wchodząc chyba pierwszy raz obrzuciłam wszystkich szczerym uśmiechem. Dostałam nawet kilka odpowiedzi.
- Dzień dobry - powiedziałam, siadając na swoim miejscu. - A bez wątpienia będzie dobry. O! - klasnęłam w dłonie, gdy przyszła wampirzyca niosąca herbatę. - W samą porę! Mam nadzieję, że zrobiła pani ciasteczka, pani Nickson.
Gosposia uśmiechnęła się lekko.
- Oczywiście, że tak, panno Aristow. Wiem, jak pani je lubi - mówiąc, to postawiłam na środku tacę, a ja od razu wzięłam jedno. Za moim przykładem poszło większość wampirów.
- Dobrze - zerknęłam na swoją komórkę i zachichotałam pod nosem, czytając sms'a od Cilliana. Odłożyłam urządzenie. - Na początku chciałabym was przeprosić za spóźnienie. Miałam do wykonania pewną sprawę na mieście. Poniekąd dotyczyła was, więc w najbliższym czasie oczekujcie niespodzianki - wymieniłam z Vivienne porozumiewawcze spojrzenia. - Dobrze, kto chciałby w takim razie zacząć?
Zgłosiła się Helen, która miała urodę latynoski, tydzień temu odzyskała swoje emocje i od tamtej pory, wręcz nie mogła usiedzieć na miejscu. Wiedziałam, że bardzo tęskniła za swoim chłopakiem, którego zostawiła na rzecz krwi i bardzo żałowała drogi, jaką wybrała.
Później było jeszcze kilka innych osób, aż wreszcie nastała cisza.
- W takim razie, skoro milczycie, chciałabym was o czym poinformować - zmieniłam wyraz twarzy na bardziej poważny. - Ta informacja będzie dla tych z was, którzy jeszcze nie uwolnili swoich emocji. Chciałabym, żebyście wiedzieli, że nie chcemy byście uwolnili je dla nas, byśmy po prostu mieli was z głowy. Liczymy na to, że uwolnicie je, myśląc o sobie i o tych osobach, które zraniliście. One zrozumieją i wam wybaczą. Jestem tego pewna - rzuciłam im pokrzepiający uśmiech. - Wiem, ponieważ sama kiedyś byłam taka, jak wy, lecz jeszcze wtedy nie było takich programów - spojrzałam gdzieś w przeszłość i poczułam, jak moje oczy powoli się szklą. Nie, Kath, nie teraz. - Od kiedy w moim życiu wydarzył się pewien... Nieprzyjemny incydent wiążący się ze śmiercią kogoś mi bliskiego - mówiąc to miałam na myśli oczywiście Chris'a - byłam tak przybita, że się uzależniłam. Jednak moi przyjaciele, Thomas i Pavlo, których już poznaliście, po wielu latach pomogli mi z tego wyjść. Dzięki nim zrozumiałam, że robiąc to, co robiłam, nie raniłam tylko moich ofiar, ale także tych, którzy mnie kochali - zamrugałam szybko oczami i uśmiechnęłam się. - Może to nie przemówi to większości z was, ale chciałabym tylko, żebyście wiedzieli, że nigdy nie będziecie sami. A teraz możecie już iść.

Jev?
 

Od Jev'a - CD historii Katherine


Podła szmata.
Zwinąłem recę w pięści gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi.
- Monaghan, uspokój się - szepnęła Maggie. Mimo braku siły miałem ochotę coś rozwalić, rozłupać, spalić, a najlepiej rozerwać komuś gardło. Tej idiotce. Wampirzyca wpatrywała się w drzwi z gniewem, tak samo jak ja. Thomas przejął rolę Katherine i muszę przyznać, że lepiej się w niej sprawdził. Jego postawa budziła respekt, ale jego oczy były pełne zrozumienia. Dwa wampiry włączyły emocje - akurat te, których nie lubiłem. Sesja dłużyła się i dłużyła, a we mnie rosła irytacja.
***
Graliśmy z Maggie w karty gdy przynieśli porcje krwi. Wampirzyca szybko wypiła swoją, a ja poszedłem w jej ślady. Żeby coś rozwalić trzeba mieć siłę.
Cały czas przegrywałem, niespokojnie wpatrując się w dziurkę, przez którą wlewało się nocne światło. Nie uszło to uwadze Maggie i po chwili spytała ostrożnie:
- To cię zraniło?
Odpowiedź padła po kilku stanowczo długich sekundach.
- Nie.
- Monaghan, nie kłam.
- To ona jest kłamliwą suką. Dzień wcześniej powiedziała, że chce bym włączył emocje bo jej na mnie zależy. Niemal w to uwierzyłem i zapragnąłem włączyć uczucia, ale już nigdy tego nie zrobię.
- Nie chcesz żeby to naprawdę to cię dotknęło. - zauważyła
- Nie chcę - zgodziłem się i zapadłem w sen.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Rano ubrałam się w ciemnoczerwoną, krótką sukienkę i czarne szpilki. Od razu po pracy miałam iść na randkę z Connorem, więc nie byłoby czasu, by się przebrać.
Dzień zleciał mi jak z bicza strzelił. Za nim się obejrzałam, wchodziłam już na salę z rozmowami, przy herbatce. Uśmiechnęłam się sympatycznie do nowych wampirów i kompletnie zignorowałam tych, którzy znali mnie już na tyle, by na widok mojej krótkiej sukienki, mieć czelność wbijać we mnie pożądliwe spojrzenia.
- Na początku chciałabym powitać nowe osoby w naszym gronie - powiedziałam. - Mam nadzieję, że zostaniecie tu ciepło przyjęci przez resztę osób.
- To więzienie. Jak mamy zostać tu ciepło przyjęci? - prychnęła, jakaś wampirzyca.
Po chwili wisiała już w powietrzu. Wydała z siebie krzyk, gdy zaczęłam ją podduszać. Zrobiłam minę litującego się kata i pokiwałam na nią palcem.
- Meg, tak? - uśmiechnęłam się do wampirzycy z politowaniem. - Mamy tu pewne zasady, które pewnie zostały ci już przedstawione. Tak, więc, proszę: Milcz, jeśli masz do powiedzenia coś niemiłego - upuściłam ją na podłogę, a ona wstając, wydała z siebie jęk. - Nie chcę, żebyście myśleli, że to więzienie. Mamy zamiar wam pomóc.
Reszta spotkania przebiegła nadzwyczaj spokojnie. Wampirzyca milczała, a te osoby, które zwykle coś mówiły, mówiły więcej niż zwykle. Najwyraźniej chcieli mi się przypodobać, po tym, jak wypuściłam trójkę z nich.
Nagle drzwi się otworzyły, a ja uniosłam brwi, gdy zobaczyłam Thomasa, któremu towarzyszył Cillian.
- Możecie iść, Kath - odezwał się Thomas z uśmiechem. - Cillian powiedział, że jesteście umówieni. Ja zostanę z Vivienne. Tobie się należy przerwa.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, złapałam Cilliana pod ramię i wyszłam z nim, odprowadzana przez ciche westchnięcia męskich osobników.

Jev?
Twoja reakcja? xD 

Od Jev'a - CD historii Katherine


Na miejsce Bena, Clary i Franka przyszły kolejne 3 wampiry. Moja odsiadka naprawdę była więzieniem
Wraz z wyjazdem Bena, Clary i Franka przyjęli kolejne 3 wampiry, czyli 0 straty. Moja odsiadka naprawde była więzieniem, dostawałem raz dziennie nędzny posiłek, którego w całości nie konsumowałem, rozmowy psychologiczne czyli terapia, izolatka - izolacja od "świata", jeśli ten świat można było tak nazwać, kara za morderstwa. Tylko, że tu taiła się pewna niesprawiedliwość. Przywódcy też zabijali, a im nikt nie wstrzykiwał werbeny do żył, nie dusił oparami - oni byli wyżsi, mieli nadrzędną władzę nad takimi samymi jak oni,a posiadali tylko tytuł przed nazwiskiem i tyle.
Pieprzone wampiry.
Do celi Bena wrzucili jakąś wampirzycę, ku mojemu zdziwieniu była ta Maggie.
- Mag? - spytałem kiedy wyczułem jej świetlistą aurę - Co ty tu u licha robisz?
- Ratuje ci twoje żałosne dupsko. - warknęła, ale jej aura ani trochę nie przygasła.
- W jaki sposób? - nie podzielałem jej szczęścia
- Przekonam cię jeszcze.
- Wątpie, jak się tu dostałaś? - odwróciłem kota ogonem
- A no, trochę tu, trochę tam, zwróciłam na siebie uwagę.
- Ale masz emocje.
- Mam, ale będę udawać psychopatkę - wyszeptała ledwie poruszając ustami.
- Dobrze ci to wychodzi. - puściła moją uwagę mimo uszu.
- No to co robimy? - zapytała
- Czekamy na zbawienie świata, siostro.
- Jakie zbawienie świata, pogramy w karty? - czy poker był jakąś więzienną zabawką czy co?
- Pewnie. - wyciągnąłem je z kieszeni, a ona pokiwała przecząco głową.
- One są zniszczone. Mam nowe - wyszczerzyła kły w uśmiechu i wysunęła swoją paczuszkę

Katherine? Uważaj, jeszcze nie wiem jak Jev zareaguje na Connora.

Od Katherine - CD historii Jev'a

- To proste - przewróciłam oczami. - Gdy byliście uzależnieni, przestaliście się kontaktować ze światem. Nasze codziennie kilkugodzinne rozmowy mają sprawić, byście ponownie nauczyli się prowadzić konwersację. A poza tym każdy szanujący się Anglik powinien pić herbatę o siedemnastej - zaśmiałam się sztucznie, a Jev otworzył już usta, by coś powiedzieć, ale szybko mu przerwałam. - Wiem, co chcesz powiedzieć. Może wychowałam się w Rosji, ale moje obywatelstwo jest aktualnie Angielskie. Po za tym moja matka się tutaj wychowała - spojrzałam na zegarek. - Och, to chyba już koniec. Możecie wyjść.
Wszyscy wyszli, jedynie Jev trochę się ociągał, gromiąc mnie wzrokiem. Cóż, ostatnio zauważyłam u niego poprawę, lecz jak widać, wróciliśmy do punktu wyjścia.

Było trochę po 21. Siedziałam w swoim gabinecie i przekładałam dane Clary, Beniamina i Franka z folderu "Uzależnieni" do folderu "Wypuszczeni". Nagle ktoś bez pytanie wszedł do mojego gabinetu, a ja podniosłam głowę.
Wampir był mi nieznajomy. Miał lśniące, błękitne oczy i czuprynę ciemnobrązowych włosów. Jego przystojne rysy twarzy wykazywały, że pochodził z Irlandii. Upewniłam się, gdy przemówił z wyraźnym, irlandzkim akcentem.
- Przepraszam! - powiedział szybko, nie wyglądając jednak na skruszonego. - Chyba pomyliłem gabinety - uśmiechnął się zniewalająco. - Nazywam się Cillian O'Connor. Jestem nowym asystentem pani Aristow.
- Wystarczy Katherine - poprawiłam go, odwzajemniając uśmiech.
- Och, to ty - zaśmiał się. - Jeszcze raz przepraszam, że tak wparowałem do pani gabinetu.
- Nic nie szkodzi - wskazałam na fotel przede mną. - Proszę, usiądź. Czekałam na ciebie. Będziesz moim drugim asystentem, ponieważ moja obecna asystentka nie wyrabia - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Chyba tak na mnie działał. - Przy mnie zwykle ma się dużo do roboty.
- Na to liczę - odparł. Czyżby flirtował ze swoją szefową już pierwszego dnia? - Kolejny raz przepraszam i... Wiesz, co, Katherine? Chyba wiem, jaką dać ci rekompensatę.
- Tak? - zapytałam zainteresowana. - Jaką?
- Wyglądasz na osobę, która lubi pić kawę na tarasie ekskluzywnej kawiarni.
Mój Boże, zapraszał mnie na randkę. Nie ma co kłamać, oczarował mnie, ale czy miałabym z nim iść gdziekolwiek? Ostatnio bywałam samotna. Może to byłby dobry pomysł? Chris doradzał mi, by znaleźć sobie chłopaka.
- Jutro o 20 czekaj na mnie przed budynkiem kwatery.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a po bokach ust pojawiły mu się słodkie dołeczki.
- Już nie mogę się doczekać.

Jev?
Haha, sorry, ale musiałam dodać jakiegoś typka, który będzie chodził z Kath. Jev może wyzwolić emocje poprzez zazdrość :P 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Gdy trójka wampirów radośnie wybiegła z sali pozostałym opadły szczęki. W tym był jakiś haczyk, Katherine chciała mi pokazać, że jeśli wyzwole uczucia też się stąd wydostanę, ale jak juz miałem to robić to miała być moja decyzja, nie jej.
Zresztą tak łatwo by mnie nie wypuściła, nie ufała mi.
Spostrzegłem, że moi kompani nie mogą się skupić na rozmowie tylko co chwila spoglądają "ukradkiem" w stronę kieszeni Katherine, z których wypadły klucze.
Zacząłem dostwawć od nich sygnały. No pewnie, tak, zakradne się do Katherine i wyciągne jej klucze. Już lecę! Posłałem im pełne politowania spojrzenia i zająłem się wpatrywaniem w podłogę.
- Nudno tu. - fuknąłem po chwili - Skoro to ma być jakaś forma luzu zanim wrócimy do celi to czemu siedzimy tu niemal przykuci do foteli? - spytałem patrząc na Vivienne, która spuściła wzrok i oczywiście czekała, aż zołza za nią odpowie.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Nienawidzę swojego gabinetu. Nienawidzę tych koszmarów. Nienawidzę tych codziennych spotkań, przy herbatce.
Jednak nie pokazywałam, że coś jest nie tak. Nienawidziłam całego świata, a jednak uśmiechałam się przyjaźnie do Clary i jej niepewnej miny. Wyglądała, jakby miała zamiar przeprosić za swoje słowa.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Wyjdź. Za drzwiami czeka strażnik - powiedziałam spokojnie.
Zrobiła się jeszcze bardziej blada i przestraszona.
- Cz-czy ja po-powiedziałam coś złego?
- Bynajmniej - poklepałam ją po ręce. - Dobrze, że się upomniałaś o swoją wolność. Możesz iść. Świat stoi dla ciebie otworem. Tylko pamiętaj, że przez najbliższe trzy tygodnie nie możesz ruszać się nigdzie bez strażnika.
Otworzyła szeroko oczy i usta, jakby nie mogła uwierzyć, w to, co mówię.
- Dz-dziękuję - w jej oczach zabłyszczały łzy, obeszła cały stół, podeszła do mnie i mnie objęła. - Naprawdę dziękuję. To dla mnie wiele znaczy.
Wstałam i odwzajemniłam uścisk. Gdy się oddalała, lekko mną szarpnęła i z tylnej kieszeni moich czarnych spodni wypadł klucz otwierający wszystkie cele. Cholera. Szybko go podniosłam i ponownie schowałam, choć wiele osób, szczególnie te, które jeszcze nie uwolniły emocji, spojrzało na niego z głodem w oczach. Domyśleli się do czego służy i pewnie już planowali, jak mi go ukraść i uciec.
Cóż. Nie na mojej zmianie.
- To ja... Ja już pójdę! - zakrzyknęła Clara, nie przejmując się zajściem.
- Zaczekaj - spojrzałam na dwa siedzące obok siebie wampiry. - Weź Beniamina i Franka.
Podskoczyli z radością i zaczęli mi dziękować. Chwilę później cała trójka zniknęła za drzwiami.
Odetchnęłam i usiadłam ponownie. Vivienne patrzyła się na drzwi z uśmiechem. Lubiła widzieć radość. I szczerze mówiąc nawet mi poprawiło to humor.
- Dobrze. To na czym skończyliśmy? - zapytałam, starając się odwrócić uwagę reszty od klucza.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine


Na razie moje próby jakiejkolwiek interwencji spełzy na niczym. A dzieje się tak ponieważ się jeszcze na nie nie otwarłem. Nie jestem gotowy, ale czuje, że muszę - muszę się stąd jak najszybciej wyrwać - granie bohatera przysparza mi kłopotów, a granie obojętności nie jest w ogóle odpowiednie w tej sytuacji.
Wszystko to było jedną wielką porażką. Gdybym tylko się nie uniósł w jej biurze, gdy przyprowadzałem jej syna! Jak miałem się nie unieść jak była dla niego taka wredna, dała mu do zrozumienia, że niewiele dla niej znaczy. Potem wyjazd do Włoch i gdy ją zobaczyłem na dworcu ponownie zalała mnie fala uczuć. W obecnej chwili nie była mi tak odległa, ale jeszcze nieosiągalna.
Ale teraz widziałem, że chyba od czasu mojego wyjazdu i powrotu Christophera się zmieniła, nie była już tak sadystyczna jak miała w zwyczaju. To ja się taki stałem.
Spałem w celi, widocznie izolatka była tylko przestrogą dla niegrzecznego dzieciaka. Przed 11 w nocy dostaliśmy trochę zwierzęcej krwi w niedużej butelce.
Sięgnąłem po nią by móc powąchać, ale ledwo zbliżyłem do nosa rzuciłem ją - nie dość, że była to krew kuny to dolano do niej kilka kropelek werbeny, które jeszcze bardziej miały osłabić naszą siłę i czujność.
Mimo to plastik roztrzaskał się o ściany celi, a ja nie zamierzałem zlizać tego świństwa.
Gdy przebywałem na wolności - o jeny, mówię jak jakiś psychopata - nie wiedziałem co mam zrobić przemierzając ulice jakiegoś miasta - to co teraz mam powiedzieć. Miałem jeszcze karty, ale samotna gra nie będzie już tak ekscytujące, jednak wyciągnąłem. Spostrzegłem, że brakuje asa. No to siedzimy w czarnej dupie - stwierdziwszy to zapadłem w krótki urywany pełen koszmarów sen.
***
Tym razem sceneria się zmieniła, ale nie akcja. Znów chodziły za mną moje ofiary, które domagały się mego cierpienia. Zobaczyłem też kilkuset ludzi, których zabiłem jeszcze gdy nie byłem na tej cholernej zwierzęcej diecie. Wtedy też miałem taki problem, ale moje emocje były wówczas przejrzyste, zabijałem dla pożywienia - nie opanowałem perswazji i innych sztuczek, byłem...jak to stwierdzili w Zmierzchu - nowo narodzony. Zaśmiałem się na myśl o tym filmie - był taki niedojrzały przemawiając, że wampiry świecą na słońcu i mężczyźni mogą mieć dzieci, ale kobiety nie - to było dość dyskryminujące. Mój śmiech wyrwał mnie ze snu, który był na raczej niskim poziomie wytrwałości.
Po tym już nie potrafiłem zasnąć i siedziałem. Siedziałem całą wieczną noc.
***
No i powtórka z poprzednich dni.
Kręcimy się wokół Pavla i Thomasa, którzy dalej wlepują we mnie swoje gały, nie pozwalając się skupić na zadanej czynności. Jestem jeszcze słabsi niż moi kompani - nie posiliłem się wczoraj tym co nam dali.
Siedzimy i patrzymy na Vivienne, która nieco sie ośmieliła, ale gdy widzi, że któryś z nas otwiera usta, zaciska ręce w pięści lub po prostu się porusza, dziewczyna dostaje palpitacji serca i wpatruje się w nas skamieniała.
Izolatka
Wampiry nadal nie mogę się przyzwyczaić, a ja nadal siedzę głuchy i nieczuły na opary i dźwięk, podczas gdy oni próbują rozwalić drzwi.
Rosyjska herbata, którą nikt nie jest poczęstowany, tylko ciemnowłosa zołza siedzi i napawa się swoją dumą.
Dzisiaj była mniej spięta, albo nie chciała po sobie tego poznać. Ani razu nie spojrzała w moją stronę, ja również na nią nie patrzyłem. Nie obarczałem ją winą za moją odsiadkę, predzej czy później może by mnie złapali i zabili. Co dalej wydawało mi się lepszym scenariuszem. Ta dziewczyna Cecila albo Clara, niech to szlak - zapomniałem - która na pierwszym spotkaniu się poddała i zaprzyjaźniła z Katherine uniosła rękę by móc o coś zapytać.
Vievienne przyjęła ją, ale to pytanie raczej było skierowanego zołzy.
- K-k-atherine, j-ja... - zająkała się niepewna swojego pytania
- Mów. - ponagliła ją, dodając jej otuchy uśmiechem. Tak, teraz sobie pozwoliłem na nią zerknąć.
- Bo j-ja chciał-łam się z-zapytać kiedy s-tąd wyj-jdę, s-skor-o otworzyłam się na uczucia.
To pytanie było jak najbardziej rozmyślne. Myślę, że wszyscy w ciszy czekaliśmy na odpowiedź.

Katherine? Może to o niczym, ale przynajmniej długie.