- Nie, nie i jeszcze raz nie - ryczy Shevy patrząc żałośnie na mój krawat w prążki.
- To mój ulubiony. - targuję się póki mogę - Przecież taki był modny... - urywam bo wampirzyca wchodzi mi w słowo.
- W naszych młodych latach! - kwituje zirytowana
- Masz ubrać czarrrny! - powtarza po raz kolejny - Już, wdziewaj. - pogania mnie podając mi go.
- Jasne - burczę i staję przed lustrem, jednym szybkim ruchem zakładając krawat ciemny niczym bezgwiezdna noc.
- No to możemy iść! - niemal podskakuje w miejscu.
- A twoja suknia? - pytam, ale jej już nie ma.
***
Czekam na Shevy siadając na masce jej auta. Jej Jaguar F-type. Marzenie.
Zastanawiam się czy mi ją odsprzeda. Nagle słyszę zniecierpliwione
westchnienie - tak, tak jakbym to ja się wybierał.
- Nie siedź bo pobrudzisz! - ostrzega Shevy
- Auto czy spodnie? - pytam nie łapiąc aluzji.
Kolejne westchnięcie. Wychodzi.
Wygląda nader oryginalnie. Jej długa balowa suknie posiada czarny gorset, następnie jasno-różowe falbany. Mniej więcej tak:
Jej długie blond włosy upadają kaskadą na nagie plecy. Cała jej figura jest dobrze wyeksponowana.
- Wow - wyduszam - Zarezerwujesz dla mnie taniec? - biorę ją pod ramię i prowadzę do czarnego jaguara.
- Chciałbyś - mruczy i rozluźnia uścisk gdy wsiada na miejsce pasażera.
Gdy wsiadam za kierownicę podaje jej czarne, podłużne pudełko.
Jej spojrzenie pyta: "Co to takiego?"
Gdy otwiera znajduje tam naszyjnik i bransoletkę z rubinem.
- Jev - mówi pełnym uznania głosem - Dziękuje - przytula mnie i całuje w policzek.
Wtedy zdaje sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie podarowałem Katherine
żadnej biżuterii. Jednak tego wieczoru chcę o niej zapomnieć.
***
Dojeżdżamy pod czteropiętrową willę wykonaną z białego marmuru.
- Bardzo dostojny - chwali Shevy. A ja dopiero po paru sekundach zdaje sobie sprawę, że mówi o tym istnym pałacu.
Śmieję się i podaje jej ramię.
- Dziękuje - mówi i je przyjmuje.
Wchodzimy do sali balowej.
***
- Shevy! - słyszymy melodyjną barwę głosu jakiejś blondynki.
Shevy odwraca się w tym samym momencie i widzę jak jej pełne usta pomalowane jasnoróżową szminką rozciągają się w uśmiechu.
- Marcelyn! - krzyczy przytulając wampirzycę. Owa Marcelyn, myślę mierząc ją wzrokiem.
Mimo nieznacznego wzrostu jej uroda jest zjawiskowa. Ma długie i jasne
włosy, jest nieco biuściasta, ale wygląda iście królewsko jak jej pałac.
Podejrzewam, że ma duże doświadczenie. Innymi słowy; jest stara.
Przyjaciółki wymieniają uśmiechu i spojrzenia pełne radości.
- Ty musisz być Jev. - mówi podając mi dłoń owiniętą w białawą
aczkolwiek przezroczystą rękawiczkę. - Przystojny tak jak mówiłaś -
puszcza oczko do Shevy.
Unoszę pytająco brew odwracając się lekko do Shevy.
Ta chichocze lekko sięgając po kieliszek białego wina.
***
Rozmawiam ze śmietanką towarzyską z Francji.
Marcelyn i Shevy znajdują się w samej czołówce.
-* Chodź tu* - wysyłam myślową wiadomość do Shevy
- Słucham - mówi oddalając się od swego towarzystwa.
- Czyli to ona jest tymi wtykami? - pytam
- Tak - odpowiada sącząc kolejny kieliszek. - Ale nie myśl, że jest z
tym pijakiem Pavlem. - ostrzega mnie grożąć mi palcem. Mimo jej
rozbawionego wyrazu twarzy mówi całkiem poważnym tonem.
- Właśnie, wszyscy tak mówią.
- Marcelyn i ten nic nie znaczący pijak? - syczy Shevy - Te angielskie
wampiry myślą, że ona... - zanosi się śmiechem. Chyba za dużo wypiła.
- Ech - wzdycham machając na to lekceważąco ręką.
- To tylko pogłoski - tłumaczy - Marcelyn... - zaczyna, ale kończy bo wilk, o którym mowa przychodzi ku nam.
- Co ja? - pyta odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.
- Wyglądasz olśniewająco - mówie szybko podając jej ramię.
Śmieje się perliście.
- Niedługo zaczynamy taniec. Nie pogniewam się jeśli będziesz mi towarzyszył - puszcza do mnie oczko.
Katherine?