czwartek, 20 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Niewiele pamiętam z dni nieświadomości. Tylko płomienie i ból, jakiego jeszcze nikt chyba nie doznał. Czułam się, jakbym umierała z wyczerpania torturami i jednocześnie odradzała się na nowe doznania. Nie mogłam jednak krzyczeć lub wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Nie mogłam uciekać, ponieważ moje kończyny nie słuchały moich poleceń. Byłam wszędzie i nigdzie.
A potem wszystko po prostu zniknęło - i ból, i płomienie. Ujrzałam światło i twarz pokrytą wieloma zmarszczkami. Uświadomiłam sobie, że już po wszystkim.
- Co to było? - zapytałam słabo Yonę. Głos miałam schrypnięty, więc musiałam odchrząknąć. - Co to było? - powtórzyłam wyraźniej.
- Nigdy nie słyszałem, by ktoś tak głośno krzyczał - za sobą usłyszałam sarkastyczny głos Vlada.
Yona rzuciła mu spojrzenie spode łba, podając mi dzbanek. Unosiły się z niego zielone pary, lecz zapach był nawet ładny. Skinęłam jej głową w podziękowaniu i napiłam się łyk. Nie miało smaku.
- A więc? - ponagliłam ją z odpowiedzią. Chciałam ją znać, ponieważ czułam się jakoś inaczej. Jakby... pusta. Jakbym straciła jakąś część siebie. I nagle zrobiłam się wściekła, a potem po prostu obojętna. Nic nie czułam. Już wiedziałam, co mi dolega. - Jak...?
- To rozmowa w cztery oczy - przerwała mi czarownica.  - Vladimirze, proszę, abyś wyszedł.
W normalnych okolicznościach zadrwiłabym z pełnego imienia Vlada, lecz teraz nie było mi do śmiechu, ani trochę.
Posłusznie wyszedł i już po chwili usłyszałam świst powietrza, gdy ucieka w stronę lasu. Zrozumiałam, że będzie czekał na mnie w domu.
- Powiedz mi, Yono, gdzie moje serce!? - wrzasnęłam przerywając napiętą ciszę.


Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Katherine zadeklarowała się by oddać energię Shevy. Ta, już to widzę.
Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, wiedząc, że ona zawsze ma swój cel, a bezintersowność jest jej obca.
Z czasem gdy Katherine wpadała w otępienie, Shevy zaczynała się budzić.
Najpierw otworzyła jedno oko, następnie drugie. Wyciągnęła drobne przedramiona ku górze rozprostowując je.
- Jev. Jev? - westchnęła - Jev! - gdy dokładniej się ocudziła wybałuszyła oczy i poczęła spoglądać na wszystkich dookoła. Szczególnie wpatrywała się w trupio bladą twarz Tepesa, którego uśmiech nie znał granic.
- Tepes? - bąknęła, a w jej oczach pojawiły się iskierki gniewu.
- Ha ha ha - zaśmiał się ze złowieszczą nutką w gardłowym śmiechu
- Zamknij ten kredowy ryj!
- Jev... - Shevy zaczęła przecierać oczy. W końcu jej wzrok padł na Yonę i granatowy kocioł. - Yyy - przygryzła wargę zniesmaczona.
- Shevy! Tak się cieszę - nie zważając na jej grymas przytuliłem ją do siebie.
- Idź, ty niedźwiedziu! - mruknęła odrywając się ode mnie. Zrozumiałem, że nadal nie odzyskała w pełni sił, a energia Katherine jeszcze do niej docierała. W dodatku mój stalowy uścisk nie działał na nią zbyt pozytywnie.
- Wyjaśnij mi co się stało! - zażądała, gwałtownie przy tym stając. Jednak straciła równowagę i prawie upadła, ale ją złapałem. Pomogłem jej wejść na fioletową sofę. - No mów! - mimo to nalegała.
- Cisza! - krzyknąłem - Ściągnij to. - wskazałem podbródkiem jej bluzkę.
Wampirzyca skarciła mnie złowrogim spojrzeniem i wymierzyła policzek.
Nie zabolało. Bo ona nie miała siły.
- Nie o to mi chodziło. - zaprotestowałem. Przysunąłem się do niej bliżej i położyłem jej dłoń na piersi, tam gdzie powinno znajdować się martwe serce. Ono biło.

<Katherine? Liczę na Twoje szybkie wybudzenie.>

niedziela, 16 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Wampirzyca zaczęła jęczeć, a ja robiłam się coraz bardziej niecierpliwa. Opary dziwnej substancji wydzielanej z ciała Shevy zaczęły rozprzestrzeniać się po pokoju. Zrobiło mi się od tego niedobrze. Skrzywiłam się.
- Chyba muszę wyjść - powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Nie! - krzyknęła czarownica. - Nikt nie może opuścić tego pokoju!
Tyle, że ja naprawdę muszę... - poskarżyłam się w myślach.
- Już niedługo, niedługo...
Przewróciłam oczami i zaczęłam grzebać w torebce. Wyjęłam telefon, odkrywając, że mam, aż dwadzieścia nieodebranych połączeń od Thomasa i Pavla razem wziętych. Super.
Urządzenie po chwili wybuchło mi w dłoniach, a ja podskoczyłam.
- Co do...?
- Technologia psuje magię - warknęła Yona.
- Ale żeby od razu psuć mi tel...!?
Uciszyła mnie spojrzeniem. Pochyliła się nad ciałem Shevy i zaczęła mruczeć coś pod nosem. Wampirzyca powoli zaczęła się uspokajać. Czarownica zmrużyła nagle oczy, niezadowolona.
- Potrzebuje energii - rozejrzała się po nas i utkwiła wzrok we mnie. - Ktoś musi oddać jej swoją energię.
- Ja mogę to zrobić - zaproponował Jev.
- Nie - odrzekła. - Ona musi to zrobić - wskazała na mnie. - Z was wszystkich ona jest najmniej zmęczona - spojrzała na mnie pobłażliwie. - Nie martw się, skarbie. Będziesz nieprzytomna zaledwie trzy doby.
- Nie ma mowy! - krzyknęłam. - Nie będę oddawać swojej energii! Trzy doby! Nieprzytomna! - prychnęłam.
- Inaczej ona umrze - czarownica patrzyła na mnie przenikliwie. - Czy twoje serce jest naprawdę tak z kamienia? A może chcesz udowodnić samej sobie, że to nie prawda?
- Moje serce nie bije od bardzo dawna - warknęłam, przybliżając się do niej. - I nie muszę niczego udowadniać samej sobie - zacisnęłam wargi. - Ale zrobię to. Niechętnie, ale to zrobię. Mam gdzieś, czy ona umrze, czy nie - taka prawda. I wiedz, że nie robię tego też dla oczyszczenia duszy. Robię to dla równowagi w narodzie.
Uśmiechnęła się.
- To się zobaczy - machnęła mi jakimiś ziółkami przed oczami. - A teraz śpij, Katherine - i zasnęłam.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Och - westchnąłem teatralnie - Dziękuje, że sobie o mnie przypomniałyście - popatrzyłem spode łba, głównie na Katherine. Stara dobra, niedobra Katherine. Zadufana w sobie. Gdy na nią teraz patrzyłem moje uczucie do niej wygasało z każdą chwilą. Czasem trzeba dać sobie spokój z kimś nieosiągalnym. A ona się nie zmieni. Nigdy. Bo to nie ja jestem jej prawdziwą miłością.
Czarownica jednak puściła moją uwagę mimo uszu. Zerwała się z krzesła bezszelestnie i wzięła ode mnie Shevy. Kobieta była bardzo silna jak na swą wątłą budowę ciała.
- Wygląda mi to na wywar ukusangana - stwierdziła rozszerzając powieki nieprzytomnej wampirzycy.
- Hę? - popatrzyliśmy na nią we trójkę ze zdziwieniem.
- Eliksir prowokujący halucynacje. - wyjaśniła - Stare wampiry, a takie głupie - mruknęła zarozumiale.
- Ale dlaczego tak źle je znosi? - spytałem cały czas obserwując czarodziejkę szeroko otwartymi oczyma.
- Bo to nie jest zwykły lek. - wkurzyło mnie, że użyła słowa "lekarstwo".
- Och, Jev, tak mało wiesz...
- Nic o mnie nie wiesz - wstałem i zwinąłem ręce w pięści.
- Przeciwnie, wiem o wiele więcej niż się spodziewasz. - położyła palce na skroni i zamknęła oczy - Ona cię przemieniła - spojrzała na Shevy - Kochałeś ją - nie odrywała wzroku od Shevy - Kochasz ją - wydawało mi się, że się poprawiła, ale tym razem patrzyła na Katherine. Przywódczyni dzielnie wytrzymała jej wzrok, ale ja nie wytrzymałem;
- Zajmij się Shevy, stara wiedźmo!! - wezbrała się we mnie fala gniewu i miałem ochotę cisnąć czymś w czarownice. Tak, zaatakować ją w jej własnym domu. Gdyby nie stan Shevy dawno bym wyszedł i trzasnął drzwiami. - Słucham. - posłałem jej prowokujące spojrzenie.
- Jev, uspokój się - szepnęła Katherine.
Miałem ich dość.
- Pospiesz się, wiedźminko. - ponagliłem czarownicę Jej pomarszczona twarz nie wyrażała emocji. Podeszła do kredensu i wyciągnęła m.in liści fiolkę z krwią pterodaktyla, ogon jaszczurki, jad kobry i kilka gałek ocznych borsuka. Wrzuciła je do wielkiego granatowego kotła i zamieszała metrową drewnianą łyżką.
Po kilku minutach gotowania, wlała zieloną i mazistą miksturę do szklanki i podała Shevy.
Przytrzymałem wampirzyce i otworzyłem jej usta, by czarownica wlała płyn do jej gardła. Następnie oślepił nas niewiarygodny blask i przez kilka sekund zaburzyło normalne widzenie.
Usłyszałem jak Tepes wymówił kilka przekleństw w języku włoskim i nawet jedną modlitwę.
Światło przecięło chrapliwy głos i pojękiwanie. Z Shevy chyba nie było do końca w porządku. 

<Katherine?>

poniedziałek, 10 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Dom był ogromny. I niczego sobie.
Wyciągnęłam dłoń, aby dotknąć idealnie wypolerowanej, złotej gałki drzwi. Były ciemne, w gotyckim stylu. Na środku widniała głowa lwa, pokazująca nam swe idealne uzębienie. Dotknęłam go delikatnie, a potem przejechałam również palcem po drewnie. Nie łatwo zachwycić mnie materiałem budowlanym, lecz to przerastało wszystko, co dotąd widziałam.
- Nie przyjechaliśmy tu podziwiać drzwi, Kat - mruknął obojętnie Vlad, odczytując moje myśli. Natychmiast zamknęłam swój umysł, lecz on tylko parsknął i podszedł bliżej do drzwi. Trzy razy zastukał złotą kołatką.
Przez chwile staliśmy w ciszy, słuchając jedynie odległego śpiewu ptaków. Już niedługo odlecą do Afryki, a pozostaną z nami nieliczne ptaki, na przykład kruki. Na samą myśl o tym zrobiło mi się przykro. Tęskniłam za Fiodorem, a jego piórko nosiłam na szyi każdego dnia niczym talizman. Podświadomie musnęłam je palcami, zdobywając tym spojrzenie Jev'a, który nie potrzebował daru czytania w umysłach, by wiedzieć, co mi chodzi po głowie.
- Może nikogo tam nie ma? - odezwałam się, przerywając napiętą ciszę. - Może Yona wyjechała?
- A wraz z nią cały dwór? - odparł sarkastycznie Vlad. - To nie w jej stylu.
Nagły szum wiatru zniekształcił jego ostatnie słowa. Drzewa przechyliły się na wietrze, a ptaki nagle umilkły. Nagle poczułam się obnażona. Jakby wszystkie moje uczucie, myśl i emocje stały się jedną wielką oczywistością dla otaczającego nas świata.
- Nie znasz mnie, moje dziecko - usłyszeliśmy za nami schrypnięty, lecz przyjemny głos. - Lecz ja znam ciebie, Vladzie Tepesu.
Wszyscy troje gwałtownie się odwróciliśmy i spojrzeliśmy na czarownicę. 


Yona była starą, przygarbioną kobietą. Idealnie ukazywała postać złej Baby Jagi. Nie brakowało jej nawet wydłużonego podbródka, haczykowatego nosa oraz brodawki. Oczy miała jednak mądre, jakby liczyła sobie więcej lat, niż jesteśmy w stanie zliczyć. Choć nie była ładna ani trochę, jej serce było czyste i dobre. Poza tym już zaczynałam ją lubić. Jak nikt potrafiła zgasić arogancję Vlada.
Od pięciu minut siedzieliśmy w jej piwnicy - tajnej siedzibie. Był kocioł, były różne zioła. Brakowało tylko miotły. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, jakby odczytała moje myśli, choć wciąż miałam je starannie zamknięte.
- Potrafię przenikać nawet tak twarde bariery, jak twoja - wyjaśniła, odpowiadając na moje myśli i podejrzliwie spojrzenia.
- Ani trochę mnie to nie pociesza - mogło to być niegrzeczne, lecz ostrożnie się uśmiechnęłam, co przyprawiło ją w zadowolenie.
- Och, nie martw się, kochana - zaśmiała się gardłowo i wyciągnęła w moją stronę rękę. - Podaj mi dłoń. Chciałabym coś sprawdzić.
Zdziwiłam się, lecz posłusznie wykonałam polecenie. Zacisnęła palce na mojej dłoni i zamknęła oczy, jakby się skupiała. Wreszcie otworzyła je i widać było, że zadowoliło ją to, cokolwiek tak zobaczyła.
- Cudownie! - klasnęła w dłonie. - Wśród wampirów mało jest czarownic. A ty nadajesz się idealna to praktykowania magii!
Zmieszałam się i postarałam jakoś sprostować sytuację.
- Obawiam się, że to nie dla mnie.
- Jeszcze zmienisz zdanie - odpowiedziała poważnie i pewnie, lecz nie miałam czasu zaprzeczyć ponieważ zwróciła się do wyraźnie rozdrażnionego już Jev'a. - A teraz zajmijmy się twoją Shevy.


Jev?



Od Jev'a - CD historii Katherine


Vlad posłał mi wyrachowane spojrzenie. Wytrzymałem jego wzrok i wsiadłem do samochodu.
- Zatem prowadźcie - szepnąłem zamykając drzwi auta, wiedząc, że oboje usłyszeliby to nawet z odległości kilometra.
Włożyłem kluczyk do stacyjki i zapaliłem wóz.
- Jedź kilka aut za nami, by nikt się nie zorientował - poleciła Katherine.
- Jasne - mruknąłem zirytowany.
Rzuciłem okiem na wijącą się w konwulsjach wampirzycę i pogłaskałem ją po głowie.
- Już niedługo. - obiecałem niewiele wierząc we własne słowa. Patrząc na męki przyjaciółki, rozdzierał mnie ból.
***
Objeżdżając całe centrum Londynu wkrótce dotarliśmy na tereny Hampton Court - pięknego pałacu stanowiącego połączenie architektury z okresu Tudorów i angielskiego baroku. Ponoć w fasadzie wschodniej miała przebywać owa czarodziejka. Zaparkowaliśmy ok. 100 metrów przed terenem by nie wzbudzać podejrzeń.
Wziąłem nieprzytomną wampirzycę na ręcę zakrywając dłonią jej usta by nie krzyczała zbyt głośno. Aktualnie w pałacu nie przebywały żadne osobowości, ogólnie na obszarze było cicho. Zbyt cicho.
Wampirzym tempem przeszliśmy przez tamizę (jezioro) i podeszliśmy kilka zamaszystych kroków do alei, w której rzekomo zatrzymało się źródło naszej ostatniej nadziei.
Staliśmy przed drzwiami tępo wpatrując się w strzelistą budowlę wykonaną z mahoniowego drewna.

<Katherine?>

piątek, 7 listopada 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Trzeba złapać tego, kto to wszystko zapoczątkował... - zaczął Vlad, lecz szybko mu przerwałam.
- Najpierw zajmijmy się Shevy - machnęłam ręką w stronę wyjącej się wampirzycy. - Nie wiadomo, czy to nie jest substancja śmiertelna nawet dla wampirów.
Rumun wzruszył obojętnie ramionami. Sytuacja Shevy mało go obchodziła. Wolałby zająć się jakimś pościgiem albo coś.
- Yona.
Szept zmył się z powiewem wiatru i popłynął dalej. Samochody śmigały głośno obok nas, lecz wszyscy z obecnych - no, prócz Shevy - usłyszeli mój głos.
- Ta wariatka? - prychnął Jev.
- To nie wariatka - Vlad odbił pałeczkę. - Mamy szczęście, że przeprowadziła się do Londynu. Włada potężną czarną magią. Wiele istot nieśmiertelnych chciałoby posiąść taką moc. Legenda głosi, że to ostatnia żyjąca wyrocznia delficka. Przewiduje przyszłość, czyta w myślach...
Przewróciłam oczami.
- I ma zdolności lecznicze - zakończyłam za niego. - Tak, wiemy, Drac.
Rzucił mi urażone spojrzenie. No, jasne. Wielki Hrabia Dracula nie lubił kiedy mu się przerywało. Ten pieprzony, wampirzy arystokrata nie widział nic poza końcem własnego nosa. A jednak był niezwykle cennym sojusznikiem. W życiu nie chciałabym stać po tej stronie barykady, po której nie byłoby niego.
- Miło mi to słyszeć,  Kat - uśmiechnął się arogancko.
Wypuściłam powietrze z głośnym świstem.
- Wiesz, gdzie mieszka? Hm, no, pewnie, że wiesz. W takim razie prowadź, Palowniku!

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Jechałem za czerwonym McLaren'em Katherine, obserwując bacznie otoczenie. Shevy leżała na tylnych siedzeniach wciąż nieprzytomna. Jednak po kilkunastu sekundach obudziła się. Zerwała się szybko do pozycji siedzącej łapiąc haust powietrza z takim impentem jakby nie miała do niego dostępu przez bitą godzinę. Złapała się za głowę i zaczęła krzyczeć z przeraźliwymi jękami.
Zatrzymałem samochód na uboczu i szybko przemieściłem się ku wampirzycy. Chwyciłem jej głowę i usiłowałem uspokoić, ale ta nie była do końca świadoma sytuacji. Jej białka były wywrócone ku górze, a kły wysunięte. Usłyszałem, że samochód Katherine też się zatrzymał.
Shev, słyszysz mnie? - zapytałem potrząsając wampirzycą.
W końcu wyniosłem ją z auta i położyłem na zmrożonej trawie. Niemal poczułem jak przez jej ciało przeszły drgawki.
Co się dzieje? - stuk szpilek uświadomił mi, że Katherine się zbliża.
- Och, nic – westchnąłem – Tylko Shev wije się w spazmach, a ja nie mam pojęcia co zrobić. - posłałem jej krytyczne spojrzenie.
Z-z-z-zimno – wycedziła Shevy splatając drżące ręce na piersi.
Muszę wracać. - oznajmiłem biorąc przerażoną wampirzycę na ręce
Nie! - zaprotestowała ostro Katherine – Tam może być niebezpiecznie. - dodała
Włożyłem Shevy znów do samochodu nakrywając ją moją koszulą.
To co robimy? - spytałem spoglądając wyczekująco na Katherine i jej towarzysza...

<Katherine? Przepraszam, że wysyłam to tak późno, ale przez jakiś czas nie miałam dostępu do internetu, a w ogóle wir nauki wciągnął mnie jak nigdy, teraz obiecuje znaczną poprawę. A jeśli chodzi o wątek Shevy chce go rozwinąć, więc wiesz >

poniedziałek, 3 listopada 2014

Od Katherine: Jak nastraszyć wampira?

Ta historia wydarzyła się kilka dobrych lat temu. Do tej pory wspominam ją z dreszczem strachu i nadzieją, że nigdy więcej się nie powtórzy. A wiadomo, że wampiry naprawdę rzadko się czegoś boją.
Przebywałam wtedy w Paryżu. Miejsce to mogłoby się kojarzyć niewątpliwie z romantyzmem i bagietkami. Mi, jednak kojarzy się ono źle. Nawet bardzo źle. I przyznam nawet, że nie ma to powiązania z moim byłym mężem - również Francuzem. Ale przecież nie o nim mam opowiadać, prawda? Zajmijmy się sytuacją z 1810 roku, kiedy to Józefina - pierwsza żona Napoleona - zmarła. Jednak tym powodem wcale nie było zapalenie płuc. Och, nie. W tamtych czasach ja i Napoleon mieliśmy mały romansik, a ja - jako, że nie lubiłam się dzielić i nadal nie lubię - postanowiłam zatruć ją dymem. Postarałam się, jednak, aby wszystko wyglądało na zapalenie płuc. Po śmierci żony Napoleon pogrążył się w rozpaczy, lecz nie trwała ona długo, ponieważ szybko przypodobał sobie Marię Ludwikę Austriaczkę. Oczywiście, było to zaraz po tym, jak postanowiłam rzucić go w imię celibatu - który (jak można się domyślić) nie trwał długo.
Niecały rok później postanowiłam wyjechać z Francji. Jak się okazało - nie było to takie proste. Dzień przed moim wyjazdem wyszłam pożegnać się z moją dobrą, śmiertelną przyjaciółką - Florence. Gdy wróciłam do domu, zaznałam szoku. Panował tam kompletny chaos. Krzesła były powywracane, firanki rozdarte, książki wyrzucone z półek. Moja pokojówka leżała na podłodze nieprzytomna.
Przez kilka minut chodziłam po domu i starałam się złapać zapach włamywacza, jednak nic nie wyczuwałam. W końcu, gdy sama się poddałam - wezwałam straż. Nie taką ludzką, ale wampirzą. Ta nadawała się bardziej. Przeprowadziłam się do Florence, ponieważ mój dom nie nadawał się już do mieszkania.
Mijały tygodnie, a wampirzy strażnicy nadal do niczego nie dochodzili. Wreszcie poddałam się i uznałam, że do niczego już nie dojdą. Nadszedł czas na wyjazd z Paryża. Nie mogłam dłużej tu zostać i modlić się o jakiekolwiek poprawy w śledztwie. Dałam sobie spokój i już niedługo potem pożegnałam Florence na stałe, wsiadając do karocy, mającej mnie zawieść do najbliższego portu, z którego wypłynę statkiem do Anglii. Byłam bardzo podekscytowana, ponieważ nigdy tam nie byłam. Jakiś czas temu poznałam miłego wampira o nienagannych manierach. Nazywał się Christopher. Już pewnie kojarzycie to imię z poprzednich retrospekcji. Tak, dokładnie. Był to brytyjski dżentelmen o potężnym klanie wampirów. Szybko się z nim zaprzyjaźniłam, a on zaproponował mi stanowisko swojej prawej ręki. Nie mogłam odmówić. Był jednym z najbardziej wpływowych wampirów w Europie. Razem z dwoma innymi wampirami rządzili Wielką Brytanią.
Dobra, dosyć zbaczania z tematu. Jak zawsze moja arogancja nie mogła przegapić okazji, by pokazać ile dostała w spadku po Christopherze.
Dotarliśmy do kresu kraju. Tam już czekał na mnie Christopher ze swoją eskortą i ogromnym statkiem. Z wielką przyjemnością i uśmiechem na ustach - ponieważ wtedy moje PMS nie sięgało takich wielkich szczytów - wsiadłabym na pokład. Właśnie, WSIADŁABYM. Co z kolei oznacza, że tego nie zrobiłam. Dlaczego?
A czy i wy wsiedlibyście na pokład, kiedy nagle przed wami pojawia się postać, której poza ta wami nie widzi nikt? Postać jednocześnie tak znana i odległa?
Widziałam tylko jej zarys i blade barwy, ale zapamiętam każdy szczegół do końca życia. Była tak samo piękna i dumna, jak ostatnio. Jej skóra była niczym marmur. Policzki idealnie zaróżowione, tak samo usta. Oczy - niegdyś śmiejące się - były jednak groźne i żądne zemsty. Długie włosy były uplecione w niedbały kok, a na ciało była narzucona bezkształtna, biała suknia. Pobrudzona prochem i ziemią.
Józefina. 
Wyszeptałam jej imię cicho. Wystarczająco cicho, by Christopher i jego zgraja nic nie usłyszeli. Ale ona - a i owszem - usłyszała. Uśmiechnęłam się drapieżnie i przemówiła. A jej słowa zapamiętam do końca życia.
"Nie jesteś do końca nieśmiertelna, moja droga. Każdy kiedyś umiera, nawet tacy jak ty. Tutaj nie mogę zrobić ci nic zrobić, ale tam...? Poczekam na ciebie. Nie martw się."
Po czym zniknęła i nigdy więcej jej nie widziałam.
Christophera zmartwiła moja mina i lekko potrząsną moim ramieniem. Obudziłam się z transu, zwracając na niego wzrok.
"Czy wszystko w porządku?", zapytał.
Pokiwałam wolno głową.
"Nigdy nie płynęłam statkiem.", skłamałam.
Oczywiście - wiedział, że to kłamstwo. Sam niegdyś płyną ze mną z Grecji do Włoch. Nie chciał chyba o tym wspominać, ponieważ tylko skinął głową, zaciskając usta w wąską linię. Następnie uśmiechnął się i wziął mnie pod ramię, prowadząc na pokład.
"Katherine. Właśnie zaczyna się dla ciebie nowe życie. Cudowne bale, wielka potęga i mnóstwo adoratorów. Możesz sobie wyobrazić, ile osiągniesz będąc moją zastępczynią?"
"Nie.", odpowiedziała kobieta, którą niegdyś byłam.
Ta, którą jestem teraz odpowiada: To wszystko już mam. A co z nieśmiertelnością?


____


Takie opowiadanie na halloween. Wiem, że mało straszne, ale nawet, gdy to pisałam wzdrygnęłam się, ponieważ mam straszy lęk przed duchami. :P