wtorek, 10 listopada 2015

Od Katherine - CD historii Jev'a

Powietrze było lekko przyduszone i tak napięte, że można, by wciąć tasak i pokroić je na małe kawałeczki. Ale tak tylko działała moja chora wyobraźnia. Co prawda, nie było intensywnych, migających świateł, ale całość uzupełniała niezwykle głośna muzyka, która mogła sprawić, że osoby o wyostrzonym zmyśle słuchu, mogły dostać upośledzenia słuchowego.
Siedziałam na miękkiej, skórzanej, ciemnoczerwonej kanapie w kącie lokalu o nazwie "Chesters". Eileen opowiadała, iż bywają tu oni w niemal każdy piątek. Taka tam demoniczna tradycja. W 1970 podobno doszło tutaj do "tragedii", jak to takie wypadki nazywają ludzie. No, nie do końca może był do wypadek. Do "Chesters" przyszła uciekinierka z zakładu psychiatrycznego, co mogłoby być początkiem jakiegoś beznadziejnego żartu. Na tym to jednak się nie kończy, ponieważ zobaczyła swojego byłego chłopaka, przez którego stała się właśnie taka, jaka była. Za nim ludzie się obejrzeli, leżał już na ziemi z poderżniętym gardłem, a ona obok niego.
- Ich dusze podobno do dziś tutaj nawiedzają - Eileen zakończyła swoją historię tajemniczym głosem, niczym z horroru. Reszta towarzystwa wydawała się znudzona, co oznaczało, że pewnie słyszeli tą opowieść nie raz. Ja zaśmiałam się cicho.
- Czy ktoś zginął tu od tamtego czasu? - zapytałam.
Zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
- To może oznaczać tylko jedno - nachyliłam się nad stolikiem. - Nie ma żadnych duchów.
- Oczywiście, że nie ma - odezwał się Cillian. - Nasz kumpel, Brady, parę lat temu osobiście eskortował tą kobietę do Piekła. Jest żniwiarzem. 
- To musi być fajna robota - przewróciłam oczami. - A tak właściwie... Skoro już o żniwiarzach mowa... Czy myślicie, iż byłoby możliwe spotkać Śmierć?
Przez chwilę zamilkli, a potem roześmiali się, jak jeden mąż.
- Oczywiście, że nie! - Lincoln po raz pierwszy wydał się taki rozbawiony. - Śmierć jest legendą. Tak naprawdę nie wiadomo, czy jeszcze istnieje.
- Jak może nie istnieć, skoro ludzie umierają? - starałam się podejść do tego czysto logicznie.
Zastanowił się przez chwilę.
- Dobra, w sumie racja. Ale tak czy inaczej, nikt nie widział go lub jej od lat. 
Nagle obok nas, tak całkowicie znienacka, pojawił się Lucyfer. Wyglądał już na o wiele bardziej wyluzowanego. Spojrzał się na mnie swoimi czarnymi oczami.
- Już czas pójść na swoje pierwsze odebranie duszy - uśmiechnął się zachęcająco, jakby był ojcem, który właśnie uczy swoją piętnastoletnią córkę prowadzić.
- Wybaczcie, moi mili, ale Batmobil czeka - zaśmiałam się i wyszłam za Lucyferem z baru.

Jev? Wybacz, że takie krótkie, ale nie mam zbyt dużo czasu, ani ochoty na pisanie.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Od Jev'a - CD historii Katherine

"Ludzie mówią, że bez miłości nie da się żyć. Osobiście uważam, że tlen jest ważniejszy"

Przez ów wypowiedź szanowanego Doktora House rozgorzała iście zagorzała dyskusja o miłości.
Nie wiedzieć dlaczego, ale miałem na ten temat odczucia, które wcześniej - wydaje mi się - przytłumione, teraz uwydatniały się z każdą narastającą sekundą. 
- Mój ostatni chłopak był dupkiem. - zaczęła Callie
- Który ostatni? - mruknął JJ chcąc się podroczyć te kilka minut, które spędzi na haju.
- Bardzo śmieszne, Jeremiaszu. - odwdzięczyła się dziewczyna i odgarnęła czarne loki na plecy tak by odsłonić szyje. - To - wskazała palcem różową chrostkę - Ślad po jego wargach. 0 delikatności. - narzekała
- To było trzy miesiące temu - zauważyła Kim, która do tej pory siedziała cicho i skubała popcorn - Napaleniec. - stwierdziła między chrupnięciami
- Nie bądź hipokrytką. - Callie wyszczerzyła się po raz setny dzisiejszego dnia, tym razem nieszczerze 
W oczach Kim spostrzegłem rozdrażnienie.
W tle Alex i JJ rozmawiali o seksie z irlandzkimi prostytutkami, a dziewczyny mierzyły się przez chwilę wzrokiem.
- A ty które dziwki...
- Mówi się nierządnice - wtrąciła Kim wyraźnie zdegustowana rozmową o ich dochodzeniach do szczytu podniecenia..
- Jev, które nierządnice najbardziej preferujesz? Irlandki czy może Szwedki? - zapytał luźno JJ dalej niezeszły z odlotu
Zmarszczyłem brwi.
- Jest różnica pomiędzy zaspokajaniem zapędów a deklaracją miłości.  - odparłem niekompletnie na jego pytanie - Pytaniem jest co jest Twoim priorytetem? Praktyka bez zobowiązań czy teoria? Teoria z którą w parze idzie zaufanie i przynoszenie sobie szczęścia, nie pod postacią zaspokojenia fizycznego, a psychicznego, które można albo docenić albo odrzucić, czy chęć uprawiania miłości bez niej samej? - gdy skończyłem mówić JJ zdążył otrzeźwieć, a Alex wciągał kolejną parę kresek. 
Jeremiasz wyraźnie przetrawiał moje słowa, spodziewając się jedynie nieskomplikowanej odpowiedzi typu: "Ruskie są najlepsze".
- Kochałeś kiedyś? - spytała Kim wwiercając  we mnie spojrzenie złotych przenikliwych oczu - Mówisz jakbyś to znał. - kontynuowała niewzruszona marudzeniem Callie by się już przymknęła i, że doskonale wie, jak takie rozmowy na nią działają.
- Callie, daj spokój. - mruknęła Kim marszcząc czoło
Nie odpowiedziałem od razu. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. To banalne pytanie w gruncie rzeczy było bardzo trudne. 
- A ty? - finalnie odpowiedziałem pytaniem na pytanie. To niegrzeczne, ale stwierdziłem, że się nie pogniewa.
- Tak, do szaleństwa - odpowiedziała i podciągnęła wyżej podkoszulek ukazując nam, a tak właściwie - mi - zaokrąglony brzuszek.  - To była moja zguba. 


Katherine? OBW - C.D, ale przyznaj, że wywód o miłości jest zaskakujący.