wtorek, 30 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się uważnie kartce. Następnie przytknęłam ją sobie nosa.
- Dosyć świeża - zauważyłam. - Kiedy dokładnie ją znalazłeś?
- Teraz nie czas na to! - krzyknął, wyrzucając ramiona do góry. - Zacznij działać, a nie zajmujesz się dokładnościami.
Przewróciłam oczami i miałam zamiar rzucić jakąś ripostę, ale Vlad mnie ubiegł.
- Ma rację. Nie czas na to. Musimy pojechać na miejsce.
- Musimy? - moje brwi powędrowały do góry. - A ty to niby czemu? Spotkaj się z Pavlem i zjeżdżaj do Rumunii!
- Och, Kath, ranisz mnie - położył rękę na niebijącym już od tysięcy lat sercu. - Ja tylko chcę pomóc.
Tylko pomóc? - powtórzyłam sobie w myślach, jednocześnie prychając. Aktor się znalazł. Każdy, kto go znał, wiedział, że Vlad Tepes nienawidzi pomagać innym. Wszystko robił na własną korzyść. Obrzuciłam go spojrzeniem informującym, że wiem, iż on coś kombinuję. On zawsze coś kombinował. 
- Może - w udawanym zamyśleniu, pokiwał głową. Oczywiście. Musiał mi przypomnieć, że czyta w myślach. Kretyn. - Jeśli już masz mnie zamiar obrażać to myśl ciszej, w porządku? - przewrócił oczami.
Kątem oka zobaczyłam, jak Jev patrzy niezrozumiale i marszczy brwi. Po kilku sekundach jednak odłożył swoje przemyślenia na bok i spojrzał na mnie wyczekująco. Westchnęłam ciężko.
- Dobra - machnęłam ręką w stronę Vlada. - Pakuj manatki, Drac. Idziemy na poszukiwania złoczyńcy.

Jev? 
Przepraszam, że tak krótko.

Od Jev'a - CD historii Katherine

Wróciliśmy do domu grubo po północy. Shevy weszła do domu, a ja pobiegłem nakarmić jeszcze konie.
Xana jak zwykle uradowana mym przybyciem powitała mnie radośnie i poczęła szukać jedzenia w moich kieszeniach. Oczywiście ośliniła całą moją marynarkę, więc ściągnąłem ją i zostałem w samym podkoszulku. Po nakarmieniu koni i wyczyszczeniu stajni wszedłem do domu i pobiegłem do łazienki by zmyć z siebie słodki zapach perfum Marcelyn pomieszanych z końskim odorem.
Siedziałem na łóżku i czytałem po raz setny Grimoire czyli księge zaklęć. Szukałem w niej składników na tajną miksurę dotyczącą młodych wampirów. Nagle rozległo się pukanie do drzwi mojej sypialni.
Zamknąłem szybko książkę i schowałem ją pod poduszkę.
- Shev? - zapytałem, a drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Nikogo w nich nie było. Wstałem szybko i rozglądnąłem się i spojrzawszy w dół zauważyłem tylko biały skrawek papieru zbrudzony niezgrabnym pismem.
"Jeśli się nie boisz, to zacznij" - było napisane.
Ścisnąłem kartkę w dłoniach i pobiegłem na dół.
Gdy zatrzymałem się przy schodach prawie się przewróciłem w kałuży krwi.
- Shevy! - krzyknąłem i padłszy na kolana rozeznałem sytuacje.
Śmierdziało tu mocnymi środkami odurzającymi, więc Shev była nieprzytomna, a do tego drewniany kołek był wbity dwa centymetry poniżej 'serca'.
Sprawnym i delikatnym ruchem wyciągnąłem go i ułożyłem wampirzycę - jeszcze ubraną w balową suknie - na sofie.
Chwyciłem telefon i wykręciłem numer Katherine by poinformować ją o zaistniałej groźbie.
Nie odebrała.
Musiałem więc do niej pojechać.
***
Uznałem, że nie mogę zostawić Shev samą, więc wpakowałem ją do samochodu - dalej dziwnie nieprzytomą.
Droga zajęła mi niecałe pół godziny, iż jechałem z prędkością wariata, a wszystkie auta, które mijałem na mnie trąbiły dodając mi adrenaliny.
Zatrzymałem się na podjeździe i zostawiłem Shev w aucie zamykając go na cztery spusty.
Wbiegłem na werandę i spojrzałem na białą ławeczkę na której całkiem niedawno obsypywaliśmy się pocałunkami. Jednak szybko wymazałem sobie do wspomnienie z głowy, blokując przy tym myśli.
Zapukałem.
Usłyszałem cichuteńki szept męskiego głosu pomieszanego z lekkim, kobiecym.
Wywróciłem ledwie dostrzegalnie oczami gdy Katherine otworzyła drzwi, a zza jej ramienia wyglądał jakiś wampir.
Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Jest sprawa - szybko zwęziła źrenicę i zerknęła na moje auto. - Ktoś nas napadł - rzuciłem bez ogródek
- To się było nie szlajać po nocy - skwitował typ
- Uważam, że to coś poważniejszego, więc przyszedłem z tym do was. - miałem na myśli ją, ale no dobra... - Przed niecałą godziną usłyszałem pukanie do drzwi i znalazłem w nich tylko tą kartkę - przekazałem jej zwinięty arkusz - potem zobaczyłem, że Shevy jest cała we krwi, w jej serce jest prawie wbity kołek, a w domu jedzie środkami odurzającymi od których dostaje się kompletnego amoku. Shevy jest tym kompletnie namoknięta i nie można jej dobudzić. Nie wiem dlaczego to my zostaliśmy zaatakowani i przez kogo. Może inne wampiry też są prześladowane.

Katherine?

niedziela, 28 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Vlad Tepes. Inaczej mówiąc - Hrabia Dracula.
Rumuński szlachcic, uważany przez wielu za mitycznego stwora, który porywa dzieci i sieje postrach wśród swoich poddanych. I w sumie tak jest, lecz ludzie przedobrzyli z tym porywaniem dzieci. Skłamię, jeśli powiem, że Vlad nie zrobił nigdy krzywdy żadnemu dziecku. Nie robi tego jednak codziennie. Może raz na stulecie. A dorośli to zupełnie inna sprawa.
- Co cię skłoniło, że postanowiłeś nas odwiedzić? - zapytałam, gdy mogłam już zagłębić się w swoim ulubionych fotelu.
Vlad z wielką klasą usiadł na kanapie. Nie próbowałam się go pytać, czy ma ochotę na coś do picia. On spożywał tylko czystą krew.
- Myślałem, że mamy rozmawiać o tym, że starasz się być lepszą istotą.
- Cofam, w takim razie, myśli - prychnęłam. - Zacznę być lepsza, kiedy wyjedziesz. Przy tobie mam ochotę wyrzucić z siebie wiązankę obelg i przekleństw.
Uśmiechnął się cynicznie.
- Jakże ja strasznie za tobą tęskniłem, Katherine.
Westchnęłam, zbywając jego uwagę.
- To co tu robisz?
- Sir Pavlo Blanchard jest mi winny moją nagrodę - zrobił minę urażonego arystokraty. - Trzy miesiące temu odwiedził mnie w moim pałacu w Karpatach i zagrał ze mną o pewną stawkę. Wygrałem, a on nie chcę mi oddać tego, co należy do mnie. Teraz po to przyszedłem.
Przewróciłam teatralnie oczami, zakładając nogę na nogę. Przez myśli przemkną mi wyraz twarzy niezadowolonego Pavla.
- Masz mnóstwo pieniędzy. Jak wysoka musiała być ta stawka, że fatygowałeś się, żeby przyjechać tutaj?
Na jego twarzy pojawił się dumny uśmiech. Nie był to uśmiech ojca, który właśnie zobaczył, jak jego dziecka stawia pierwsze kroki, tylko uśmiech człowieka, który właśnie dowiedział się, że wygrał milion funtów.
- Tu nie chodzi o pieniądze, Katherine. Pavlo zdobył sobie kobietę, która oddaje mu dobrowolnie krew i spełnia jego wszystkie, nawet najczarniejsze - parsknęłam śmiechem w tym momencie - zachcianki. Jest wyjątkowo piękną śmiertelniczką. Prawie tak piękną, jak ty - uniosłam brew. - Prawie - powtórzył z naciskiem.
- Okej. I zagraliście o kobietę, a ty wygrałeś, a Pavlo nie chce ci jej teraz oddać? Wow. Naprawdę musi być ładna.
- Jej skóra jest koloru podpieczonego chleba. Włosy są niczym płonące ognisko, a oczy jak dwa jeziora. Jest delikatna i gładka, ale zarys kości policzkowych ma ostre. Ciało ma niezwykle ponętne, piersi...
- Dobra, dobra. Załapałam - uniosłam dłonie w geście poddania. - Przestań, dobrze?
Zaśmiał się pod nosem.
- Tak czy inaczej, chcę ją zdobyć. I liczę na twoją pomoc.
- W jakim sensie...?
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Nie uciekłem daleko. Shevy naprawdę służyło wino. Zdążyła mnie już złapać po przebięgnięciu trzech kilometrów.
- Jak mogłeś? - spytała chwytając mnie za ramię - Marcelyn się nie odmawia!
- Myślałem, że nie chcesz bym się wiązał - fuknąłem
- Z Katherine nie, ale Marcelyn to lepsza partia - upierała się
- Ale ja jej nie kocham! - krzyknąłem i już wszystko było jasne. Puściła moje ramię i cofnęła się o krok. - Shevy, zrozum. Ja...
- Nieważne - pokręciła przecząco głową. - Nie będę bawić się w swatkę. - splotła ręce na piersi
Zrozumiałem. Sprawdzała czy jak uwidzi mnie ze swoją najlepszą przyjaciółką będzie coś czuła. Poczuła. Ale gdy patrzyła na Katherine wszystko w niej wrzało.
- Shev - szepnąłem - Chodźmy do domu - ująłem jej bladą dłoń i przyciągnąłem do siebie. Oparła się głową o moje ramię i uległa mi. Podążyliśmy wampirzym krokiem do domu.

Kath? Pierwsze opowiadanie od tygodnia, wena...

niedziela, 21 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

"Odetnij się od problemów."
Jego słowa zdążyły do mnie dotrzeć za nim jeszcze odeszłam wystarczająco daleko. Miał rację. Odcinałam się od wszelkich problemów. Uciekałam od nich. Byłam tchórzem i nie mogłam nic na to poradzić. Problemy dotyczące mojej osoby, były moją pięta achillesową.
Nie biegłam. Nie było takiego potrzeby. Wiedziałam, że za mną nie podąży. Aktualnie był zajęty kpieniem z mojego tchórzostwa. Rozumiałam to. Też z siebie kpiłam. W takich właśnie chwilach chciałam wymienić się życiem z byle kim, byleby nie być sobą.
- Użalasz się nad sobą - pomyślałam. - Tak nie może być. Nie po to jesteś przywódcą, by uważać, że ty jedyna masz problemy. Inni też je mają. Nie jesteś najbiedniejsza. Ludzie miewają większe problemy. Czas wreszcie dorosnąć i zrozumieć, że nie jesteś centrum wszechświata. Wstań i zacznij pomagać innym, a może karma na to wpłynie.
- Och, Katherine? Naprawdę wierzysz w karmę? - moje rozmyślania przerwał głos, który najwyraźniej słyszał moje myśli. Mało było takich wampirów, które potrafiły wnikać do umysłów nieśmiertelnych. Ten głos był jednak niepokojąco znajomy. Przepełniony akcentem, który dosyć rzadko słyszy się w Wielkiej Brytanii. Roześmiałam się i odwróciłam w stronę osoby, która bezkarnie podsłuchała moje myśli. Czarne, mądre oczy. Takie, jakie zapamiętałam. - Witaj, "centrum wszechświata".
Prychnęłam.
- Naprawdę, Tepes, myślałam, że stać się na więcej, niż tandetne przyjęcie u wampira niższej kasty.
- A jednak przyszła tu wysoka hierarchia - zauważył, wzruszając ramionami.
- Znasz na tym przyjęciu tylko mnie, Pavla i Thomasa, a resztę może kiedykolwiek widziałaś, ale nie byli zbyt ważni byś mógł ich zapamiętać. A większość pełnią wysokie funkcje w radzie.
- Nie obchodzi mnie wasza rada - przewrócił oczami, uświadamiając mi coś, o czym doskonale wiedziałam. - Ty i reszta przywódców w Anglii wychodzicie na całą Europę i o ile się nie mylę, byłaś dwa lata temu na ogólnoświatowym zebraniu w Aleksandrii.
- Tłoki, palące słońce i mnóstwo łowców? Tak, pamiętam.
Zaśmiał się pod nosem i śmiał się tak przez minutę, lecz po chwili z powrotem przybrał swój nieodgadniony wyraz twarzy.
- Przybyłem specjalnie, by się z wami spotkać. Słyszałam, że dzisiaj będziecie tu. I proszę - rozłożył ramiona. - A teraz, powiedz mi... Co skłoniło cię do takich myśli?
Zamknęłam swój umysł przed jego mocą. Przez te lata się tego nauczyłam.
- Opowiem ci u mnie - bez słowa skierowałam się do mojego auta, licząc, że podąży za mną.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Jasne - mruknąłem - Odetnij się od problemów. - wstałem z ławki, ale nagle nadziałem się na Marcelyn.
- Co? - spytała głosem słodkim niczym miód. - Czemu tak nagle wyszedłeś?
- Musiałem się przewietrzyć - skłamałem, bo oboje wiedzieliśmy, że nie potrzebowaliśmy tlenu.
- Mhm. - potaknęła nieprzekonana - Wiesz, uważam, że jesteś naprawdę... - zaczęła, ale przerwałem jej gestem dłoni.
- Dziękuje ci za wieczór, ale wiedz, że nie liczę na nic więcej. Z resztą jesteś przyjaciółką Shevy. - zaśmiałem się bez wyrazu.
- Okey - odparła cichutko - Do zobaczenia - jej głos z miękkiego zmienił się diametralnie. Przypominał stal. Roztoczyła wokół siebie czarny pył - znak, że jest starym i potężnym wampirem, który w dodatku dostał kosza - i zniknęła.
Wywróciłem oczami i jeszcze raz spojrzałem na okrągły księżyc. Wtedy rozległ się głos Shevy.
- Jev! - już wiedziałem, że czeka mnie niesympatyczna rozmowa z wampirzycą. - Jak mogłeś! - dodała, a ja rzuciłem się do "ucieczki".

Katherine? Sorki, że tak długo, ale mam dużo nauki - wiem, stara i dobra wymówka, ale to prawda ;(

poniedziałek, 15 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Uważałam, że sprawa została już wyjaśniona - palnęłam, zanim zdążyłam pomyśleć, co mówię. Teraz mogłam, albo się zamknąć, albo kontynuować. Whiskey dawało mi większą pewność siebie - choć nigdy mi jej nie brakowało - i mogłam spokojnie mówić, co mi ślina na język przyniesie, nie przejmując się konsekwencjami. Poprzejmuję się rano. - Dałeś mi do zrozumienia, że to koniec. Ja także tak uważam. I sprawa się zamyka. Nie ma o czym dyskutować. Nigdy, by nam się nie udało. Bez znaczenia, czy coś do ciebie czuję, czy nie. Chcę być twoją przyjaciółką, Jev. Potrzebują przyjaciela, który mnie podniesie, kiedy znowu upadnę. A niewątpliwie tak będzie. Mam Pavla i Thomasa, ale ich jest tylko dwóch, na mnie jedną i mój koszmarny charakter. Problemu minęły, łowcy przestali nam zagrażać. Za nim się obejrzę znowu zacznę olewać pracę, puszczać się, co noc i łazić po nocnych klubach. Nie chcę tego, ale jestem prawie pewna, że mogę stracić nad sobą kontrolę - ostatnie słowa przerodziły się w jęk. - Nie mogę tak żyć! Potrzebuję cię. Jesteśmy zbyt różni, by móc być w sobie zakochani, ale niewątpliwie przyjaźń między nami może przetrwać. Potrzebuję tylko twojej akceptacji i pomocy. Nic więcej. Wiesz, jaka jestem i także to wiem. Prędzej, czy później kompletnie oszaleję, jeśli już nie jestem szalona, i sama będę próbowała się oddać w łapy łowców. A to dlatego, że nikt mnie nie rozumie, nikt! Nawet ty. Wiele osób może uważać mnie za koszmarną jędzę, która przejmuje się tylko swoim własnym nosem. I tak jest, ale ja także miewam problemy. Nie jestem idealna, nikt nie jest - zamilkłam i warknęłam cicho, pod nosem. - Po, co ci to mówię? To przecież nie ważne. Nic nie jest ważne. Zapomnij, że cokolwiek mówiłam. Zapomnij, że mnie w ogóle poznałeś - westchnęłam z rezygnacją i zbiegłam po schodkach do ogrodu. - Po prostu zapomnij - rzuciłam i weszłam powolnym krokiem w ciemność.

Jev? 
Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam, ale byłam zajęta.

Od Jev'a - CD historii Katherine

Usiadłem na ławce i wpatrywałem się w księżyc, dzisiaj była pełnia.
Miłego wycia, Victorio. - przesłałem jej tę myśl. Dawno jej nie widziałem, może powinienem się z nią spotkać i zapytać co u niej? Nie. Zbyła by mnie warknięciem.
Splotłem ręce z tyłu głowy i wciągnąłem w nozdrza słodką woń nocy. Pachniała niebezpieczeństwem, niepokojem i dominacją Mroku.
Ludzie tego nie wyczuwali, ale wampiry tak. Bo najwięcej morderstw dzieje się o zmroku. Gdy nikt nie widzi, nie słyszy, nie przeczuwa.
Usłyszałem stukot wysokich obcasów jednej z wampirzyc. Szła w moim kierunku - nie miała za bardzo wyjścia, bo ogródek był niewielki.
Stanęła jakieś dwa metry przede mną i chyba mnie rozpoznała.
- Usiądź - powiedziałem nie odwracając się - Mamy wiele do wyjaśnienia. - dodałem i poklepałem miejsce obok siebie nie odrywając wzroku od księżyca.
Tak naprawdę nie wiedziałem co chce jej powiedzieć...

Katherine?

czwartek, 11 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Ma dużego psa, zapewne owczarka niemieckiego. Łatwo to wywnioskować z sierści na jego garniturze. Wygląda na ponad dwadzieścia lat, ale nie więcej, niż dwadzieścia pięć. Jest studentem, dorabia jako kelner na wampirzych przyjęciach, by kupić sobie drogie auto. Skąd to wiem? W kieszeni jego spodni jest reklama najnowszego volvo. Podkreślił napis czerwonym marketem. Po za tym można zauważyć, że jakieś trzy godziny temu przyjął dawkę wampirzej śliny, ponieważ zamglenie z jego oczu zaczyna powoli znikać.
- Nieźle - Pavlo gwałtownie wypuścił powietrze. Było dziwne, że je wstrzymywał, ponieważ jako teoretycznie umarła istota nie musiał oddychać. - I to wszystko zauważyłaś dzięki książce?
- To nie jest byle jaka książka - prawie warknęłam. - Uczy sztuki dedukcji. Naprawdę, jeśli przeczytasz kiedykolwiek "Sherlocka Holmesa" nauczysz się tych umiejętności. Oczywiście nigdy nie będę w stanie się równać z tym wielkim detektywem. Nikt nie da rady.
- Oglądałem film - przerwał mi. - No, dobra. Połowę. Zaraz potem przyszła Denise.
Uniosłam brwi.
- Denise?
- Szare oczy, blond-rude włosy. Dosyć niska, ale za to ciało ma niezłe. Żebyś widziała jej...
Moje spojrzenie nakazało mu przestać mówić. Naprawdę nie miałam ochoty słuchać o jego dziewczynie. A może byłej dziewczynie? Kto go tam wie. Pavlo był wolnym ptakiem. Pamiętam, jak na początku mojej kariery starał się przystawiać do mnie, ale jasno dałam mu do zrozumienia, że praca jest u mnie na pierwszym miejscu.
- A co powiesz o tej? - skinął głową na ludzką kelnerkę. A raczej na jej tyłek.
- Śmiertelniczka - wysyczałam. - Wiesz, że spółkowanie ze śmiertelnikami jest zabronione.
Parsknął.
- Nigdy nie trzymałaś się tej zasady.
Zrobiłam urażoną minę.
- Czasy się zmieniły, prawo zaczęło być ściślejsze.
- To ty się zmieniłaś, Kath. Mniej romansujesz, więcej pijesz. Może zaczniesz brać kokainę?
- Doskonale wiesz, że na mnie nie podziała.
Zaśmiał się pod nosem i coś wymruczał. Pewnie mogłabym to usłyszeć, ale z całej siły starałam się zamknąć swój słuch. Jego komentarze czasami były naprawdę zbędne.
- Nieważne - fuknęłam. - Idę się przewietrzyć - powiedziawszy to, ruszyłam w kierunku tarasu.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Jasne - mruknąłem cicho gdy odeszła. Westchnąłem i usłyszałem stuk obcasów Marcelyn. Wampirzyca założyła mi dłonie na oczy i zapytała swym słodkim głosikiem:
- Kto to?
Obróciłem się i przybierając firmową minę uśmiechnąłem się podając jej dłoń.
- Uczynisz mi ten zaszczyt? - dygnąłem lekko, a muzyka nieco się zmieniła i wszyscy poczęli tańczyć walca.
Przyjęła moją dłoń i wyszczerzyła kły w uwodzicielskim uśmiechu.
***
Po ostatnim tańcu, nieco "zmachane" wampiry wróciły do swoich elitek kontynuując wcześniej zaczęte konwersacje. Ja znowu dołączyłem do czołowki - grupy Marcelyn, której adoracja była nieco denerwująca, zwłaszcza, że nie myślałem o nowym związku, w ogóle o związku.
- Jev - usłyszałem śpiewny głos Shevy - Tu jesteś!
- Hm?
- A nic. - wzruszyła ramionami - Tak właściwie szukałam Marcelyn, bo wiedziałam, że będzie z tobą - uśmiechnęła się chytrze, ale nie zaborczo. Widać dobrze życzyła swojej przyjaciółce.
Wampirzyce zaczęły rozmawiać o sukienkach, wampiry wokół mnie pogrążone były w politycznej dyskusji, a mnie żaden temat nie interesował. Postanowiłem wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza.

Katherine? Wybacz, że taak długo, ale nie miałam zbyt dużo czasu. Szkoła :\

środa, 3 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

- Em, cześć - odezwałam się pierwsza.
- Cześć - odpowiedział wolno, patrząc mi prosto w oczy. Przetrzymałam jego wzrok.
Kątem oka obserwowałam tańczące pary. Psuliśmy szyk. Wampiry rzucały nam gniewne spojrzenia. Raz po raz migali mi gdzieś Thomas i Pavlo. Ten drugi chyba raz do mnie mrugnął. Trzymał młodą, słodką wampirzycę. Ciekawe, jak spędzą noc.
- Powinniśmy tańczyć - oznajmiłam wolno.
- Tak, powinniśmy.
Jeszcze przez chwilę staliśmy bez ruchu. Ktoś krzyknął "Co jest!?", ponieważ taranowaliśmy mu drogę. Wszyscy poruszali się z gracją i elegancją. Idealnie, jak na wampiry przystało. Kroki były perfekcyjnie dopracowane. Nikt nie popełniał błędów.
Tylko my, ja, wampirza przywódczyni ze zmiennym charakterem i Jev, mój były chłopak, którego nadal kochałam, ale byłam świadoma, że nie jestem dla niego, staliśmy bez ruchu. Zapatrzyłam się w jego oczy. Wręcz utonęłam w tym idealnym błękicie. Cały świat stracił znaczenie. A potem... Potem wszystko wróciło do rzeczywistości. Muzyka grała zbyt głośno, w sali było zbyt gorąco. Lekki wiatr, który był wpuszczany przez uchylone okno, niósł ze sobą odór alkoholu. Donośny śmiech ludzi, stłumione rozmowy. Nagle rozbolała mnie głowa, co nie było przecież możliwie, skoro byłam teoretycznie martwa.
- Napiję się - powiedziałam nagle. Nie wiedziałam, co mówię. - Natańczyłam się już dzisiaj - po czym odwróciłam się i szybkim krokiem odeszłam w stronę baru.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Marcelyn poprosiła bym dołączył do niej i francuskiej elity. Powitali mnie gorąco, ale pewnie dlatego by uzyskać aprobatę Marcelyn.
- Pamiętam gdy jeden z klanów wilkołaczych toczył wojnę z moim klanem - mówi wysoki i ciemnowłosy wampir, na oko ma około 25 lat i surowy wyraz twarzy. - Oczywiście nie dałem im wygrać - klepie się w kolano mówiąc coraz wyżej.
Marcelyn przewraca oczami i upija łyk ponczu.
- *Gaspard lubi przesadzać - śmieje się wampirzyca.
***
Gospodyni imprezy staja za długim i obszernym stołem i stukając w kieszliszek mówi:
- Witam Was wszystkich. Jestem bardzo wdzięczna, że zgodziliście się przyjść na moje przyjęcie. Jak pewnie zauważyliście to przyjęcie jest też balem. Dlatego pragnę Was zaprosić do wspólnego tańca. - podkreśla swą radość promiennym uśmiechem - Będzie to taniec dworski, nieco bardziej unowocześniony - śmieje się lekko i podchodzi do mnie. Czeka aż wyciągne swoją dłoń by ująć jej. Robię to i całuje delikatnie wierzch dłoni. Przybliżamy się do siebie, kładę jej rękę na talli i podnosząc głowę patrzę jej w oczy.
Uśmiecha się. Znów.
- Pragnę zauważyć, że jest pani, panno Marcelyn niezwykle piękna tegoż oto wieczoru. - mówię udając francuski akcent.
- Och - wzdycha teatralnie - Najmocniej dziękuje za komplement. Czyż nie jest pan zbyt śmiały - wskazuje spojrzeniem na nasze splecione ręce.
- Proszę wybaczyć - poluzowuję uścisk.
Marcelyn parska delikatnym chichotem.
- Odbijany? - pyta kręcąc się wokół własnej osi. Tanecznym krokiem odchodzi ode mnie i teraz tańczy z Gaspardem.
Mnie zaś trafia się Shevy, jednak jakiś wampir odciąga ją ode mnie, a na miejsce mojej przyjaciółki wstępuje czarnowłosa wampirzyca o trupiobladej karnacji i pełnych, czerwonych ustach.
Gdy oboje zdajemy sobie sprawę, że mamy ze sobą tańczyć świdrujemy się przez chwilę wzrokiem.


Katherine?
*Gaspard - z języka francuskiego Kacper

Od Katherine - CD historii Jev'a

- ...i wtedy wieśniak powiedział: "Towarzyszu, gdzie ci tak śpieszno?", a ja mu na to: "Tam, gdzie rośnie chleb." - Pavlo wybuchnął głośnym śmiechem. - Rozumiecie? "Tam, gdzie rośnie chleb." Przecież chleb nie rośnie!
Ja i Thomas wymieniliśmy spojrzenia. Ukryłam uśmiech, który świadczył o tym, że Pavlo jest debilem. Oczywiście nie miałam zamiaru go o tym zawiadamiać.
- Chleb faktycznie nie rośnie - Thomas pokręcił głową. - Jednak pszenica tak. Nie uwzględniłeś tego.
Przestał się śmiać i spojrzał na niego wilkiem. Postanowiłam go rozluźnić.
- A, co ten wieśniak na to?
Przez chwilę jeszcze rzucał Thomas'owi złowieszcze spojrzenia, ale już po chwili przewrócił wzrok na mnie i jego wyraz twarzy złagodniał.
- Nic. Zabiłem go - wzruszył ramionami. - Rozumiecie... To było dawno temu. Za nim jeszcze się urodziłaś. Wtedy dużo zabijałem.
Prychnęłam i upiłam spory łyk z mojego - chyba - trzynastego drinka. Pavlo pił dwudziestego.
Nagle podszedł do nas chuderlawy wampir. Miał piaskowe oczy, okrągłą, dziecięcą twarz i bursztynowe oczy. Na pewno pochodził z Europy Zachodniej.
- Przepraszam, że przeszkadzam... - zaczął wolno i utkwił wzrok we mnie. - Panno Aristow, mój przyjaciel bardzo prosi o taniec z panią.
- A czy ten twój przyjaciel nie może sam tu podejść? - uniosłam brwi.
Wzruszył ramionami.
- Poprosił mnie, abym to ja odezwał się w jego imieniu.
- W takim razie powiedz mu, że nie mam ochoty - odgoniłam go gestem dłoni, a on posłusznie odszedł. Pavlo przyglądał mi się bacznie. - No, co?
- A może powinnaś zacząć chodzić na randki?
Zaśmiałam się.
- To nie moja bajka. Ja uwodzę niewinnych śmiertelników, wykorzystuję ich seksualnie i zabieram im krew.
- A może powinnaś zacząć. Ja regularnie zmieniam panienki.
Przewróciłam oczami.
- Ta... Co tam u Irene?
- Zerwałem z nią.
Westchnęłam głośno i spojrzałam na Thomas'a, który przyglądał się tłumowi z nieobecnym wzrokiem. Drgnął dopiero, gdy usłyszał mój głos.
- A ty, Thommy? Masz dziewczynę?
Pokręcił szybko głową.
- Nie. Ale uważam, że ty powinnaś się ustatkować.
- To jakaś konspiracja przeciwko mnie - fuknęłam i założyłam nogę na nogę. - Ja się stąd nie ruszam.
- Jak chcesz - mruknął Pavlo i odszedł w tłum. Zostałam sama z Thomas'em.

Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Nie, nie i jeszcze raz nie - ryczy Shevy patrząc żałośnie na mój krawat w prążki.
- To mój ulubiony. - targuję się póki mogę - Przecież taki był modny... - urywam bo wampirzyca wchodzi mi w słowo.
- W naszych młodych latach! - kwituje zirytowana
- Masz ubrać czarrrny! - powtarza po raz kolejny - Już, wdziewaj. - pogania mnie podając mi go.
- Jasne - burczę i staję przed lustrem, jednym szybkim ruchem zakładając krawat ciemny niczym bezgwiezdna noc.
- No to możemy iść! - niemal podskakuje w miejscu.
- A twoja suknia? - pytam, ale jej już nie ma.
***
Czekam na Shevy siadając na masce jej auta. Jej Jaguar F-type. Marzenie. Zastanawiam się czy mi ją odsprzeda. Nagle słyszę zniecierpliwione westchnienie - tak, tak jakbym to ja się wybierał.
- Nie siedź bo pobrudzisz! - ostrzega Shevy
- Auto czy spodnie? - pytam nie łapiąc aluzji.
Kolejne westchnięcie. Wychodzi.
Wygląda nader oryginalnie. Jej długa balowa suknie posiada czarny gorset, następnie jasno-różowe falbany. Mniej więcej tak:
http://img.zszywka.pl/0/0047/thb_5397/sliczna-balowa.jpg
Jej długie blond włosy upadają kaskadą na nagie plecy. Cała jej figura jest dobrze wyeksponowana.
- Wow - wyduszam - Zarezerwujesz dla mnie taniec? - biorę ją pod ramię i prowadzę do czarnego jaguara.
- Chciałbyś - mruczy i rozluźnia uścisk gdy wsiada na miejsce pasażera.
Gdy wsiadam za kierownicę podaje jej czarne, podłużne pudełko.
Jej spojrzenie pyta: "Co to takiego?"
Gdy otwiera znajduje tam naszyjnik i bransoletkę z rubinem.
http://www.ekskluzywneprezenty24h.pl/709-2562-large/czerwony-komplet-naszyjnik-bransoletka-motylek-swarovski-pozlacany-bialym-zlotem.jpg
- Jev - mówi pełnym uznania głosem - Dziękuje - przytula mnie i całuje w policzek.
Wtedy zdaje sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie podarowałem Katherine żadnej biżuterii. Jednak tego wieczoru chcę o niej zapomnieć.
***
Dojeżdżamy pod czteropiętrową willę wykonaną z białego marmuru.
- Bardzo dostojny - chwali Shevy. A ja dopiero po paru sekundach zdaje sobie sprawę, że mówi o tym istnym pałacu.
Śmieję się i podaje jej ramię.
- Dziękuje - mówi i je przyjmuje.
Wchodzimy do sali balowej.
***
- Shevy! - słyszymy melodyjną barwę głosu jakiejś blondynki.
Shevy odwraca się w tym samym momencie i widzę jak jej pełne usta pomalowane jasnoróżową szminką rozciągają się w uśmiechu.
- Marcelyn! - krzyczy przytulając wampirzycę. Owa Marcelyn, myślę mierząc ją wzrokiem.
Mimo nieznacznego wzrostu jej uroda jest zjawiskowa. Ma długie i jasne włosy, jest nieco biuściasta, ale wygląda iście królewsko jak jej pałac. Podejrzewam, że ma duże doświadczenie. Innymi słowy; jest stara.
Przyjaciółki wymieniają uśmiechu i spojrzenia pełne radości.
- Ty musisz być Jev. - mówi podając mi dłoń owiniętą w białawą aczkolwiek przezroczystą rękawiczkę. - Przystojny tak jak mówiłaś - puszcza oczko do Shevy.
Unoszę pytająco brew odwracając się lekko do Shevy.
Ta chichocze lekko sięgając po kieliszek białego wina.
***
Rozmawiam ze śmietanką towarzyską z Francji.
Marcelyn i Shevy znajdują się w samej czołówce.
-* Chodź tu* - wysyłam myślową wiadomość do Shevy
- Słucham - mówi oddalając się od swego towarzystwa.
- Czyli to ona jest tymi wtykami? - pytam
- Tak - odpowiada sącząc kolejny kieliszek. - Ale nie myśl, że jest z tym pijakiem Pavlem. - ostrzega mnie grożąć mi palcem. Mimo jej rozbawionego wyrazu twarzy mówi całkiem poważnym tonem.
- Właśnie, wszyscy tak mówią.
- Marcelyn i ten nic nie znaczący pijak? - syczy Shevy - Te angielskie wampiry myślą, że ona... - zanosi się śmiechem. Chyba za dużo wypiła.
- Ech - wzdycham machając na to lekceważąco ręką.
- To tylko pogłoski - tłumaczy - Marcelyn... - zaczyna, ale kończy bo wilk, o którym mowa przychodzi ku nam.
- Co ja? - pyta odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.
- Wyglądasz olśniewająco - mówie szybko podając jej ramię.
Śmieje się perliście.
- Niedługo zaczynamy taniec. Nie pogniewam się jeśli będziesz mi towarzyszył - puszcza do mnie oczko.
Katherine?

wtorek, 2 września 2014

Od Katherine - CD historii Jev'a

Gdy tylko wróciłam do domu, od razu położyłam się spać. Nie miałam zamiaru jechać, aż do Sheffield, ponieważ była już szósta, słońce wstawało i sprawiało, że ja musiałam odpaść. Nie doszłam nawet do sypialni, tylko zdjęłam buty i rzuciłam się na kanapę. Zasnęłam, zaciskając mocno oczy.


Głośne pukanie do drzwi mnie obudziło. Ziewnęłam głośno i zerknęłam na okno. Słońce właśnie zachodziło. Przespałam cały dzień. 
Następnym razem odezwał się dzwonek. Pobiegłam szybko do łazienki i uporządkowałam swoją fryzurę. Dzwonek ponownie się odezwał.
- Już idę! - krzyknęłam, podążając w kierunku frontowych drzwi. Otworzyłam je. Na zewnątrz stał wampir, który musiał zostać przemieniony, gdy był w średnim wieku. Miał na sobie uroczysty garnitur, a jednak nie wyglądał na osobę, która udaje się na przyjęcie. - Witam. W czym mogę pomóc?
Nie zaskoczył mnie, gdy ukłonił się, prawie dotykając ziemi czubkiem głowy. Wampiry często robiły tak w starciu z przywódcami. Trzeba było zachować zasady dobrych manier i poczucia niższości wobec nich.
- Droga panno Aristow - odezwał się, głębokim basem, gdy już się wyprostował. - Moja pani ma przyjemność zaprosić panią na przyjęcie urządzane w jej domu.
Ach, lokaj.
- A twoja pani to kto?
- Panna Marcelyn Fontie.
Zmarszczyłam brwi i zaczęłam wyliczać nazwiska w głowie.
- A z jakiego ona jest klanu?
- Z klanu pana Blancharda, naturalnie - uśmiechnął się lekko.
- Ach, dziewczynka Pavla. I pewnie on też będzie?
- Z tego, co mi wiadomo. Pan Harris także się powinien pojawić. Zostałem wysłany specjalnie, by zaprosić przywódców na to przyjęcie. Dla panny Marcelyn to będzie zaszczyt, gdy pani tam dołączy. Będzie wyłącznie elita i kilka osób, którym udało się wcisnąć swoje nazwisko na listę - tu się cicho zaśmiał.
Odwzajemniłam się obojętnym spojrzeniem.
- W co mam się ubrać?
- Nie będzie to typowa dyskoteka, więc w coś odpowiedniego. Jak mówiłem - sama elita - podał mi kartkę. - A to są dokładne informacje o miejscu i godzinie.
Skinęłam głową.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia, panno Aristow.


Lokaj miał rację. To było kameralne spotkanie. Załatwili nawet czerwony dywan. Oczywiście, gdy pojawiłam się ja, wszyscy zeszli mi z drogi, a wykidajła jeszcze się skłonił. Ach, cudownie być elitą elit. Gdy tylko znalazłam się w bogatym wnętrzu domu, dopadła mnie jasnowłosa wampirzyca.
- Och, panno Katherine - uśmiechała się szeroko. - Jakże miło panią widzieć. Nazywam się Marcelyn Fontie, jestem gospodynią.
Obejrzałam ją od góry do dołu. Była niska i miała okrągłą, dziecinną twarz. Dobrze zrobiłam, że wybrałam czerwoną sukienkę do ziemi, przylegającą do ciała, bez ramiączek. Jej także była do ziemi, lecz bardziej królewska. Ciągnęła się za nią po ziemi. Zauważyłam, że tylko znane wampiry miały dostojne stroje. Inne, pewnie te, które wcięły się na listę, zakładały schludniejsze rzeczy.
- Mów mi Katherine - odpowiedziałam bez cienia uśmiechu. - Dziękuję ci za zaproszenie.
- Nie. To ja dziękuje - zachichotała i zniknęła.
Kilka sekund później zostałam porwana. Na szczęście nie dosłownie. Pewien wampir chwycił mnie w łokciu i obrócił. Chwilę potem zaczął tańczyć ze mną w rytm muzyki.
- Pavlo - po raz pierwszy w ciągu kilku dni wydałam się rozbawiona. - Widzę, że także przybyłeś.
- Gdzie alkohol, tam i ja - uśmiechnął się szelmowsko.
- Dlatego przyszedłem was pilnować - zza jego pleców wyszedł Thomas.
Klasnęłam w dłonie i wyrwałam się z objęć Pavla. Zaczęłam zmierzać ku barkowi.
- To co? - odwróciłam się przez ramię. - Idziemy pić?


Jev?

Od Jev'a - CD historii Katherine

Mimo woli postarałem się szybko wydostać z lasu. Musiałem. A nie darowałbym sobie gdybym zaatakował kolejną, niewinną istotę. Była taka drobna i krucha. Przestraszona i żałosna. Cali ludzie. Jednak czasem chciałbym znaleźć lekarstwo, które sprawiłoby, że ja też bym taki był.
***
Siedziałem przez telewizorem wpatrując się w czarny ekran. Nie włączyłem go, właściwie bardzo rzadko był włączony. Był tu tylko dla ozdoby, dla zapewnienia pewnego luksusu jak na wampira przystało.
Wstałem by pójść do lodówki po shandy, gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
Przewróciłem oczami i poszedłem otworzyć. Oczywiście wiedziałem kto za nimi stoi.
Smukła blondynka o jasno-niebieskich oczach, długich nogach i przenikliwym spojrzeniu.
- Cześć - uśmiechnęła się od ucha do ucha. Miała na sobie białą koktajlową sukienkę na ramiączkach i czarną marynarkę.
- Hej - przytuliłem ją. Moja nienawiść do niej nieco się ulotniła gdy zrozumiałem, że ta drobna i stara istotka darzy mnie miłością, mimo upływu czasu i kiedy trzeba pomoże. Nie poddaje się i nie ucieka. Tak jak niestety robi Katherine. - Wybierasz się gdzieś? - spytałem
- Tak jakby... - odparła odbierając mi puszkę shandy i wchodząc do holu.
- Zapraszam, czuj się jak u siebie. - skwitowałem
Pokazała mi język.
- Czyli przyszłaś mi posprzątać? - spytałem
- Przecież tu jest czysto jak... - zamyśliła się - Nie znam miejsca w którym mogłoby być czyściej, Jev - mruknęła. - Ani mężczyzny, który tak dba o...
- Do rzeczy, Shev. - ponagliłem ją.
- Chcę żebyś się wybrał ze mną na imprezę do Marcelyn.
Marcelyn, Marcelyn. Skądś ją znam.
- Nie pamiętasz?! - krzyknęła prawie, że oburzona - Marcelyn Fontie - wytłumaczyła
- Serio?! - wykrzyknąłem - To ta Marcelyn? - zdziwiłem się.
A najlepsze jest, że wcale nie wiedziałem o kogo chodzi.

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a

Do mojego gabinetu weszła wampirzyca, która chyba urwała się z krainy słodyczy. Delikatna opalenizna, długie, blond loki i wysokie kości policzkowe. Sztuczne D80. Niemal przewróciłam oczami.
Miała na sobie sukienkę na ramiączka, sięgającą do kolan. Oczywiście różową. Do tego różowy sweterek i buty na obcasie. Usta pomalowane na mocny róż.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się promiennie, aczkolwiek sztucznie. - Przyszłam do pani z nadzieją, że pomoże mi pani rozwikłać mój problem. Stałam się wampirzycą całkiem niedawno. Mój chłopak mnie przemienił, byśmy byli ra...
- Nazwisko - przerwałam jej. Nie miałam ochoty słuchać jej życiorysu.
- ...zem na zawsze - przygryzła wargę. - Przepraszam, proszę pani. Nie chcę pani zawracać głowy... Rozumiem, że jest pani po godzinach i chciałaby pani iść już do domu, a tam jeszcze czeka...
- Nazwisko - powtórzyłam, warcząc.
Niemal zachłysnęła się z oburzenia i udawana życzliwość przerodziła się w lekką złość oraz  zażenowanie.
- Zawsze pani taka nietowarzyska, co? Przyjaciele mają z panią na pieńku.
- Nie mam przyjaciół. Mogłaby mi pani podać swoje pieprzone nazwisko? 
Przełknęła ślinę. Wystarczyło usłyszeć mój głos, który mówił sam z siebie, że nie wolno do mnie podchodzić bez ubezpieczenia.
- Już nie ważne. Widzę, że ma pani inne sprawy - wstała i wyszła. Tak po prostu wyszła!
Zacisnęłam dłonie w pięści. Właśnie wchodził następny klient, ale nie wytrzymałam. Było już koło piątej trzydzieści i chciałam wracać do domu.
- Wyjść! - warknęłam. - Dajcie mi spokój!
A potem sama wyszłam, trzaskając drzwiami.

Jev?

poniedziałek, 1 września 2014

Od Jev'a - CD historii Katherine

Biegłem. Przedzierałem się przez las. Mój puls stawał się coraz szybszy. Zdałem sobie sprawę, że jestem mięczakiem. Że nie umiem powiedzieć jej prosto w twarz prawdy i moich odczuć. Że uciekam. Uciekam od problemów. A nigdy tak nie robiłem. Zawsze rozwiązywałem problemy od kichanego początku do pieprzonego końca.
W końcu zatrzymałem się, i padłem na kolana. Gdyby nie to, że nie czułem bólu prócz tego zadawanego przez drewno i noże byłbym spocony, zmęczony i wymordowany szaleńczym biegiem.
Poczułem głód. Pulsujące kły.
Zapach krwi.
Po lesie chodził człowiek. Kobieta. Mimo woli zakradłem się parę kroków od niej.
Nie, nie, nie - wołało moje serce.
Tak, tak, tak - wołał instynkt drapieżcy.
Podszedłem do dziewczyny. Jej kasztanowe proste włosy opadały na ramiona, a śniada skóra tworzyła kompozycje z krwistoczerwoną sukienką sięgającą do połowy uda. Krwawiła. Z nosa.
Starałem się nie wdychać tego zapachu. Nie.
Przysunąłem się bliżej do Czerwonego Kaptura i ująwszy jej twarz w dłonie powiedziałem:
- Uciekaj - zażądałem - Jak najszybciej. Nie krzycz. Uciekaj. Ktoś cię goni. - użyłem perswazji i puściłem dziewczynę, która bezradnie pokiwała głową. Potem uciekła. Słyszałem jej przyspieszone bicie serca. Złapałem się za głowę i zatkałem uszy. Ale ten zapach.
Nie mogłem z tym walczyć, ale musiałem. Aczkolwiek nie tylko z tym.

Katherine? Twój brak weny udzielił się i mi.

Od Katherine - CD historii Jev'a

Zacisnęłam usta w wąską linię. Przeczytałam ten list raz. Potem drugi, a potem trzeci. Czytałam i nie rozumiałam jego treści, a jednocześnie doskonale rozumiałam. Bolał i jednocześnie cieszył. Dopiero po kilku chwilach zorientowałam się, że uśmiecham się lekko i jednocześnie płaczę.
Chciałam za nim pobiec, lecz wiedziałam, że jest już daleko. Trzeba było to zrobić od razu. Teraz pobiegł już gdzieś, nie wiadomo gdzie. Czy to był list pożegnalny? Dlaczego nie mógł powiedzieć mi tego w twarz?
Westchnęłam i schowałam go w kieszeń mojego płaszcza. Wierzchem dłoni otarłam łzy. Na szczęście mam wodoodporny makijaż - pomyślałam, śmiejąc się cicho.
Poukładałam sobie papiery na biurku, wyprostowałam się i założyłam nogę na nogę. Z powrotem sięgnęłam do swojej książki i starałam się zaczytać, odbiegając od rzeczywistości i przenosząc się na Baker Street 221B.


Jev? Weny brak. :/

Od Jev'a - CD historii Katherine


Siedziałem pochylony nad moim przezroczystym stoliczkiem w salonie. Pisałem list. Zabrudziłem dwa arkusze papieru. Gdy skończyłem treść, wykaligrafowałem słowa wstępne i podpis adresata. Włożyłem kartki do koperty, która byłaby nieskazitelnie czysta gdyby nie miś z serduszkiem w łapkach. Niestety, ale babka w papierniczym miała tylko takie.
Po raz kolejny westchnąłem patrząc na uśmiechniętego od ucha do ucha puchatego misiaczka. Pasowałby idealnie do sytuacji gdybyśmy nie byli wampirami w trudnym związku, który nie miał szans istnieć.
Gdy skończyłem poszedłem pod prysznic chcąc zmyć z siebie poczucie winy, którego nabawiłem się przez niecały tydzień.
***
Ubrałem czystą białą koszulę zapinaną na guziki, czarne spodnie i tego samego koloru buty firmy Adidas. Przeczesałem palcami włosy, a przy okazji zgoliłem trzydniowy zarost.
Porwałem z wieszaka (kupiłem nowy i przeprosiłem po raz setny Rixona za wbicie mu go w brzuch) ciemną kurtkę i przerzuciłem ją sobie przez ramię. Wsunąłem do niej kopertę z misiaczkiem. Wybiegłem na dwór i zagwizdałem.
Xana od razu przybiegła i zaczęła żuć moje świeżo umyte włosy.
- Xana! - krzyknąłem odpychając ją od siebie. Parsknęła, oczywiście plując mi na twarz.
- Dobra, pojadę samochodem - zadecydowałem i wskoczyłem za kierownice jednocześnie zapalając silnik. Nie minęło pięć sekund wyjechałem z podjazdu kierując się w stronę miasta, a dokładniej katedry przywódców.
***
Stałem przed popielatym budynkiem i wpatrywałem się tępo w najwyższe okno w nim.
Biuro Katherine.
Wampirzym tępem wbiegłem do katedry. Przywitałem się z recepcjonistką i pognałem schodami na górę.
***
Bezszelstnie podszedłem do drzwi z bordowego drewna i zapukałem trzy razy. Trzymałem ręce w kieszeni ściskając w nich arkusz.
- Proszę - krzyknęła, jakby ktoś obudził ją z transu.
Delikatnie uchyliłem drzwi i prześlizgnąłem się w dziurę, wchodząc tym samym do pomieszczenia.
Rozglądnąłem się po nim, chcąc patrzeć wszystko tylko nie na nią, ale w końcu musiałem na nią popatrzeć bo poczułem jej wzrok na sobie. Usta Katherine ułożyły się na kształt litery: "O", książka Sherlocka Holmsa wypadła jej z rąk, a ona sama prawie się przewróciła, iż odjechał jej fotel na kółkach.
Zacisnąłem usta w wąską linijkę, ale wychodziło na to, że to ja musiałem się pierwszy odezwać.
- Witaj - wydusiłem mierząc ją wzrokiem. Jej sposób ubioru nie zmienił się nic, a nic.
- Hej - odparła cały czas patrząc mi w oczy.
- Chciałem... - nagle słowa, które uformowałem sobie w głowie stały się wyjątkowe niemądre. - Chciałem - powtórzyłem - podziękować Ci za lekarstwo. - dokończyłem
- Aha - odparła - Nie ma za co - dodała wzruszając niby to obojętnie ramionami.
Podszedłem nieco bliżej, ta zaś cofnęła się na obrotowym krześle, ale ja zostałem przy oknie wpatrując się w życie przed nami. Jakaś para jechała dorożką, a paczka dzieciaków bawiła się na pistolety. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Kath - odwróciłem się do niej. - Dziękuje - powiedziałem po prostu i obszedłem jej biurko, pochylając się nad nią pocałowałem ją w czoło, potem w nos, a następnie w usta. Pocałunek był długi i namiętny ociekający tęsknotą i pożądaniem. Pogładziłem jej nieskazitelnie biały policzek i położyłem kopertę na biurko, tyłem do misiaczka, który szczerzył swoje śnieżnobiałe kiełki w uśmieszku od ucha do ucha.
- Kocham cię - szepnąłem i wyszedłem zostawiając za sobą echo moich słów i ten list - ślad mojej obecności. Wybiegłem. W jedyno miejsce, które mogłem pójść.
W liście było:
Droga Katherine!
Pragnę ci podziękować i przeprosić za moje zachowanie. Tak, Rixon i Shevy wszystko mi powiedzieli. Sposób w jaki się do nich, a także do ciebie, Katherine, był wręcz odrażający. Oczywiście pragnę złożyć przeprosiny nie tylko za to, ale także za problemy jakie ci sprawiłem, w zabijace w barze. Szczerze tego żałuje, ech... mało powiedziane. Jak mnie znasz, obarczam się poczuciem winy, tak mocno, że Shevy się wyprowadziła. Bardzo trudno przestawić mi się na zwierzęcą krew. Pachnie i smakuje jak ścieki. Pragnienie wypala w moim gardle trwałe dziury, czasem tracę kontrolę. Ale już nigdy nie zabije. Nie bez powodu.
Przepraszam, że się rozpisałem. Przejdę do sedna, na które oboje czekamy.
Czasami nie wiem czemu to ciepłe uczucie, jest takie trudne. Różnimy się prawie pod każdym względem, nie potrafimy się przyjaźnić, a kochamy się - ja cię kocham tak mocno, że to przezwyciężą nawet pragnienie i żądze krwi.

Katherine?