poniedziałek, 30 czerwca 2014

Od Katherine- CD historii Jev'a

-Potężna moc, tak?- rzuciłam mu wymowne spojrzenie.- Później o tym porozmawiamy- podeszłam do jego byłej dziewczyny i złapałam ją za ramię. Mógł ją spokojnie puścić. Choć szarpała się, była wyraźnie osłabiona. Mogłam ją utrzymać jedną ręką.- Spójrz mi w oczy, dikar- mruknęłam od niechcenia. Na początku nie chciała się na to zdobyć, ale mój mocny uścisk wreszcie ją przekonał. Spojrzała mi w oczy groźnie, lecz ja niezbyt przejmowałam się spojrzeniami i groźbami.- Uspokój się. Panuj nad sobą. Zostaw ją w spokoju. 
Wolna wola zaczęła z niej uchodzić. Jej oczy na chwilę zrobiły się puste, a umysł przejmował polecenie. Wreszcie wyprostowała się, a jej spojrzenie wyrażało lęk. Wyglądała na załamaną. Cała się trzęsła. Upadła na kolana i schowała twarz w dłoniach. Zaczęła coś jęczeć, ale znowu przestałam jej słuchać. Przeniosłam swoją uwagę na Jev'a.
-To co mówiłeś o tej potężnej mocy?

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

Naszą wymianę zdań można by było nakręcić i nazwać komedią.
Jednak mnie w tym nic nie śmieszyło, może niewiedza Kateriny, ale nic poza tym.
Rozpocząłem gorączkowe poszukiwania Shevy, sam diabeł wie co robiła.
***
Intuicja doprowadził mnie do pubu znajdującego się w samym centrum Londynu.
Co u licha robiła tam głodna wampirzyca? Mówiła, że nie pije, ale przy tylu ludziach nie zdoła się opanować.
Gdy otworzyłem drzwi rozległ się przyjemny dzwonek, który alarmuje, że do budynku wszedł klient. Shevy siedziała okrakiem na wysokim krześle obrotowym i popijała dziwną mieszankę alkocholu. Za ladą siedział wysoki mężczyzna, góra 20 lat i próbował ją zabawiać swymi opryskliwymi żartami. Bez wahania podbiegłem do niej i ujrzawszy jej podkrążone oczy i parę siniaków na twarzy postanowiłem wyprowadzić dziewczynę z lokalu.
- Co ty tu robisz?! - krzyknąłem do niej, a ta spojrzała na mnie tępo. - Nie powinnaś przychodzić tutaj, ani do Kateriny. - zmarszczyłem brwi
- A co cię obchodzi moje życie towarzyskie? - prychnęła
Parsknąłem.
- Wychodzimy. - nakazałem, ale ta szarpnęła się i z niewiarygodną siłą uderzyła mnie pięścią w brzuch.
Zaśmiała się gardłowo.
Szybko podniosłem się z ziemi by nie dawać ludziom powodu do plotek, chwyciłem ją w talli gwałtownie i wyprowadziłem.
Wyszliśmy przez frontowe drzwi, gdy nagle ujrzeliśmy 4-letnią dziewczynkę o kruczoczarnych włosach upiętych w dwa warkocze. Siedziała skulona i cicho pochlipywała, z jej kolana lała się krew niczym rwący strumień.
Shevy wciągnęła ten zapach, a w jej oczach zapaliła się żądza krwi. Zaczęła się szarpać, gdy dziecko ujrzało walkę inaczej próbę powstrzymania Shevy przed mordem zaczęło krzyczeć.
Miałem na głowie wyprowadzenie Shevy i dzieciaka. Co nie było takie łatwe, iż dziewczynka pomimo strachu nie dała rady się ruszyć. Paraliż.
- Katerino, pomóż mi. - krzyknąłem do niej, chcąc by mnie usłyszała.
- Czego? A tak na marginesie siedzę w Twoim boskim mieszkanku i oglądam... - urwała, bo natychmiast przeszedłem do rzeczy.
Opowiedziałem jej gdzie jestem i poprosiłem by się zjawiła. Nie minęło 5 minut, ta stała już w progu i przypatrywała się całej akcji.
- Jaki przyjemny zapach. - łypnęła okiem przez ramię na dziewczynkę - Czego ode mnie chcesz.
- Wyprowadź Shevy, muszę... - uciąłem bo ta mi przerwała
- Posilić się? - zatrzepotała rzęsami
- Uratować to dziecko, dysponuje dość potężną mocą by jej pomóc. Potem wymaże wszystko z pamięci, tylko weź ją. - spojrzałem na Shevy z mieszaniną troski i złości.

Katherine?

Od Katherine- CD historii Jev'a

Prychnęłam.
-Przecież mówię, że nie słuchałam.
Złapał się za głowę. Cóż, nawet jego mogłam doprowadzić do depresji.
-Na pewno coś pamiętasz!- krzyknął.
Przewróciłam oczami i rozsiadłam się wygodniej na kanapie. Zaczęłam oglądać paznokcie.
-Mówiła coś chyba o zabieraniu cudzej własności i...- zacięłam się, gdy zobaczyłam jego telewizor.- Ile to ma cali!? Muszę porozmawiać z Oksaną. Ona będzie wiedziała, gdzie taki kupić. Chciałabym urządzić sobie w domu prywatne kino...
-Do rzeczy!- warknął.- I co!?
-I coś gadała o tobie- zamyśliłam się.- Tak. Jestem pewna, że kilka razy usłyszałam twoje imię. To tak jakbym słyszała tylko warkot motoru, ale między tym rozpoznawała poszczególne słowa. Ale powinieneś to zrozumieć. W końcu oglądałam "Przyjaciół". To najlepszy serial jaki kiedykolwiek widziałam. Szkoda, że już nie kręcą...
Przerwałam, ponieważ usłyszałam trzask zamykanych drzwi.

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

Zerwałem się na równe nogi i posłałem niedowierzające spojrzenie światu, a następnie Katerinie.
- Nie powinna tego robić. - warknąłem
- Z nią załatwiaj, nie ze mną. - uśmiechnęła się szeroko.
Jak zwykle, Katerina nie rozumiała powagi sytuacji.
- Co ci mówiła? - zapytałem jeszcze raz, ale z większym naciskiem.

Katherine?

Od Katherine- CD historii Jev'a

-Dziękuję- uśmiechnęłam się szeroko, opierając się o pień.- Jednak wziąłeś się do roboty- rzuciłam znaczące spojrzenie papierom.- I to porządnie.
Zaśmiał się cicho. Miał zamknięte oczy, ale i tak podał mi papiery. Przyjęłam je.
-Jak tam było we Francji?- zapytał retorycznie.
-Doskonale wiesz, że było to kłamstwo- przewróciłam oczami.- Robotę miałam tutaj i zajęła mi pięć minut. Jak jednak się domyślasz: Po prostu nie chciało mi się tego robić. 
-Nie wątpię.
Usiadłam obok niego. Byłam pewna, że wolałby, żebym sobie poszła. Specjalnie zrobiłam mu na przekór. Dotknęłam palcami trawy. Dąb rzucał przyjemny cień, więc nie musieliśmy być nękani przez słoneczne promienie.
-Wiesz, że odwiedziła mnie dzisiaj twoja dziewczyna?- zachichotałam.- Jest dosyć dziwna, ale ładna. Oczywiście, nie tak bardzo jak ja. Nie była to miła wizyta i skończyła się na tym, że musiałam wezwać swoich ochroniarzy. Tak, mam ochroniarzy, choć pewnie dziwisz się po co mi oni. Przecież sama dałabym sobie radę...
-Odwiedziła się Shevy!?- przerwał mi.
-No, właśnie o tym mówię...
-Czego chciała?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie słuchałam, bo akurat leciał mój ulubiony program telewizyjny. Przypuszczam jednak, że nie mówiła nic sympatycznego.

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

-Ale nie jestem Twoim sługusem. - krzyknąłem do niej w myślach.
- Chyba nie masz nic lepszego do roboty. - żachnęła się
- Na pewno, ale nie mam zamiaru bawić się w sekretarkę. - odrzekłem po czym wrzuciłem plik kartek do kosza.
Nie odezwała się.
Parsknąłem. I ona myśli, że będę segregował papiery?
***
Siedziałem na łące i nie wiadomo po co wziąłem ze sobą stos kartek, które dała mi Katerina.
Zacząłem je przeglądać w poszukiwaniu Shevy. Nie znalazłem jej. Zapewne nie przyjechała na stałe, ale i tak nigdy nie chciała by ktokolwiek wiedział, że tu jest.
Ringo był na liście, ale pod totalnie inną historią niż mi opowiadał, a znam go ho ho! Niezły krętacz.
Włożyłem kartki z wampirzycami do oddzielnej przedziałki segregatora, a do drugiej z wampirami. Położyłem się na trawie i zacząłem wdychać zapach dębów.

Katherine?

Od Katherine- CD historii Jev'a

-Szkoda, ponieważ bardzo chciałabym uzyskać odpowiedź- bez zaproszenia weszłam do środka.- I to możliwe w jak najszybszym czasie.- rozejrzałam się po pomieszczeniu.- Ładne mieszkanko. Za ile je sprzedasz? Na jego miejscu powstanie pierwszy hotel wampirów. U... Wiesz, ile z tego zarobię? Tylko wyburzy się parę ścian, doda kilka pięter, powiększy basen...
-Czego chcesz?- przerwał mi, przewracając oczami.
-Mam prośbę, a raczej zadanie- podeszłam do jego kanapy i usiadłam, jakbym była u siebie.- Wiesz, że ja nigdy nie proszę, prawda?
Sapnął.
-Przejdź do rzeczy.
Wyjęłam zza płaszcza plik dokumentów i rzuciłam je na stół. Spojrzał na mnie pytająco.
-To wampirów Wielkiej Brytanii- wyjaśniłam.- Trzeba je poukładać alfabetycznie. Jest ich tak około pięciu tysięcy.
-Dlaczego ja mam to zrobić?
Wstałam i zaczęłam się kierować do drzwi.
-Ponieważ jesteś bardzo miłym wampirem, a ja muszę jechać w interesach do Francji- nacisnęłam klamkę i jedną nogą byłam już za drzwiami.- Paris attente!- wykrzyknęłam i już mnie nie było. 

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

Siedziałem w mojej sypialni i obserwowałem przez okno londyńskie życie. Mój dom był położony wgłąb Londynu, znajdował się daleko od miasta i to mnie w nim radowało.
Otworzyłem okno i wpatrywałem się w poranne promyki słońca, które powinny mnie piec. Piekły niemiłosiernie, ale przypominały mi o niezwykle pięknych rankach w ogrodzie mistrza Verona. Siedziałem wtedy na werandzie, udając, że szkicuje, lecz kątem oka wpatrywałem się w piękną Shevy, której burza falowanych blond włosów swobodnie opadała na kark, jej zielone oczy dopasowywały się idealnie do trawy i kwiatów. Wtedy patrząc na nią wzrokiem pełnym uwielbienia, kochałem ją każą komórką mojego ciała, ale byłem młody. Był to wiek odrodzenia i wszystko wyglądało inaczej. Nasze spojrzenia i krótkie rozmowy były dla nas wszystkim. Ona też mnie kochała, czułem to wtedy. Ale wyzbyłem się tego odczucia w momencie gdy mnie zabiła. Tego dnia wszystko się zmieniło.
Rozmyślenia przerwało mi pukanie do drzwi.
Przymknąłem powieki i westchnąłem przeciągle. Podszedłem do drzwi i otworzyłem.
- Nie uzyskasz odpowiedzi, ani teraz ani... - zacząłem smętne przemówienie dla byłej ukochanej, ale gdy otworzyłem oczy ujrzałem Katerinę. Szybko się opamiętałem i posłałem jej leniwy uśmiech.

Katherine?

niedziela, 29 czerwca 2014

Od Katherine- CD historii Jev'a

Łzy stanęły mi w oczach. Zaczęłam kaszleć bez opamiętania i jednocześnie starając się nie udusić. Jakże dziwny jest fakt duszenia się, skoro jestem nieśmiertelna. Wreszcie się opamiętałam i odkaszlnęłam ostatni raz.
-Co to jest, do cholery!?- wrzasnęłam.
-To się nazywa bimber- wampir przewrócił oczami.- Nie mów, że nigdy go nie piłaś.
-Nie gustuję w tak tanich alkoholach- zripostowałam.
Wyglądał na urażonego. Nic dziwnego, obraziłam jego własny wytwór. Brandon Tenner został przemieniony w wampira, gdy miał już całe czterdzieści lat. Wampirze cechy sprawiły, jednak, że jego złote oczy nabrały koloru, a czarne włosy zostały pozbawione siwych kosmyków. Jednak na jego opalonej skórze, co jest dziwne, jak na wampira, pojawiały się od czasu do czasu zmarszczki. On sam uważał się za króla i nie można go było urażać. Nienawidziłam go, lecz zauważyłam jaka jestem do niego podobna. Można by pomyśleć, że to mój ojciec. Ale tylko i wyłącznie z charakteru.
Nie mogli mi kazać go odwiedzić. Ja tu rządziłam. Jednak poprosili bardzo ładnie. A ja, choć nie byłam uległa, wreszcie się zgodziłam. Niezbyt ekscytowała mnie wizyta u starszego wampira. Szczególnie, że nawet wyglądał na starszego. Musiałam to jednak zrobić, bo chodziło o interesy. A interesy zawsze na pierwszy miejscu.
-Dobra- klasnęłam w dłonie.- Daj mi to po co przyszłam.
Naburmuszył się jeszcze bardziej, ale wstał i podszedł do wiekowej komody. Wyjął z niej plik dokumentów i podał mi.
-Oto zapis prawie wszystkich wampirów w Wielkiej Brytanii- powiedział od niechcenia.- To wszystko?
-Wszystko- syknęłam, oburzona jego śmiałością. Uważałam, że powinien mi oddawać należną cześć. Jednak on uważał się za mądrzejszego i nie robił sobie z tego nic.
-Do widzenia, Brandonie- mruknęłam na pożegnanie, trochę zbyt oschle.
Nie usłyszałam odpowiedzi, której zresztą się nie spodziewałam. Ruszyłam ku wyjściu i już po chwili poczułam na skórze ciepły wiatr londyńskiej nocy.

Jev? A co u ciebie?

Od Katherine- CD historii Victorii

Słysząc znajomy głos, popatrzyłam w tamtą stronę. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam ciemne oczy Victorii. Towarzyszył jej wilczy, niezbyt przyjemny dla mojego nosa, zapach.
-Jak to znowu?- zachichotałam.- Ja to robię codziennie.
Nie mogłam nazwać Victorii swoją przyjaciółką, aczkolwiek nie byłyśmy sobie wrogie. Znałyśmy się już kilka bitych lat. Zmieniała się na moich oczach. Choć była przywódczynią wilkołaków- bardzo ją polubiłam (co było dziwne w moim zwyczaju).
-Nie wątpię- skrzyżowała ramiona na piersi.- Czekasz na otwarcie?
W odpowiedzi skinęłam głową.
-Jeszcze tylko dziesięć minut- zerknęłam na blondynkę, która przysłuchiwała się naszej rozmowie. W myślach kazałam jej przestać. Usłuchała się mojej mocy.- Może chciałabyś do mnie dołączyć?

Victoria?

Od Jev'a- CD historii Victorii

- Do zobaczenia wkrótce, Victorio - posłałem jej spojrzenie mych ciemnych oczu - Ami. - zaśmiałem się lekko, ta zaś w odpowiedzi wydała głuchy warkot bo już jej nie było. - Miło by było porozmawiać w świetle dnia. - błysnąłem zębami w uśmiechu
Oddaliła się wytrzymując mój wzrok na sobie.
Przez to co Shevy ze mnie zrobiła, nikt nie miał powodu by mi ufać. Więc dlaczego żądała ode mnie niemożliwego? Przebaczenia.
Powędrowałem tam gdzie mnie nogi poniosą. Do nikąd.

    Victorio? Wena poszła sie paść.

Od Jev'a- CD historii Katherine

- Mówiłem byś mnie nie szukała. - odwróćiłem wzrok od świdującego spojrzenia Shevy
- Jev. - westchnęła tęsknie
- Shevy, daj mi spokój. - zażądałem - Lepiej będzie jeśli... - uciąłem bo ta opadła bezwładnie na moją białą sofę i rozpłakała się.
- Nie wiem co mam zrobić byś mi wybaczył, czuje taki kłujący ból. - załkała przez łzy spływające jej po twarzy - O tutaj. - przytknęła ręce do piersi
Usiadłem obok niej, ale zachowałem znaczny dystans naszych ciał.
- Opowiedz mi co robiłaś przez te 3 wieki. - zagaiłem głosem jakbym rozmawiał o pogodzie.
- Szukałam cię.
Przewróciłem oczami.
- Twoja dieta. - zażądałem odpowiedzi.
- Nie jem. - odparła - Nie jem od dłuższego czasu, inaczej nie rozpłakałabym się przed Tobą z bezsilności.
Pokiwałem głową. Czegoś tu nie rozumiałem.
- Powinnaś być bardziej...
- Osowiała. Tak, ale jako dość stary wampir, cierpi tylko moja psychika. - odparła lekko
- Shevy, to nie jest tak proste. Rozpocząłem nowe życie, mam swó klan. Poznałem nowych ludzi. - przerwałem - Nowe osoby. - poprawiłem się zaraz
- Katherine. - rzuciła gniewne spojrzenie kwiatom, jakby to one chciała obarczać winą.
- Nie, Katerina to tylko przywódczyni. - odpowiedziałem szybko - Nie wiem czego ode mnie oczekujesz.
- Ja też już nie wiem. - odparła po czym rozmyła się w powietrzu
Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, chciałem by wszystko wróciło do normalności. Żeby Shevy mnie nie nachodziła, kochałem ją, ale nie umiałem jej wybaczyć. Poczucie zdrady było silniejsze niż chęć darzenia ją ciepłym uczuciem.

 Katherine? Przystąpiam do defensywy, nie wiem jak odpisać na Twoje opowiadanie, więc masz to.

Od Victorii - C.D historii Jev'a

Instynktownie moja ręka poszła w kierunku szyi. Spojrzałam w ziemię, a później znów na wampira.
-Mam urazę do wampirów. Niektóre jednak toleruję. Mówiąc niektóre mam na myśli tylko dwie wampirzyce. -nie dokończyłam, gdyż ciemnowłosy wszedł mi w środek zdania.
-Które? -spytał zaciekawiony.
-Nieważne. -zmrużyłam oczy. -Po incydencie jaki najprawdopodobniej spotkał mojego ojca nie mam ochoty patrzeć na wasz gatunek. I na dodatek to co stało się parę lat temu... -spojrzałam w niewidoczny punkt ponad głową mężczyzny. -Mam nadzieję, że wszystko ci wyjaśniłam.
Parę minut stałam w milczeniu. Wampir spoglądał na mnie nieodgadniętym wzrokiem. Spojrzałam przez chwilę w jego oczy, ale odwróciłam się na pięcie.
-Idziemy Ami. -mruknęłam ledwo słyszalnie przemieniając się.
Gdy prawie zniknęłyśmy w cieniu krzaków usłyszałam głos wampira.

Jev?

Od Victorii - C.D historii Katherine

Gdy tak się przechadzałam zauważyłam pewnego pijanego chłopaka (wyglądał na mniej więcej 17 lat).
-A ty, złotko, sama wracasz do domciu? -spytał zupełnie pijany.
Próbowałam zachowywać spokój.
-Tak, sama. Nie potrzebuję obstawy pijanego kolesia. -wyminęłam go szybko.
Chłopak coś jeszcze mruczał pod nosem, ale w końcu mnie zostawił. Przewróciłam oczami. Wiedziałam, że o tej porze tak jest na ulicach. Zaczęłam iść dalej. Doszłam do pewnego klubu. Ciekawe kogo tam zobaczyłam... No pewnie, że Katherine. To by było co najmniej dziwne gdyby jej tam nie było. Podeszłam bliżej.
-Znowu? -spytałam podchodząc do niej.

Katherine? Weny brak, naprawdę ;<

sobota, 28 czerwca 2014

Nieobecność!

Przykro mi bardzo! Naprawdę :<
W poniedziałek (30.06) wyjeżdżam o 6:30 rano. Nie wiem czy w ośrodku gdzie będę będzie internet. Jak będzie to złapcie mnie na howrse :3
Jadę do Zakopanego. Wracam 11 lipca. Jutro (niedziela 29.06) postaram się odpisać na wszystkie opowiadania jakie mam do dokończenia. Pod moją nieobecność wszystko (formularze, opowiadania) proszę wysyłać do Amzi66

Natalie ^^

piątek, 27 czerwca 2014

Od Katherine- CD historii Jev'a

-To w końcu jak wygrałaś?- Ringo starał się mnie zagadać.
W odpowiedzi spojrzałam na niego groźnie.
-Zamiast pytać się o takie rzeczy, powinieneś przeprosić za swoją niegodziwość- odparłam z miną niewyrażającą emocji.- Zapamiętaj, że to ja tutaj rządzę.
Przewrócił tylko oczami. Chciał zrobić krok do przodu, ale nie mógł. Zmarszczył brwi i spróbował jeszcze raz. Rzucił mi zdziwione spojrzenie.
-Co jest, do cholery!?
-To cię nauczy, jak się odzywać- syknęłam i ruszyłam w stronę wyjścia.- Teraz tu sobie postoisz.
Nie zważając na jego protesty, wyszłam z baru. To były plusy bycia przywódczynią wampirów. Było się silniejszym i bardziej uzdolnionym od reszty.
Dobrze, że przyjęłam tą propozycję, pomyślałam z krzywym uśmiechem.

Wróciłam do Sheffield. Nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Spacerowałam kilka godzin przy blasku księżyca, lecz gdy zaczęło świtać, musiałam wrócić. Tej nocy pozbawiłam większości krwi jednego człowieka. Później wyczyściłam mu pamięć, choć wiedziałam, że przez kilka najbliższych dni będzie osłabiony- teoretycznie bez powodu (przynajmniej on tak będzie myślał).
Tydzień później dostałam pilne wezwanie do Londynu. Jako przywódczyni byłam także sędziną. Musiałam osądzić jakiegoś wampira, który bezpodstawnie zabił pięciu naszych. Było to zabronione (ja, jako przywódczyni, miałam do tego prawo- dziwnie, ale fajnie).
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy głównym świadkiem okazał się Jev Roth.

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

- Yhy. - odparłem krzywiąc się.
- Co?! - uniosła się od razu wampirzyca
- Mamy towarzystwo - szepnął porozumiewawczo Ringo
- Nie - odparłem do niego w myślach wiedząc co chodzi mu po głowie - Wychodzę. - dodałem po czym upiłem jeszcze łyk coli.
- Nie idź, zabawimy się. - zagadnął
I tak odwróciłem się w stronę tylnych drzwi wyjściowych, ale nie zdążyłem zrobić kroku gdy przed moim nosem stanęła ona.
Wysoka kobieta o szczupłych i długich nogach, zielonych świdrujących oczach i włosach w odcieniu pszenicy.
- Jev Monaghan. - syknęła opierając smukłą dłoń na moim barku - Cóż za miłe spotkanie. - uśmiechnęła się
- Shevy - samo wypowiadanie jej imienia potwornie bolało - Zgodzę się, ale lepiej wyjdźmy. - wskazałem podbródkiem drzwi.
- Może poznam Twoich przyjaciół. - zasugerowała obrzucając jadowitym spojrzeniem Ringa i Katerinę.
Przyjaciel lekko się uśmiechnął, ale trzymał dystans. Wiedział to i owo od Shevy.
- Chodźmy. - złapałem ją za ramię i pociągnąłem w stronę wyjścia.
- Miłej zabawy - skwitował Ringo
W odpowiedzi wydałem cichy warkot w jego głowie.
Gdy wydostaliśmy się z pubu na cichą i wąską uliczkę odezwałem się:
- Co ty tu do diabła robisz?!
- Nie takiego powitania się spodziewałam. - rzekła z szelmowskim uśmiechem.
Tyle razy układałem sobie rozmowę z nią w głowie, ale teraz gdy nadeszła rzeczywistość nie miałem jej nic do powiedzenia. Odwróciłem się do niej tyłem.
- Szukałam Cię, Jev. - zaczęła
- Miałaś na to 306 lat. - mój głos drżał ze złości
Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - krzyknąłem
- Jev... - jej głos przepełniony był czułością.
- Przestań. - warknąłem
- Wyjaśnię ci... - zaoponowała
Chciałem zaprotestować, ale chciałem znać prawdę. Chciałem wiedzieć dlaczego mój oprawca pozbawił mnie życia.
- Gdy zacząłeś pracować u Piotra od razu zakochałam się w Tobie, ale nigdy nie miałam odwagi ci o tym powiedzieć... - urwała bo wtrąciłem swoje 2 grosze
- Mhm, zakochałaś się we mnie i postanowiłaś przemienić mnie w wampira, ciekawe. - gdy to powiedziałem Shevy mnie spoliczkowała.
Posłałem jej spojrzenie pełne nienawiści. Zignorowała to.
- Poprzedniej nocy gdy zapomniałeś swoich szkiców zostałam zaatakowana w lesie gdy zbierałam kwiaty dla Ciebie i przemieniona. Tamtego dnia pragnienie było tak silne, że atakowałam każdego, nie panowałam nad sobą. Zaatakowałam Piotra, a potem gdy zobaczyłam ciebie pochylającego się nad nim i Twoja mleczno-białą szyje nie wytrzymałam. - skończyła opowiastkę.
- Nie wierzę w ani jedno Twoje słowo, Shevy. - odparłem
- Jev, przepraszam. - rzekła skruszenie
Wstałem i odwróciłem się do niej.
- Przepraszasz?! Za co? Przepraszasz, że zmieniłaś mnie w wampira?! Że pozbawiłaś mnie śmiertelnego życia?! Przepraszasz, bo zrobiłaś ze mnie potwora! - wykrzyczałem jej prosto w twarz.
- Tak, ale wiem, że żadne przeprosiny nie wynagrodzą ci nieśmiertelnego życia. - zabrzmiało to dziwnie
- Masz rację, nic mi tego nie wynagrodzi, a najbardziej tego łaknienia krwi, żądzy mordu.
Przytknęła dłoń do mojego torsu i wyjęła kołek.
- Zabij mnie. - rzekła chłodno. - Pozbaw mnie tego, co ja ci zrobiłam.
Wyjąłem kołek z jej chudych rąk i roztrzaskałem go o ściany.
Pochyliłem się i pocałowałem Shevy w czoło.
- Nie szukaj mnie. - odparłem po czym zostawiłem ją na uliczce.
Podążyłem w stronę domu.

Katherine?

Od Katherine- CD historii Jev'a

-Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy, kim ja jestem- warknęłam, ale i tak poszłam za nimi.- Wystarczę, że pstryknę palcami, a będziecie na liście najbardziej poszukiwanych wampirów. Jestem jedną z najbardziej wpływowych nieśmiertelnych na całym świecie!
-Dobrze, dobrze, wasza wysokość- zadrwił Jev.- Proszę za nami.
Otworzyłam usta, aby zaprotestować, ale nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Uśmiechnęłam się tylko i posłusznie podążyłam za nimi.


Po godzinie niezwykle ciekawej gry, posłałam im triumfalne spojrzenie. Oczywiście, wygrałam. Niezbyt sprawiedliwie, lecz wygrałam.
-Jak to zrobiłaś?- Jev przypatrzył mi się podejrzliwie.- Myślałem, że grałaś pierwszy raz.
-Ty masz swoje sztuczki, ja także je mam- drażniłam się z nim.- Pamiętaj: Ja zawsze wygrywam.

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

- Powiedzmy - odparłem i sięgnąłem dwie puszki coli dr. Pepper. Jedną dałem Katerina, ta spojrzała na mnie z dezaprobatą.
- Pijesz drinki, to nie możesz coli? - zagadnąłem ironicznie
Odpowiedzią było spojrzenie pełne błyskawic.
- Mhm, rozmowa - myśli. - zaśmiał się Ringo - Jev, myślałem, że z tego wyrosłeś. - poklepał mnie ręką po plecach.
- Hę? - uniosła brew Katerina
- Umiesz grać w bilard? - zapytał Ringo z szelmowskim uśmiechem wampirzycę.
Parsknąłem niepowstrzymanym śmiechem.
- Zaraz zobaczymy. - wycedziłem przez rechot.

Katherine?

czwartek, 26 czerwca 2014

Od Americi - C.D historii Victorii

Urodziłam się w Melbourne, w Australii. Moja matka Joanna była Polką, a ojciec Marcus australijczykiem. Niestety, ale ona została zabita, przez wampira. Dlatego nie za bardzo ufam Jev'owi.
- Ale nie boisz się go. - stwierdziła
- Nie. - odparłam - Wracając do mojej historii... - westchnęłam gdy czarnowłosy, wysoki chłopak przyszedł by nas powitać i zachęcić nas do złożenia, najprawdopodobniej - najdroższego zamówienia.
Na plakietce miał napisane: Casper. Przywitał nas wytonowanym uśmiech, ukazując garnitur białych zębów rzekł:
- Witam, ladies - pochwalił się znajomością przyzwoitych słów - Mogę przyjąć zamówienie? - dodał strzepując z ramienia fikcyjny paproszek.
- Jajka sadzone z bekonem - poprosiła Victoria
Poszłam w jej ślady. - Ja też poproszę.
Casper pokiwał głową i poszedł do kuchni tanecznym krokiem.
- Dziwny. - skomentowałam gdy znalazł się w takiej odległości by nie usłyszał naszego chichotu.
- Kontynuuj - poleciła Vic
- Wychowałam się wśród ludzi, nawet znalazłam w nich powierników. Tata nauczył mnie opanowania wilka w sobie, by nie być zagrożeniem dla śmiertelników, a nawet dla samej siebie. Miałam przejąć po Marcusie watahę i zostać przywódczynią w wieku 17-18 lat. Pewnego dnia przechadzałam się po lesie gdy zobaczyłam jak John Sergi - dziki wilkołak, albo jak to mówisz, dziki wilkokrwisty, a także przyszły przywódca wrogiej watahy zaatakował Mirandę - mą przyjaciółkę. Wyciągnęłam jej z tarapatów, jednak John nie odpuszczał. Sprowokował mnie i przemieniłam się przy Mirandzie, której nie miałam zamiaru wyjawiać prawdy. Do tamtej chwili była przekonana, że paranormalne zjawiska nie istnieją. Przeraziła się gdy ujrzała jak wszystkie moje kości i mięśnie się kurczą by przygotować się na przemianę. Stoczyłam walkę z Sergi'm i pozbawiłam go przedniej kończyny, zostałam osądzona za ten czyn i wyrzucona z watahy, nie minęło wiele czasu, a dowiedziałam się, że Miranda zmarła na zawał. - zasłoniłam dłońmi twarz jakbym mogła uchronić się przed bolesnymi wspomnieniami i kłującymi w oczy łzami.

Victoria?

Od Jev'a - C.D historii Victorii

Wolisz bym umarł. - sprostowałem
Tak, przemknęło jej przez myśl, ale nic nie odpowiedziała.
- Nie możesz umrzeć - wtrąciła Ami
- Prawda. - wyszczerzyłem kły w uśmiechu - Ale mogę być na tyle osłabiony by nie móc się poruszać. - odparłem - Krew daje mi esencje życiową. - wyjaśniłem
- Po co mi to tłumaczysz? - zapytała Victoria
- By uświadomić ci, że nie wszystkie wampiry są złe. - oznajmiłem - Wiem, że kiedyś... zaatakował cię wampir i "brzydzisz" się teraz mojej rasy.

Victorio?

Od Katherine- CD historii Victorii

O 21:30 stałam już przed jednym z najlepszych klubów w Londynie. Było tutaj pełno nieletnich, którzy z podrobionymi dowodami osobistymi starali się wejść do środka. Właściwie to było tu więcej licealistów, niż studentów. Zawsze śmiałam się z tych ludzi. Dzieciaki zrobią wszystko, by tylko napić się trochę alkoholu i pójść z przypadkową dziewczyną (najczęściej prostytutką) do łóżka.
Przede mną była niezła kolejka, ale użyłam mocy wampirzych i wszyscy mnie przepuścili. Stałam teraz prosto przed bramką i wykidajło ilustrował mnie wzorkiem. Poczynając od hipnotyzujących oczu, a kończąc na krawędzi czerwonej sukienki. Chciał zejść niżej, ale odchrząknęłam.
-Musi pan mi się tak przyglądać?- fuknęłam.- Nie jestem dziwką.
-Ehm...- zarumienił się i szybko odwrócił wzrok.- Przepraszam, panią.
-Nic się nie stało.
Usłyszałam cichy chichot za plecami i odwróciłam się. Stała za mną drobna blondynka w fioletowej, obcisłej sukience na ramiączkach. Ucichła, gdy zobaczyła mój wzrok. Szybko przyjrzałam się jej uważnie. Miała niezłą figurę, lecz nie tak dobrą jak ja. Była bardzo opalona, jakby wyszła właśnie z solarium. Nie pasowało to do niej. W porównaniu ze mną była straszliwe niska i płaska. Ja miałam kształty- ona była po prostu chuda.
-Co cię tak śmieszy?- warknęłam na nią.
-Nic, nic.
-Mów- użyłam mocy.
-Uważam, że zachowujesz się, jak wielka królowa świata, czyli między innymi dziwka.
Nic dziwnego było w tym, że następnego dnia już nie żyła. Jednak tej samej nocy po prostu odwróciłam się ze złośliwym uśmiechem. Byłam zajęta planowaniem jej zabójstwa, gdy doszedł do mnie znajomy głos Victorii.

Victoria? Wena jest. Trochę xD

Od Katherine- CD historii Jev'a

-Królowo, jak coś- syknęłam, patrząc na niego przez ramię.
-Co?- zdziwił się Marcus. Nie usłyszał głosu Jev'a, ponieważ wydobył się tylko w mojej głowie. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamilkł, gdy dostrzegł moje groźne spojrzenie.- Em... Dobrze. To może spotkamy się później. Do zobaczenia, Tamaro.
I już go nie było. Jev za to parsknął śmiechem i przyjrzał mi się z cynicznym uśmiechem.
-"Tamaro"?- zadrwił.- Lubisz pozostawiać swoją anonimowość? Przecież jesteś tak bardzo zżyta ze swoimi kochankami.
-Ja przynajmniej uganiam się za ludźmi, a nie za zwierzętami- zripostowałam.- Czego ode mnie chcesz?
-Niczego- wzruszył ramionami.- Zauważyłem tylko, że szukasz nowej ofiary i postanowiłem uratować ją przed wykrwawieniem się.
Przewróciłam oczami i zeskoczyłam ze stołka barowego z gracją. Zaczęłam iść w kierunku tylnych drzwi, kiedy nagle drogę zastąpił mi inny mężczyzna. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał ponad moim ramieniem na Jev'a.
-Twoja przyjaciółka? Ja też chętnie się z nią zaprzyjaźnię. 

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

Po tej całej aferze z Kateriną musiałem nieco ochłonąć, a moim sposobem na nudę i rozczarowania jest gra w bilard...
Udałem się do Diabelskiej Torebki, dziwna nazwa dla jakże dziwnego lokalu. W restauracji przebywały zarówno wampiry jak i śmiertelnicy. Podszedłem do jednego ze stołów gdzie grał wampir ksywką Ringo oraz kilku ludzi.
- Jev - syknął z szelmowskim uśmiechem - Znów się spotykamy. - szepnął
- Ringo. - zaśmiałem się lekko - Zgodzę się. - dodałem
Podaliśmy sobie ręcę w tym uścisku facetów, jakby znali się od wieczności.
Jego towarzystwo poszło po drinki.
Po części była to prawda.
- Gramy? - zapytał podsuwając mi kij
- Ile stawiasz? - uniosłem brew w pytającym spojrzeniu
- 10 tysięcy dolców... - uciął by zastanowić się chwilę - 5 tysięcy i nowe Ferrari
- Dopłacisz jeszcze za benzynę. - zaśmiałem się, gdy nagle uśmiech z jego twarzy zniknął, Ringo rozpoczął grę.

***
Po chwili wymachiwałem srebrnymi kluczykami do iście krwisto-czerwonego Ferrari no i 5-cioma tysiącami w kieszeni.
- Idę coś zjeść - zagaił Ringo i wyszedł tylnymi drzwiami.
Blisko lady siedziała Katerina, której badawczy wzrok spoczywał na mnie. Nie umknęły mi oczywście wcześniej wypowiedziane przez nią słowa.
- Znów się spotykamy, księżniczko - zaśmiałem się

Katherine?

środa, 25 czerwca 2014

Od Victorii - C.D historii Katherine

Te bezmyślne seriale. Te durne wiadomości i kreskówki. Spojrzałam w stronę kuchni. Na blacie był jeszcze wcześniej zrobiony przeze mnie popcorn. Wstałam leniwie odstawiając kubeczek po kawie na niski stolik przed kanapą. Podeszłam do blatu i wzięłam miskę z przekąską. Przeniosłam się teraz do mojego pokoju i otworzyłam laptop. Zaczęłam oglądać jakiś film, bo nic akurat nie leciało w telewizji.

~*~

Po dobrym filmie wyszłam z domu na wieczorny spacerek. Zbliżała się dwudziesta pierwsza. Idąc uliczkami miasta bardzo uważnie się rozglądałam.

Katherine? Gorszy brak weny ;c

Od Victorii - C.D historii Jev'a

Gdy wstał podeszłam do niego przemieniając się. America była tuż za mną, także pod ludzką postacią.
-Ech... Przyznaję ci rację, ale uważam, że zabijanie bądź osłabianie ludzi nie jest na miejscu. Nawet jeśli jesteś wampirem i próbujesz się żywić, jest to podłe. -odparłam spoglądając w górę.
Zbliżała się pierwsza.
-Rozumiem cię doskonale. -powiedział spokojnie. -Dlatego żywię się zwierzętami.
-Zwierzęta to też żywe stworzenia. Rozumiem, że musisz się żywić. Ale spójrz jakim kosztem. Też jestem pół-zwierzęciem. Mnie lub kogoś z mojego gatunku też masz zamiar upolować? -spytałam.
Moje słowa ociekały sarkazmem. Wiem, że gdyby niczym się nie żywił w końcu by był bezsilny. W końcu to wampir, który żywi się krwią.

Jev? Całkowity brak weny ;/

Od Katherine- CD historii Victorii

Byłam na porządnym kacu. Nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Tamtej nocy przespałam się przynajmniej z pięcioma nieznajomymi wampirami. Świadomość odzyskałam jednak, niestety, w łóżku młodego wampira Ash'a. Wiecznego szesnastolatka, na prawdę miał dwadzieścia trzy lata.
To było straszne przeżycie.
Uciekłam od razu, kiedy tylko zorientowałam się, co się dzieje. Wiedziałam, że chłopak nie da mi żyć przez kilka następnych tygodni, a nawet miesięcy lub, co najgorsze, lat.

Siedzę w London Eye i oglądam widoki. Byłam tu nie raz, ale cierpię teraz na straszną nudę. Zbliża się 19 i jestem załamana, ponieważ dobre kluby otwierają się dopiero po 22. I co ja mam z sobą zrobić?

Victoria? Weny bardzo brak ^^

Od Katherine- CD historii Jev'a

Tak, więc wielka Katherine, przywódczyni wampirów ponosi klęskę.
-A mogło być tak fajnie- mruczę, patrząc w stronę, w której zniknął Jev.- Chcesz grać? Dobrze. Tylko, że ja zawsze wygrywam.

Tej nocy nie wracam do Sheffield. Ani następnej. Poluję w nocnych klubach, wykorzystując wszystkie moje atuty. Piękność, spryt i umiejętność manipulacji.
Wchodzę do baru, w którym słychać głośną muzykę i przytłumione rozmowy. Ludzie raz po raz wybuchają śmiechem, wrzeszczą, a nawet płaczą. Już mi się tu podoba.
Siadam na stołku barowym i czekam, aż barman mnie obsłuży. Kiedy do mnie podchodzi, orientuję się, że jest przystojny. Ma zmierzwione, kasztanowe włosy i błękitne oczy. Pragnę zatopić kły w jego oliwkowej skórze.
-Cześć, piękna- zaczyna rozmowę.- Co podać?
-Macie cydr?- pytam.
Kiwa głową z uśmiechem.
-Coś jeszcze? Może mój numer?
-Może- mówię, ale mocą każę mu iść po ten cydr.
Wampiry nie powinny pić ludzkiego picia i jeść ludzkie jedzenie. Ja jednak się przyzwyczaiłam. No, tylko do alkoholu.
Wraca po kilku chwilach i podaje mi smukłą szklankę. Piję, nie odrywając od niego zalotnego wzroku.
-To co z tym numerem?- pyta zniecierpliwiony.
-A bardzo chętnie- opieram się o blat i nasze twarze są teraz znacznie bliżej.- Jednak może najpierw wyjawisz mi swoje imię?
-Marcus.
-Tamara- kłamię, podając mu rękę.
-Piękne imię, tak jak ty.
Śmieje się.
-To co ty na to, żebyśmy już teraz...?- zaczynam, ale nie dane mi skończyć.
Głos wydobywający się za mną bez wątpienia na leży do Jev'a.

Jev? Co powiesz? 

Od Jev'a- CD historii Katherine

Zmarszczyłem czoło i chwyciłem rękę Katherine gwałtownie sadząc ją na stoliku.
-Jesteś obłudna- rzucam z niesmakiem.- Manipulujesz ludzkim uczuciami, ranisz ludzi nie tylko fizycznie.
Rzuciła mi spojrzenie: "Zazdrosny?"
-Nie- patrzę na nią przenikliwymi oczyma.- Nie tylko się znęcasz nad nimi- spojrzałem na telefon.- Ale i poniżasz siebie i swoją rasę- mówię dalej zirytowany jej postępowaniem.- Poproś o spotkanie, wtedy gdy zmądrzejesz- odwracam się z impentem, przeskakuje płotek, który otacza stoliki i odchodzę nie zważając na to jak zareagowała.
-Nie wiem w co ty grasz, ale na pewno nie dam się w to wciągnąć- dodaje, gdy jestem już spoza zasięgu jej wzroku.

Katherine?

wtorek, 24 czerwca 2014

Od Katherine- CD historii Jev'a

-Jeśli wlejesz mi ją do szklanki i dodasz whisky to chętnie- drwię. Och, tak. Głód sprawia, że nie potrafię już zgrywać dobrej i słodkiej wampirzycy.
Śmieje się, jakby to miał być żart. A ja wcale nie żartowałam. Patrzę z obrzydzeniem na martwe zwierzę. Nie współczuję mu, po prostu ten zapach sprawia, że mnie odrzuca. Nie dość tego, słońce pali niemiłosiernie. Wyciągam z torebki, którą cały czas miałam przy sobie, parasolkę i ją rozkładam. Jev przewraca oczami. W tym momencie dzwoni mój telefon. Odbieram, nie patrząc na wyświetlacz.
-Tak?
-Katherine?- znajomy głos, a jednak nie mogę sobie przypomnieć do kogo należy.- Dzięki Bogu! Odebrałaś! Tak się o ciebie martwiłem!
-Mhm- szukałam tego głosu w głowie, ale nie mogłam na nic wpaść.- A właściwie kim jesteś?
Głos po drugiej stronie prycha.
-Nie pamiętasz? Dwa dni temu spotkaliśmy się w barze. I później ta noc...
A. Mogłam się domyślić.
-Ach! Jakie!- śmieje się sztucznie.- Żartowałam. Wiedziałam, że to ty. Po co dzwoniłeś?
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że... Kocham cię i chcę, żebyś za mnie wyszła.
Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem. Zerkam na Jev'a, który dzięki wampirzemu słuchu oczywiście wszystko słyszy. Patrzy na mnie osłupiały.
-Co w tym śmiesznego?- w jego głosie słychać urazę i zdezorientowanie.
-Jesteś szalony. Nie wyjdę za ciebie i nie potrafię odwzajemnić twoich uczuć.
Nie czekam na to, co powie i się rozłączam. Jev chce coś powiedzieć, ale uciszam go unosząc dłoń.
-Błagam. Nie dołuj mnie bardziej.

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

Wyruszyliśmy razem do lasu, ona nic o mnie nie wiedziała.
-Wiesz, źle mnie zrozumiałaś. Myślisz, że gdy byłem młody to nie piłem ludzkiej krwi? Piłem, bez opamiętania. Ona mnie wołała, śpiewała do mnie. Po prostu nie chciałem być potworem, którego Shevy ze mnie zrobiła. Gdy zobaczyłem jak ludzie po moich atakach umierają przerażeni, albo pozostają z traumą do końca życia przeraziłem się do czego jestem zdolny. Mam sumienie i poczucie winy- wyznałem.- Ale i tak nie zmienię twoich poglądów - machnąłem ręką
Znaleźliśmy się w lesie, schowałem się pośród gęstwiny krzaków.
Przykucnąłem, a wampirzyca obok mnie.
-Użyj wszystkich swoich zmysłów by poczuć więź z naturą- poleciłem.- Dotyk- położyłem dłoń na ziemi, by wyczuć wibracje.- Słuch, Wzrok, Smak- uśmiechnąłem się.- Użyj ich by wyczuć położenie ofiary- wciągnąłem haust powietrza i przymknąłem powieki.- Jeleń. Około 4 lat. Słaby. Po walce z wilkami- wykazałem wszystkie dane.- 2 km od nas- otworzyłem oczy i rzuciłem się do biegu, Katerina szybko mi dorównała. W parę sekund znaleźliśmy się na dolinie po której sprawiał patrol byk. Podbiegłem do niego bezszlestnie i chwyciłem go za zad, przytwierdzając do ziemi, łamiąc mu kości. Chrupnęło. Przeskoczyłem na jego plecy i chwyciłem za poroże, ten ugiął się pod mą siłą i zwalił na ziemię z gromkim hukiem. Po chwili wtopiłem kły w jego tchawicę napawając się smakiem krwi jelenia.- Wcale nie nie jest zła, powiedziałbym, że całkiem dobra, o ile zwierzę nie jest chore. Ta krew jest czysta, spróbuj- poleciłem.

Katherine?

Od Jev'a - C.D historii Victorii

Skończyłem z kozicą gdy nagle z krzaków wyszły dwie wilczyce. Uśmiechnąłem się leniwie, a te przewróciły wilczymi oczyma i trwały w głębokim zamyśleniu.
- Wierz mi czy nie, ale nie pije ludzkiej krwi. - powtórzyłem - Twoje podejrzenia są słuszne, że niegdyś piłem. Ale byłem młody i nie umiałem zapanować nad pragnieniem, porównaj to sobie do próby stłumienia przemiany w sobie. Opanowanie się jest o stokroć trudniejsze, najbardziej gdy krew śpiewa do ciebie. - wyjaśniłem

Victorio?

Od Victorii - C.D historii Katherine

Jak widzisz, słońce wzeszło. Nie ma już pełni. A ja jestem teraz wycieńczona. A skoro wasza impreza nadal trwa postanowiłam się z tobą zobaczyć. -wytłumaczyłam. -Ale niestety muszę znikać. Widzę twoich kolegów. -pomachałam przez ramię i odbiegłam.
W domu nie marzyłam o niczym jak o 10 godzinach snu. Dokładnie - 10. Nic nie jest tak męczące jak ciągłe bieganie po lesie jakieś 12 godzin non stop.
Rzuciłam się na łóżko i przykryłam cienką kołdrą. Sen przyszedł bardzo szybko.
~*~
Gdy obudziłam się była prawie 18:30. Och, jak dobrze było odespać tą nockę. Zrobiłam sobie jeszcze kawę na rozbudzenie i ruszyłam na kanapę. Włączyłam telewizję i zaczęłam słuchać wiadomości.

Katherine? Co tymczasem u ciebie? Sorki, że takie krótkie - brak weny xd

Od Victorii - C.D historii Americi

Ech.. Co by dużo opowiadać. Moje życie jest skromne. Pochodzę z Szkocji. Moi rodzice byli wilkokrwistymi no i ja też. Parę miesięcy po moich urodzinach mój ojciec musiał wyjechać. Były to ,,ważne sprawy". Innymi słowy mówiąc chodziło o wampiry. Niestety, ale podejrzewam, że zginął już gdzieś tam. Matka była moją podporą i opiekunem. O ile dobrze pamiętam, była też jedyną rodziną. Wychowywała mnie i uczyła polować jako wilk. Ogółem uczyła mnie wszystkiego co potrzebne do przetrwania. -wyszłyśmy z domu Ami i kierowałyśmy się w stronę zatłoczonego Londynu. -Później postanowiłam wyjechać. Miałam nikomu nie mówić, że jestem wilkokrwistą. W końcu albo by mnie wzięli za wariatkę, albo wzieliby to na poważnie. Tutaj doszłam parę miesięcy temu. Poznałam tutejsze zwyczaje i ogółem całe miasto. Zawsze fascynował mnie Londyn. -skończyłam opowieść. -To by było na tyle.
Skierowałyśmy się do małej restauracyjki. Usiadłyśmy gdzieś przy oknie i zamówiłyśmy porządne śniadanie [śniadanie w restauracji YEAH BITCHES XD]. Czekając na posiłek spojrzałam na Americę.
-A ty? Opowiesz coś o sobie?

America?

Od Katherine- CD historii Jev'a

Patrzę za nim, ale za nim zdąży odejść, krzyczę:
-Jev!
Odwraca się i patrzy na mnie pytająco. Podbiegam do niego i mu prosto w oczy.
-Pójdę z tobą- oświadczam.- Chcę zobaczyć, jak to jest. Nie rozumiem, jak można zabijać biedne zwierzątka...
Rzuca mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
-A ludzi wolno zabijać?
Wzdycham i przewracam oczami. Jev nie ma o niczym bladego pojęcia.
-Jesteś podobno starszy ode mnie, nosferatu- patrzę na niego oskarżycielsko.- Powinieneś wiedzieć, że krew człowieka dostarcza nam dużo więcej wartości odżywczych i... Jest smaczniejsza- oblizuję wargi.- Poza tym nie trzeba zabijać ludzi. Można po prostu się napić, a potem zmodyfikować im pamięć.
Nie odpowiedział tylko ruszył dalej przed siebie. Zaczęłam iść za nim.
-Popatrzę, ale nie mam zamiaru polować z tobą- mówię od razu.- Chcę zobaczyć, jak ty to robisz.

Jev? Brak weny D:

Od Katherine- CD historii Victorii

Dobra zabawa nie jest zła. Nawet, gdy jesteś w towarzystwie nieśpiących krwiopijców. Ale ja przecież pasowałam do tego towarzystwa. Wiele osób jest tam stare jak świat i lubią tylko klasyczne rzeczy, ale są i młode wampiry, jak pięćdziesięcioletnia Lindsay. Najmłodszy wampir, imieniem Ash, miał zaledwie 23 lata. A został przemieniony w wieku 16. To było okropne, gdy ten dzieciak starał się mnie podrywać. Mnie! Najwspanialszą przywódczynię wampirów!
Wypiłam z dużo alkoholu i zaczęło robić mi się słabo. A mówili: nie mieszać whisky z krwią. Ale ja jak zawsze nie usłuchałam.
Ostatnimi siłami słucham, jak Melinda Brown opowiada mi o swojej kolekcji psów.
-To naprawdę bardzo ciekawe, ale słabo się czuję...- staram się wymigać.
-Kochaniutka, kiedy ostatnio piłaś?
Wzruszam ramionami i nie czekam na jej wypowiedź, choć otwiera już usta. Szybkim krokiem wychodzę na taras, a potem ruszam w stronę parku. Słońce już wstaje. Jest chyba około siódmej rano. Zatrzymuję się pod drzewem i opieram się o nie. Muszę odpocząć.
Nagle czuję osty, nieprzyjemny zapach.
-Witam, znowu- słyszę głos Victorii i odwracam się.
Ledwo potrafię się uśmiechnąć.
-Witaj, Victorio- mówię.- Co cię tu sprowadza?

Victoria?

Od Victorii - C.D Jev'a

Spojrzałam na wampira mrużąc oczy. Zaczęłam go mierzyć wzrokiem, gdyż wcześniej próbowałam tylko utrzymywać dystans. Wysoki, niebieskooki mężczyzna z ciemnymi włosami nadal patrzył na mnie z triumfem. Posłałam mu krzywy uśmiech.
-Tak, nadal uważam, że nie umiesz się pohamować. -podeszłam do niego mrużąc oczy. -Jak reszta wampirów!
Spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Zapewne zdziwił go mój nagły wybuch.
-Tak sądzisz? -spytał chyba rozbawiony.
-Tak, tak sądzę. Nigdy nie zmienię o was zdania. -wysyczałam i odwracając się przemieniłam się w wilka.
Skinieniem głowy nakazałam to samo uczynić Ami. Pobiegłyśmy w głębię lasu.
~*~
Nie wiedziałam, która godzina. Gdy patrzyłam na księżyc wydawało mi się, że północ. Ale jak mam być tego pewna... Zamiast biec, zaczęłyśmy zwalniać. Poczułam pewien zapach... Zapach krwi. Szybko pobiegłam w tamtą stronę. Czułam też zapach wampira.
Gdy razem z Ami dobiegłam do owego miejsca zobaczyłam tego samego wampira. Żywił się zwierzęciem. Najwyraźniej nie znalazł ludzkiej ofiary. Albo po prostu nie chciał szukać. W końcu co się dziwić. Środek nocy, tygodnia. Ludzie siedzą w domach i śpią, zamiast chodzić po mieście. Spojrzałam na Ami i skinęłam głową. Wyszłyśmy zza krzaków.

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

Postanawiam zmienić temat, widać nasza przeszłość pogrążyła w wspomnieniach obojga.
-Ilu jest nas w gangu?- pytam.
-Ja, ty i Lindsay- wymieniła.
-Ile ma lat?- jestem ciekaw.
-56- odpowiada z wyraźnym triumfem.
Kiwam głową na znak zrozumienia.
-Idziemy coś zjeść?- pyta Katerina ze zjadliwym uśmieszkiem.
-Jasne- kieruję się w stronę lasu, Katerina zaś na miasto.- Jak widać nasze diety są zróżnicowane- oznajmiam.
-Boisz się pić z ludzi?- szepcze.
-Nie- odpowiadam tak szybko jakby to nie było prawdą.- Do zobaczenia, Katerino- odwracam się gwałtownie i zmierzam ku lasowi.
Wolałem nie myśleć ilu ludzi pozbawiłem życia, wolałem nie myśleć dlaczego Shevy i mnie pozbawiła śmiertelnego życia.

Katherine?

Od Americi - C.D Victorii

Jasne, dawno nie jadłam w restauracji - rzekłam rozglądając się po ulicy - Przez te 4 lata żyłam w ciele wilka, bardzo rzadko się przemieniałam w człowieka, dlatego to wszystko jest dla mnie takie obce - wyjaśniłam
- Ale potrafisz to kontrolować? - zapytała
- Tak - pokiwałam głową z przekonaniem - Inaczej mój nowy dom ległby w gruzach. - zaśmiałam się lekko.
Victoria odwzajemniła śmiech.
- Opowiedz mi coś o sobie i Twoim życiu, tutaj. - poprosiłam

Victorio?

Od Victorii - C.D Katherine

Szybko się przemieniłam i uciekłam w las. Czułam dużo siły i szybkości. Gdy wybiegłam na polanę, zatrzymałam się. Musiałam zebrać myśli i przetrwać tę noc.

~*~

Słońce właśnie wstawało. Całą noc nie spałam. Nie czułam zmęczenia. Miałam zbyt dużo energii. To są największe minusy pełni.
Wstałam z trawy i przemieniłam się w człowieka. Żeby wyjść z lasu musiałam przejść blisko posesji gdzie był bal wampirów. Spojrzałam w tamtą stronę. Akurat trafiłam na Katherine - była sama. Podbiegłam szybko, sprawdzając przy tym czy żaden krwiopijca mnie nie obserwuje. Zaszłam ją od tyłu, lecz oczywiście nie udało mi się jej wystraszyć co było pewne.
-Witaj, znowu. -spojrzałam na nią.
Jeśli miałabym ją krótko opisać powiedziałabym, że była lekko upita. Oczywiście wiadomo o co chodzi.
-Witaj Victorio.

Katherine? Sorki że takie krótkie ;c

Od Jev'a

Siedzę i rozmyślam o przeszłości. Zadaje sobie tysięczny raz pytanie: Dlaczego Shevy mnie przemieniła? Dlaczego zostawiła parę mililitrów krwi we mnie, opanowała się i doprowadziła do mojego zmartwychwstania? Dlaczego uczyniła mnie tym kim teraz jestem? Wiem, miałem mnóstwo czasu by to rozwikłać, ale ona rozpłynęła się niczym kropla wody w oceanie.
Raczej kropla krwi w oceanie śmierci, tak.
Spojrzałem na fazę księżyca: pełnia. Jestem w lesie, pełnym wilków i wilkołaków, nie czuje strachu, ale dziwny zapach, który zawisł w powietrzu.
Rozglądam się dookoła, nie wiedzy niczego, ale żółte oczy, zza krzaków, które świdrują mnie spojrzeniami są nie do zniesienia.
Jedno zwierzę postanawia wyjść z ukrycia i wygonić mnie z tych terenów podczas pełni.
- Wynoś się. - szepcze melodyjny głos przez moje myśli
- Nie. - mówie głośno, tak by każde stworzenie na polanie mnie usłyszało - Nie zrobię wam krzywdy - dokańczam.
Biało-szara wilczyca podchodzi bliżej, ale dalej zachowuje dystans, w jej oczach tańczy nienawiść do wampirów. Do mnie. Z całych sił stara się zmienić w człowieka, w końcu udaje jej się.
Wysoka dziewczyna o jasnej karnacji i karmelowych włosach stoi w zasięgu mojego wzroku <jakieś 30 metrów przede mną>. Spogląda mi w oczy nieufnie.
Nie mija sekunda, a ja już stoję tuż przy niej. Jej ciało drży ze złości i namiastki strachu.
Patrzę wilkołakowi w postaci kobiety w oczy.
- Nie zrobię Ci krzywdy. - powtarzam spokojnie
Ta cofa się o krok. Zagryza wargę, najpawdopodobniej nie chce wybuchnąć. Po chwil czekoladowa wilczyca zmienia się w kobietę. Podchodzi bardziej zdecydowanym krokiem i mówi:
- Nie słyszałeś co powiedziała?! Wynoś się z tej polany. - mówi z naciskiem.
- Ami.... - zaczyna przywódczyni - Załatwię to.
- Victorio... - szepcze zdenerwowana
Ami odchodzi, ale bacznie obserwuje każdy mój ruch, mrugam do niej, a ta zmienia się ze złością w wilka.
Sparaliżowana strachem Victoria dalej przygląda mi się z obawą.
- Czego chcesz? - pyta
- Nie bój się, nie jestem potworem. - zapewniam
- Nie umiesz się opanować. - wytyka mi.
- Tak myślisz? - wskazuje podbródkiem Ami - Ona ma rozciętą łapę.
Ami szybko spojrzała na łapę i faktycznie ujrzała ranę z której sączyła się krew.
- Nie boisz się mnie. - mówię stanowczo do wilczycy - Podejdź. - rozkazuje
Rzuca mi w myślach litanie przekleństw.
Podchodzi do mnie. Dzieli nas parę centymetrów. Pochylam się i biorę jej łapę do swojej smukłej dłoni, podnoszę do nosa. Chwytam mocniej jej łapę i próbuje uleczyć ranę.
Po chwili po ranie ani śladu, a ja orientuję się, że nie zrobiłem jej krzywdy, chociaż gdy zbliżyła się już chciałem to zrobić. Powstrzymałem się. Uśmiechnąłem się triumfująco do Victori.
- Dalej tak uważasz? - pytam

Victorio? Nie zjem, obiecuję.

Od Victorii - C.D historii Americi

Po tym jak zostawiłam Americę samą postanowiłam się przejść. Zaczęłam przechodzić między uliczkami Londynu. Tak wielkiego i tętniącego życia miasta. Wchodziłam kolejno do różnych sklepów i kafejek. Przeglądałam, piłam, jadłam.. I to tyle.
~*~
Rano, gdy tylko się obudziłam, wzięłam prysznic i ubrałam luźne ciuchy. Zjadłam jakieś szybkie śniadanie i chciałam złożyć wizytę Americe. W końcu jest to pierwsza wilkokrwista w tej okolicy. Nieczęsto zdarza się okazja spotkać kogoś z naszego gatunku.
Weszłam bez pukania no i zastanowienia się. Przeszłam hol i zobaczyłam kuchnię, a w niej Americę trzymającą stare pudełko lodów.
-Chyba nie masz zamiaru tego jeść? -spytałam z wyczuwalną ironią.
-Nie. Raczej nie. -otworzyła pudełko, ale zaraz szybko je zamknęła odkładając na półkę.
-Możemy się wybrać do restauracji. Chciałabym się z tobą zapoznać. Skoro na razie jesteśmy tu ty i ja.
Skinęła głową na znak, że mnie rozumie.
-Może pójdziemy do bliskiej restauracji? -powiedziałam zanim ona wydała z siebie jakikolwiek dźwięk. -Ja stawiam. W końcu chyba nie będziemy cały czas siedzieć w swoich domach? -uśmiechnęłam się lekko.

America?

Od Katherine- CD historii Jev'a

Zaciskam wargi, lecz zaraz się uspokajam. Nie chce odpowiadać, w porządku.
-Urodziłam się w 1766 roku w Moskwie- zaczynam opowieść.- Moja matka była angielską śpiewaczką operową, a ojciec...-nie pamiętam słowa.- Jak jest po angielsku chasovshchik? Czyli człowiek zajmujący się... zegarami?
Marszczy brwi.
-Zegarmistrz.
Kiwam głową.
-W takim razie mój ojciec nim był- kontynuuje.- Mama przeprowadziła się dla niego specjalnie do Rosji. Byliśmy bogaczami i wiedliśmy cudowne, niebiańskie życie. Dostawałam zawsze to na co miałam ochotę. Wiem, wiem. Przez to stałam się rozpuszczona- kręcę głową.- Ale nie ważne. Raz się zakochałam- lekko odlatuję i wspieram brodę na dłoniach. Łokcie opierają się o stolik.- Był bardzo przystojny. Miał śniadą skórę i ciemnokasztanowe włosy. Jego zielone oczy zawsze sprawiały, że byłam jak zahipnotyzowana. I jeszcze ten cudowny, francuski akcent... Nic dziwnego. Przecież był Francuzem- śmieję cię cicho, ale zaraz potem otrząsam się z transu. Tak zawsze się działo, gdy o nim opowiadałam.- Miałam tylko 19 lat, gdy wzięłam z nim ślub. Nasza przyszłość wyglądała barwie i radośnie. Pamiętam wesele... Było wspaniałe- zacisnęłam ręce w pięści.- Ale potem przemienił mnie, cholernik jeden! Tak. Okazało się, że był wampirem. Uciekłam od niego i zmieniłam nazwisko na panieńskie. Nie miałam zamiaru nosić jego nazwiska. Wróciłam do Moskwy i chciałam przemienić rodziców... Nie być sama. Tylko, że oni już wtedy nie żyli. Zostali zamordowani, nie wiadomo przez kogo. Wiele podróżowałam, ale obiecałam sobie jedno: Zemszczę się na nim, za to co mi zrobił.
Nie zauważam, kiedy niebo ciemnieje. Sięgnęłam w głębie mojej wampirzej duszy, a nie powinnam tego robić. Prostuję się, a słońce znów wychodzi zza chmur. Wzdycham i uśmiecham się ciężko do Jev'a.

Jev?


Od Jev'a- CD historii Katherine

Zmarszczyłem jedną brew.
-Katerino- zacząłem, a ta teatralnie wywróciła oczyma.- Życzysz sobie od początku Renesansu do tej ery?- zapytałem z cynicznym uśmiechem.
-Ile masz lat?- skwitowała.
-Nieładnie pytać o wiek- żachnąłem się.
-Nie przyzwoicie pytać kobietę o wiek- poprawiła mnie, a wyraz "kobieta" w jej ustach zdawał się wyimaginowany, Katherine wyglądała na co najmniej 17 lat.
-306- wtargnąłem do jej myśli.- A ty?- zapytałem.
-248, będziemy tak się tu wymieniać pojedynczymi wyrazami?- odparła, unosząc brwi.
-Urodziłem się w 1708 roku, jako najstarszy z trójki rodzeństwa. Mój ojciec zmarł na gruźlicę, gdy miałem niecałe 15 lat, więc wszystkie najcięższe sprawy spadły na moje barki. Musiałem szukać pracy, gdy już znalazłem sobie dochodową i stałą, nawiasem mówiąc u Piotra Verona (prowadził warsztat i był architektem), spodobała mi się ta fucha, więc traktowałem ją bardzo poważnie. Veron miał córkę, Shevy- zacisnąłem dłoń tak, aż pobielały mi kostki.- Była to drobna, oszałamiająco piękna i cnotliwa dziewczyna. Jej serce zawsze promieniało radością, a z ust nigdy nie znikał uśmiech- trzymałem się nadal w napięciu, wyraz twarzy Kateriny był nieprzenikniony.- Prościej mówiąc, szalałem za nią. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, ale ona była przeznaczona komuś innemu. Pewnego dnia zapomniałem swoich szkiców z warsztatu, więc wróciłem się do budynku, wtedy zobaczyłem Verona wijącego się w szlochu i spazmach na schodach, podbiegłem do mistrza bez wahania, ten zdążył wycedzić: "Uciekaj, Jev". Nie minął ułamek sekundy Shevy wbiła śnieżnobiałe kły w moją tchawicę- zakończyłem z głębokim westchnieniem.- Nie wiem, dlaczego postanowiła mnie przemienić, a nie zabić. Potem stwierdziłem, że mam dużo czasu i mogę zwiedzić świat. W XVIII wieku byłem w Rosji, może natknęłaś się na kogoś kto nazywał się Jev Monaghan, pewnie nie- zaśmiałem się.
-Co się potem stało z nią?- dopytywała się Katerina.
W moich oczach zapaliły się ogniki irytacji.
-Teraz Twoja kolej, Katerino- zagaiłem.


Katherine?

Od Katherine- CD historii Victorii


Kłonię się teatralnie.
-Spasibo- odpowiadam z uśmiechem. Mierzę ją wzrokiem.- Ach, przecież dzisiaj pełnia, sabak!
Przyznaje mi racje poprzez skinienie głową. Wygląda na lekko zmartwioną i niecierpliwe zerka w stronę księżyca.
-Piękna noc- mruczę i patrzę kątem oka na zdezorientowaną Lindsay.- To jest Lindsay- przedstawiam przyjaciółkę.- A to Victoria, przywódczyni klanu wilkołaków.
Blondynka drży przy moim ramieniu. Nie przepada ze wilkołakami.
-Nie martw się- klepię ją po ramieniu.
-Nie martwię się.
Przenoszę zmęczony wzrok na Victorię. Ta cała dygocze i ciężej oddycha. Rzuca mi przepraszające spojrzenia. Unoszę rękę w geście pożegnania i mówię, że lepiej będzie, jeśli odejdzie.
-Rozumiesz. Wampiry źle zareagują, jeśli zobaczą, że z tobą rozmawiam. Poza tym chyba zaraz wybuchniesz. Lepiej się przemień.
Zgadza się ze mną i macha na pożegnanie. Kiwam jej głową, a ona rzuca jeszcze jedno spojrzenie Lindsay- przez które ta wzdryga się- i ucieka w krzaki. Widzę jeszcze jej cień zmieniający się w wilka.

Victoria?

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Od Victorii - C.D historii Katherine

Patrzyłam właśnie na piękny krajobraz. Były to góry. Wiele, wiele gór. Wiele rzek, wiele jezior. I ten przepiękny zachód słońca. Wdychałam świeże powietrze i na dłuższy czas zatrzymywałam je w płucach.
Ach, niecodziennie można podziwiać takie widoki, pomyślałam.
W sumie miałam rację. Tak wczesny zachód słońca jest tylko co dziesięć lat. Tak samo jak bal wampirów..
Wstałam powoli i jeszcze chwilę stałam w bezruchu patrząc na słońce. Dzisiaj będzie pełnia. Jedyna taka. Bo także co dziesięć lat jest wielka pełnia księżyca. Naszła mnie pewna myśl lecz natychmiast wygoniłam ją z mojej głowy.
Nie, pomyślałam stanowczo. Nigdy więcej nie wparuję na ich bal. Bo kiedyś tak było. Miałam przyjaciela wampira. Szedł na ten bal. Ja byłam wtedy mała miałam, nie pamiętam, dziesięć lat bodajże? W końcu się zgodziłam, ale co ja takie dziecko, mogłam wiedzieć? Gdy tylko weszłam, setki wampirzych oczu zostały zwrócone w moją stronę. To było straszne przeżycie. W końcu jednak udało mi się z tego wyjść... ale nie bez uszczerbku.
Dotknęłam mojej, nagle pulsującej, blizny na szyi. Była bardziej niewielkim wgłębieniem. Przypominała falującą linię. To był prezent od wampirów.
~*~
Biegłam przez las pod postacią wilka. Prawie była pełnia. Chciałam się ukryć. Nie chciałam dziś zamieniać się w potwora. Nie będę się mogła przemienić w człowieka. Spojrzałam w niebo. Było ciemnoniebieskie, ale jeszcze nie granatowe. Przyspieszyłam i wyleciałam na ulicę. Gwałtownie się zatrzymałam i zaczęłam iść wolniej. Widziałam wiele wampirów. Nie obchodziło mnie już to, że idę obok i to z premedytacją. W sumie nie lubiłam wampirów. Po incydencie dziesięć lat temu... Ech..
-Victorio. -odwróciłam się.
Zobaczyłam Katherine. Jak ja jej dawno nie widziałam. Przemieniłam się w człowieka z trudnością.
-Katherine. -spojrzałam na nią dosyć miło, ale utrzymywałam dystans. -Pięknie wyglądasz.

Katherine? Ale dłuuuugie XD

Od Katherine- CD historii Jev'a

-To prawda- kiwam głową z łagodnym uśmiechem. Wiem, że nie wyrażam siebie i gram zupełnie inną, delikatną osobę. Robię to celowo.- Ależ słońce parzy, prawda?- teatralnym gestem wyciągam z torebki parasolkę i rozkładam ją sobie nad głową, chowając się przed promieniami UV.- Może schowamy się do jakiejś kawiarenki, nosferatu?
Wampir imieniem Jev nie zastanawia się długo i odpowiada potwierdzająco. Bierze mnie pod ramię i razem idziemy ulicami Londynu. Nie mija dużo czasu, kiedy odnajdujemy kawiarenkę. Chowam parasol i wchodzę do środka. Zajmujemy stolik na samym końcu lokalu. Tak żeby żaden ciekawski śmiertelnik nie mógł usłyszeć naszej wymiany słów.
-Opowiedz mi coś o sobie, Jev- proszę z zarysem uśmiechu.- Interesuje mnie twoja istoriya.

Jev?

Od Jev'a- CD historii Katherine

- Owszem - odparłem po czym lekko uniosłem jej dłoń i złożyłem delikatny pocałunek.
Jej spojrzenie wyrażało zdumienie z każdej strony.
*Matka często mi przypominała o kulturalnym zachowaniu wobec dam, weszło mi to w krew.
- Jestem Jev Roth, a ty? - uniosłem brew
- Katherine Elisabeth Aristow - odrzekła.
Uśmiechnęła się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Czyżbym usłyszał chłodny rosyjski? - zapytałem
- Tak, ale czy ja wiem czy takie chłodny. - odparła błyskając kłami.
- A więc Katerino... - zacząłem, ale ta uciszyła mnie zjadliwym spojrzeniem.
- Katherine - poprawiła mnie.
- Zostańmy na Katerinie - nacisnąłem - Przywódca gangu wampirów? - zapytałem wpatrując się w nią intensywnie.

Katherine?

Od Americi- CD historii Victorii

Przed odejściem Victoria rzuciła mi klucze do drzwi, piwnicy i innych zakamarków domu.
- Dzięki - krzyknęłam i pomachałam jej na pożegnanie.
Wydawała się całkiem miła, ale strasznie spięta, każdą swoją komórką ciała dawała mi znak, że to ona tu rządzi, zapewne stąd jej dystans.
Wzruszyłam ramionami i przekręciłam klucz w zamku.
Ściany były pomalowane na neutralny biało-szary kolor, dopasowane białe meble, ładny żyrandol. Ach...byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam chęci rozmyślać o moim nowym domu. Rzuciłam się na kanapę, na której tak dawno nie leżałam, wtuliłam się w poduszkę i nakryłam pledem.
Odpłynęłam w błogą nicość.
***
Blade promyki słońca prześwitujące przez muślinowe firanki obudziły mnie ze snu. Poszłam do łazienki i wzięłam gorący prysznic, który wyzwolił ze mnie resztki snu.
Przeciągnęłam się i ziewnęłam szukając jakiego jedzenia.
Otworzyłam lodówkę i przeszukałam ją dokładnie, zepsute mleko i lody z 2001.
Wyciągnęłam lody by sprawdzić jak wyglądają.
- Chyba nie masz zamiaru tego jeść? - zapytał czyiś ironiczny głos.

Vickie?

Od Katherine- CD historii Jev'a

Sheffield jest pięknym miastem. Jest pełne żywej natury, drzew i śpiewających ptaków. Nie brak mu także nocnych klubów, w których tak chętnie bawią się śmiertelnicy. Miasto idealne- tak to mogę określić. Uwielbiam je, kocham. Dlatego tam się osiedliłam.
Czasami, jednak mam go dość. Co dzień widzę te same rzeczy: te same twarze, te same budynki. I dlatego często wyjeżdżam do Londynu. Nawet na kilka dni. Co prawda- dwa miasta dzielą kilometry. Staram się tym zbytnio nie przejmować. W końcu mam całą wieczność. Pewne sprawy mogę odłożyć na potem.

Właśnie dzisiaj był taki dzień. Dzień, w którym miałam dosyć starego, dobrego Sheffield. Dziwny był fakt, że zdecydowałam się na wycieczkę w ciągu dnia. Słońce osłabiało mnie, jak każdego wampira. Nie mogłam się jednak oprzeć staniu na Tower Bridge i podziwianie promieni słońca odbijających się od wody. Jeśli na owy most będę mogła wejść.
Po wypiciu solidnej dawki krwi jakiegoś nieznajomego śmiertelnika, zatelefonowaniem do Lindsay, że nie będzie mnie przez trzy dni i wzięciem okularów przeciwsłonecznych oraz parasola- wyjechałam. 


Tęsknię za Moskwą. Tęsknię tak strasznie, że czuję, jakby serce miało mi wybuchnąć. Ostatni raz byłam tam dobre piętnaście lat temu. Wiedziałam, że niedługo tam wrócę. Tęsknota była nie do zniesienia.
Patrząc na panoramę Londynu zrozumiałam, że nawet miasto królowej Anglii nie jest tak piękne jak miasto mojego ojca. Nic nie było tak samo piękne. Choć wiele osób uważa, że Rosja jest wyjątkowo brzydko i ponura- uważam, że się mylą. Nigdy o niej nie zapomnę. Nigdy.

W południe wybrałam się, aby obejrzeć Big Ben. Widziałam już go wiele razy, ale nie mogłam się oprzeć. Owa budowla miała w sobie coś przyciągającego. Tak jakby jakaś nienamacalna siła ciągnęła mnie w jego stronę.
Wysiadam z taksówki. Ślinka leci mi od zapachu krwi kierowcy. Jestem jednak spokojna i mówię sobie, że dziś zjem sobie porządnie. Och, tak. Dziś w nocy będzie krwawa masakra.
Chcę spojrzeć na Big Ben, ale mój wzrok przyciąga coś zupełnie innego. Ciemnowłosy mężczyzna stoi do mnie tyłem. Tyle, że nie jest mężczyzną. Czuję bijącą od niego energię. Gdy podchodzę bliżej, odwraca się.
-Priviet- witam się i unoszę rękę.- Ładny dziś dzień, prawda, nosferatu?

Jev?

Od Jev'a

Leżałem w cieniu rozłożystego dębu oparty o jego pień, wpatrywałem się w błękitno-niebieskie niebom na którym kłębiły się skrawki chmur. W koronach drzew śpiewały ptaki swą poranną serenadę. Nagle poczułem uderzający zapach krwi. Leniwie rzuciłem okiem przez bark i ujrzałem młodą łanię, oddaloną ode mnie ponad 1 km, ale jej woń, wołała mnie. Pulsowała we mnie, aż tutaj. Zerwałem się najciszej jak się tylko dało i puściłem się w bieg, wiedziałem, że i tak zwierzę nie zdoła mi uciec.
Po chwili znalazłem się na polanie, schowany za niedużym krzakiem przypatrywałem się polowaniu wilków. Sarna było jedną nogą w grobie, a one nadal się nad nią pastwiły.
Powolnym krokiem wszedłem na polanę, psy wydały z siebie gardłowy warkot chórem. Ich oczy błyskały gniewem.
- Dość. - wyszeptałem, a one rozeszły się.
Były to zwykłe wilki, gdyby to były wilkołaki, sprawy skomplikowałyby się bardziej.
Podszedłem do łani, której lewa tylna noga była całkowicie rozszarpana, pochyliłem się i zrobiłem t o szybko. Nie minęło kilka sekund, opróżniłem jej ciało z czerwonej cieszy zwanej krwią.
Otarłem ręką usta, a ciało porzuciłem zwierzętom.
Poszedłem na przechadzkę po Londynie.
***
Stałem pod Big Ben i wpatrywałem się pusto w wskazówki zegara, dochodziło popołudnie. Nagle poczułem, że blisko mnie znajduję się istota emanująca silną energią.
Gwałtownie się odwróciłem. Za mną stała wampirzyca

 Jaka wampirzyca? Są tylko dwie, więc...?

Nowy wampir!- Jev Roth.



http://31.media.tumblr.com/4443e7f97b83ebf58472257fd406607b/tumblr_mo9mwtUiRd1svtybko1_500.jpg         Jev Roth
Normalny
~
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 306 lat
Charakter: Jev jest nieufny i podejrzliwy, za to posiada poczucie humoru. Potrafi prowadzić rozmowy, negocjacje, w których jest bardzo przekonujący. Jest dobrym szantażystą, ale sprawy załatwia od początku do końca, dotrzymuje składanych obietnic. Jev to bardzo błyskotliwy i czarujący wampir, ma styl i klasę, nie jest doskonały, chociaż blisko mu do tego. Raczej skromny, chociaż cyniczny i sarkastyczny w stosunku do wrogów. Kłamstwa wyczuwa na kilometr, nie pozwoli by ktoś mydlił mu oczy. Nie ulega modom oraz wszelakim urokom.Lubi wygodę i luksus, ale nie jest rozpuszczony.  Zainteresowania: Zazwyczaj przesiaduje w pubach, gdzie gra w bilard i prowadzi hazard.
Umiejętności: Ha! A tu będzie dużo do wymienienia. Jedną z jego wampirzych zdolności jest przenikanie myślami do czyjeś przeszłości oraz manipulowanie umysłem; potrafi sprawić by ktoś widział to czego on pragnie. Ma zdolność opanowania pragnienia.
Zauroczony: Jev'owi łatwo wpadają w oko dziewczyny, jednak nie szuka takiej na jedną noc, szuka kogoś przy kim będzie mógł być sobą.
Rodzina: Matka, która zmarła parę stuleci temu, Ojciec, umarwłszy wcześniej niż matka, oraz trójka rodzeństwa.
Biografia: Urodził się jeszcze za czasów epoki Renesansu, w ubogiej rodzinie Monaghanów w Ameryce Północnej. Był najstarszy z czwórki rodzeństwa, bardzo szybko przejął obowiązki ojca, gdyż ten zmarł na gruźlicę gdy Jev miał około 15 lat. Gorączkowo poszukiwał pracy by zapewnić byt rodziną toteż jego matka, szwaczka dwa razy ciężej pracowała. Jev musiał i nakarmić rodzeństwo i dodatkowo pracować. Dwa lata po śmierci ojca, znalazł stałą pracę u Piotra Verona gdzie projektował wnętrza, bardzo lubił przebywać ze swoim mistrzem, przy tym wiele się uczył. Veron miał około 56 lat, a od dwóch dekad prowadził zakład, był bardzo przemysłowym człowiekiem, posiadał jedyną córkę o imieniu Shevy, było to drobne i cnotliwe dziewczę. Pewnego dnia, gdy Jev skończył pracę wyruszył do domu, jednak zapomniał paru szkiców, które bardzo chciał pokazać rodzinie, więc postanowił powrócić do zakładu i je wziąć, otworzył cichutko drzwi i nagle ujrzał Verona leżącego na schodach, którego ciało wiło się w konwulsjach. Jev szybko do niego podbiegł, ten zaś zdążył wyszeptać: "Uciekaj, Jev". Gdy nagle coś przewróciło chłopaka do tyłu, ujrzał tylko bladą jak zwykle z resztą twarz Shevy oraz wydłużone kły, po chwili spoczywające na jego szyi. Ogarnęła go ciemność, a on stał się kimś więcej niż trupem.
Zwierzę: Xana nie jest pożywką dla Jev'a, wbrew pozorom płynie w niej błękitna krew, która jest toksyczna, gdyby wampir spróbował dopaść Xanę, otrułby się i na długi czas pozostałby ogłuszony.
http://fc07.deviantart.net/fs70/i/2012/300/c/9/charging_blacklight_by_larissaallen-d5j4nd8.jpg

Dom:
http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/182825_dom_willa_taras_basen.jpg
Steruje: Rihanna111

niedziela, 22 czerwca 2014

Od Victorii - C.D historii Americi

Klanu Luna? -spojrzała pytająco.
-Tak. W tym klanie są tacy jak my. Wilkokrwiści. -powiedziałam akcentując słowa.
-Aha. Masz już jakichś ,,poddanych"?
-Nie traktuję nikogo jak podnóżek. Mam inny charakter. -spojrzałam na nią dziwnie.
Dziewczyna umilkła i zmierzyła mnie jeszcze raz wzrokiem.
-Możesz tu dołączyć. Lub nie. -zaczęłam.
-Hm... Wiesz, jest to w końcu jakieś posunięcie naprzód.
-Tak więc, witaj. -uśmiechnęłam się i poleciłam jej gestem podążać za mną.
Wyszłyśmy z lasu na ulicę. Szłyśmy dłużej już lekko zapuszczonym chodnikiem. Doszłyśmy do już wypielęgnowanych budynków.
-Więc, nie mieszkamy w jaskiniach. Znaczy niektórzy tak robią, ale no wiesz... Możesz wybrać dom. -poleciłam.
Dziewczyna zaczęła się rozglądać. Podchodziła do niektórych posesji by bardziej się im przyjrzeć.
-Myślę, że ten będzie odpowiedni. -spojrzałam w stronę gdzie pokazywała.
-Ładny dom. -pochwaliłam. -Chyba wszystkie meble już tam są. A jeśli nie, to mnie powiadom. Chyba mogę cię już zostawić? -spytałam oddalając się niepewnie.
-Tak, dam sobie radę.
Odeszłam zostawiając ją przed jej nowym domem.

America? Przepraszam, ale nie mogłam wcześniej ;c

sobota, 21 czerwca 2014

Od Katherine

Bal wampirów- wielkie, oficjalne spotkanie nieśmiertelnych krwiopijców. A ja muszę na nim być.
-Będzie dobrze- zapewnia mnie Lindsay i poprawia mi kokardę na plecach.- Wyglądasz ślicznie, jak zawsze. Nie będą w stanie oderwać od ciebie oczu.
Przewracam oczami. Jakbym o tym nie wiedziała. Przecież nie tym się martwię. W rzeczywistości bale to nie moja specjalność. Nienawidzę ich. Wolę imprezy. Pełne zapachu potu, krwi i pożądania.
-Doskonale wiesz, że nie o to chodzi- warczę na przyjaciółkę.
-Oczywiście, że wiem. Znam cię, aż za dobrze.
To prawda. Ja i Lindsay poznałyśmy się dziesięć lat temu- na innym balu. Bale odbywają się właśnie, co dziesięć lat. Ja jestem przywódczynią dopiero od pięciu. Lin cały czas była przy mnie. Wspierała mnie. Sama jest biedna- nielubiana przez większość wampirów. Dlaczego? Lindsay nie zabija. Sama tego nie rozumiem. Wiele razy ją namawiałam, ale nic z tego. Stanowiłyśmy kontrast.
Mówi, żebym zobaczyła swoje odbicie. Uspokajam się i pozwalam jej poprowadzić się do lustra. Uśmiecham się, gdy siebie widzę. Wyglądam pięknie. Jestem ubrana w czerwoną suknię do ziemi, z kokardą z tyłu. Jest klasyczna, z XVIII wieku. Czarne włosy także wyglądają jak za czasów Mozarta. Ozdobione są czerwoną kokardą, podobną do tej, którą mam na plecach, tylko mniejszą.
-Bosko- mruczę z zadowoleniem i patrzę na nią. Jest ubrana dokładnie tak samo, lecz jej suknia jest zielona.
-Idziemy?- pyta z uciechą.
-Idziemy.


Wysiadamy z czarnej limuzyny. Mamy zamiar właśnie wejść do złotego budynku, gdy czuję okropny zapach. Ciemny kształt przysłania nam drogę.
Uśmiecham się mimowolnie i teatralnie się kłonię.
-Victorio.

Victoria?

 

Nowa wampirzyca!- Lindsay Carmen Black.



http://www.fanizmierzchu.pun.pl/_fora/fanizmierzchu/avatars/83.jpg

  Lindsay Carmen Black
  Normalna

~
Płeć: Kobieta
Wiek: 56 lat
Charakter: Lindsay jest spokojna i opanowana. Nie widzi powodu, by być agresywna. Każdy spór stara się złagodzić. Uważa, że wampiryzm jest przekleństwem. Niegdyś była bardzo religijna, lecz jej nowa rasa musiała to zmienić. Chciałaby umieć płakać. Często okazuje smutek. Na ogół jest jednak radosną i chętną życia osobą. Wielu uważa, że jej serdeczność jest urocza, lecz wśród wampirów jest nienawidzona. Chciałaby, by każdy ją polubił. Nie jest rozpuszczona, wychowała się w tradycyjnej i ubogiej rodzinie. Pragnie mieć jak najwięcej przyjaciół. Nigdy nie wpada w kłopoty. Wszystko zawsze wychodzi jej dobrze i perfekcyjnie. Ma w sobie dużo gracji. Nigdy nie skrzywdziła żywej istoty. Pije z ludzi, ale nigdy nikogo nie zabiła.
Zainteresowania: Interesuje ją architektura nowoczesna. Sama chciałaby być architektem.
Umiejętności: Nie ma jakichś specjalnych umiejętności. Ładnie szkicuje, ale na tym się kończy.
Zauroczony/na w: Brak.
 Rodzina: Rodzice odeszli. Żyje tylko jej młodszy brat- Gideon Black- i ma aktualnie 52 lata. Zna on jej sekret wampiryzmu.
Biografia: Urodziła się w Anglii. W szkole była zawsze lubiana i miała dobre oceny. Ludzie brali z niej przykład. Jej życie było normalne, lecz szczęśliwe. Jednak, gdy miała 14 lat jej ojciec zginął w wypadku. Mama przeszła załamanie i trafiła do szpitala psychiatrycznego. Nią i jej młodszym bratem zajęła się ciotka Oksana. Lindsay wyrosła na piękną i mądrą dziewczynę. W wieku 16 lat została przemieniona w wampira. Jej brat był z nią przez te wszystkie lata i dawał jej pić z własnej szyi. Zaczęła żyć z nim pod jednym dachem i na początku udawali, że jest on jej ojcem. Potem dziadkiem. Życie bywało trudne, lecz jakoś im szło.
Zwierzę: Brak.
 Dom:
http://www.xystudio.pl/projekty/domy%20jednorodzinne/dembinski/slideshow%20dom/xystudio-dom%20jednorodzinny-dd%20(1).jpg
Steruje: Różowa Wariatka

Od Americi

Biegłam przez piękny, zielony las. Ściółka leśna delikatnie chrzęściła pod nikłym dotykiem moich łap. Bycie w wyjątkowej, pachnącej piżmem skórze sprawiał mi nie opisaną radość, pozwalał choć na chwilę oderwać się od przeszłości. Nie traciłam siebie, doskonale wiedziałam, że jestem Americą Eleną Twix - dziedziczką rangi przywódczyni w mej dawnej watasze, wilkołaczką, która pozbawiła wroga jednej kończyny, po części potworem, który pozbawił życia swej najlepszej przyjaciółki. Gdybym umiała stłumić wtedy wilka w sobie, Miranda nie zobaczyłaby mnie jak zmieniam się w zwierzę, jak mój kręgosłup boleśnie się kurczy i jak ja dopadam wroga w najciemniejszym zaułku. Jej serce nie stanęłoby z obawy, że moje życie się skróci, tylko biłoby dalej, pompując gęstą krew do żył. Znam choć jedną prawdę; To los rządzi nami, nie odwrotnie.
Usłyszałam szelest krzaków...nadstawiłam uszu. Moim oczom ukazała się wysoka dziewczyna o brązowych oczach i ciemnych, kręconych włosach. Wciągnęłam haust powietrza zmieszanego z jej zapachem. Spojrzałam jej w oczy, ta zaś przyjęła pozycje "koci grzbiet" by się przemienić. Nie zdążyła bo już stałam przed nią w ludzkiej postaci.
- Moje zamiary są pokojowe. - zapewniłam
Prawy kącik jej ust uniósł się lekko w górę.
- Jestem America Elena Twix. - przedstawiłam się podając jej rękę.
Dziewczyna nieco się rozluźniła, jednak jej wzrok nadal był przygotowany na wszelkie niepowodzenia, był nieprzenikniony i ciężki.
- Victoria Joselle Black - oznajmiła - Przywódczyni klanu Luna. - dodała.

Victoria?

Nowy członek!

America Elena 'Ami' Twix
Normalna
~*~
Płeć: Kobieta
Wiek: 21 lata
Charakter: America nie jest typem życiowej ciamajdy i niedołęgi, nie należy również do kobiet, które uważają, że mogą wszystko. Jest raczej sympatyczna i skora do pogawędek, nie znosi jednak plotek i niedomówień, sprawy lubi mieć postawione jasno. Jest przede wszystkim lojalna i zawsze gra fair. Jest także podejrzliwa i niefna; naprawdę trudno zaskrabić u niej zaufanie. Zawsze ciekawiły ją dwunożne istoty, nie posiadające nadprzyrodzonych mocy; jakie życie prowadziły?, zastanawiała się. Nie uważa się za przekleństwo, ale także nie jest w pełni szczęśliwa, za to kim jest. Ami nie hańbi żadnych ras, o ile nie ma powodu. Jest bardzo uczuciowa, choć stara się to ukryć; Nie chodzi o to, że każde niepowodzenie traktuje jak życiową porażkę, uważa jednak, że jej najgorszą cechą jest impulsywność. Często działa pod wpływem emocji, uczuć i chwil, za to zawsze się karci.
Zainteresowania: Lubi biegać po lesie w samotności, a także czytać książki; uczyć się nowych języków i...robić przeróżniaste drobnostki począwszy od pierścionków do naszyjników.
Umiejętności: Jest manualna i cierpliwa przy tym co robi. W słusznych sprawach lubi podejmować dyskusje, a w tych, które mniej wymagają uwagi, nie odzywać się. Ami to bardzo przekonująco młoda kobieta, posiada w sobie urok, dzięki temu trudno jej się postawić.
Ciekawostki o postaci: Ami nie ufa rasie wampirów, nie wszystkim, ale po prostu ściubi do nich zaufania, które unicestwiły jej matkę.
Zauroczony/na w: Nigdy nie marzyła o księciu na białym koniu ani o bogatym mężczyźnie, który zapewni jej wszystko, Ami pragnie miłości, czystej i trwałej.
Rodzina: Matka Joanna, zamordowana przez wampiry, ojciec Marcus, aktualnie nie wiadomo nic o jego żywocie.
Biografia: Urodziła się w australijskim miasteczku Melbourne jako córka Joanny - wszechstronnie wykształconej Polki i australijczyka Marcusa Twix'ów. O przeszłości swojej matki wie niewiele, iż pani Asia została ofiarą napaści ze strony wampirów, gdy Ami miała zaledwie 2 lata. Marcus wychował ją na przykładowe dziecko, a także przyszłą przywódczynię watahy. Ami miała przejąć tę rangę gdy ukończy 18 lat. America żyła pośród ludzi, toteż uchodziła za istotę ludzką. Zawsze miała do perfekcji opanowanie i tłumienie wilka w sobie, aczkolwiek niegdyś została sprowokowana przez nijakiego Johna Sergi'ego <wilkołaka najczystszej krwi, a także przywódcę wrogiej watahy>, który ośmielił się nazywać ją spsiałą, a także zaatakował jej najlepszą przyjaciółkę, której chciał wyrządzić krzywdę.. Ta zaś nie wytrzymała i zmieniła się w wilka przy Mirandzie, której nigdy nie oniemiała wyjawić prawdy o sobie. Stoczyła walkę z Johny'm, który także przemienił się w wilka <był on dziki> i pozbawiając go jednej łapy stanęła przed sądem wilczych obrad, przed swą koronacją została wyrzucona z watahy. Po niedługim czasie dowiedziała się, że Miranda zmarła na zawał. Jej życie zostało całkowicie zniszczone przez targające nią wówczas uczucia. Rozpoczęła tułaczkę po świecie, trwającą prawie że 4 lata, aż w końcu natrafiła na wyrozumiałego człowieka, przywódczynie klanu Luna.
Wygląd po przemianie: Jej sierść jest odcieniu kakao, podpalana, oczy są tak samo brązowe jak przed przemianą, sylwetka dobrze zbudowana, nie zwalista, dość dobrze umięśniona. Silna, wysoka i wysportowana wadera o przenikliwym spojrzeniu - ten opis świetnie pasuje do Ami w wilczej skórze.
Dom:

Steruje: Rihanna111