środa, 30 września 2015

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Myślisz, że tyle miejsca ci wystarczy? - zapytała Callie pokazując mi "miejsce" dla mnie.
Miejsce to znaczy łóżko, szafkę nocną i jakieś sześćdziesiąt centymetrów wolnej przestrzeni.
- Pewnie. - potwierdziłem, a w duchu złapałem się za głowę. Nie żebym był wybredny, ale na pewno wolałem większe przestrzenie.
W pomieszczeniu stały jeszcze dwa łóżka - domyślam się, że Alexa i JJ - i panował ogólny syf.
- Nie masz żadnych rzeczy? - zlustrowała mnie wzrokiem jakby wcześniej nie zauważyła, że nie mam żadnego bagażu ze sobą. W sumie była tak przejęta tym, że udało jej się w tak ekspresowym tempie znaleźć kolejnego lokatora, że nie rejestrowała chyba tak dobrze otoczenia, w przeciwieństwie do Kim, która już na początku spostrzegła, że nie mam nawet komórki.
- Mogę ci pożyczyć swoją - zaoferowała wtedy wyciągając niewiele lepszą od niczego starą nokie. Podziękowałem grzecznie mając nadzieję, że po pierwszej wypłacie zainwestuje w coś na czym będzie cię chociaż dało pisać sms-y.
- Nie, podróżuje bez zbędności. - odparłem wzruszając ramionami - Dodatkowy ciężar.
- Taak - zgodziła się i zaczęła wymieniać co zazwyczaj bierze ze sobą w podróż. Po minucie i około siedemdziesięciu wyliczonych rzeczach zdawało m i się, że ta lista nie ma końca.
- Przydatne. - skwitowałem i poszedłem do kuchni.
- Czuj się jak w domu. - powiedziała Kim gdy kilka minut temu oficialnie zamieszkałem z nimi.
- Dom. - mruknąłem, a to słowo w moich ustach wydało mi się wyjątkowo obce. Nie czułem się nigdzie jak w domu od...bardzo dawna.
- W porządku? - zapytała ostrożnie, wyraźnie zaniepokojona Kim siedząca obok mnie z miską popcornu położoną na brzuchu.
- Uważaj, to ciężkie. - prychnął JJ wciagając kreski.
- Popcorn? - upewniłem się zdziwiony
- Zaszkodzi ci jeszcze. - dodał Alex i spojrzał z ogromną aprobatą na przygotowany przez JJ towar. - Uhu. - uśmiechnął się i usiadł na dywanie, pochylając się nad stołem. - Skusisz się, Kim?
Nie odpowiedziała tylko wróciła do zajadania się popcornem i oglądania telewizji. Callie wkrótce do nas dołączyła i wzięła miskę, dalej niemalże wypełnioną po brzegi, z brzucha koleżanki i posadowiła ją między swoimi kolanami, mierząc przy okazji wzrokiem dziewczynę, która nawet nie mrugnąwszy patrzyła na nią tym sławnym wzrokiem "Nie mów mi co mam robić".
Zignorowałem ich wymianę spojrzeń i przysnąłem na dziesiątym odcinku drugiego sezonu Doktora House'a na wygodnej kanapie w moim domu.

Katherine? Mam OBW - OGROMNY BRAK WENY :3

Od Katherine - CD historii Jev'a

Chodziłam w kółko, nie za bardzo wiedząc, co robić. Mort i Tenebris, znani również jako Fafik i Reksio, chodzili za mną krok w krok, jakby nie mogli się oprzeć przed naśladowaniem mnie. Kiedy Mort [czyt. Fafik] rzucił do swojego brata Tenebrisa [czyt. Reksia] niepochlebny komentarz tego, co robię, rzuciłam mu mordercze spojrzenie. Nie przejął się nim jednak, bo przecież był pieprzonym ogarem piekielnym, a Ten zarechotał złośliwie. Miałam ochotę kazać im obydwu spieprzać do budy. 
- Więc - mruknął Christopher, marszcząc brwi. - Pokrótce, Jev jest teraz człowiekiem, a jego wspomnienia zniknęły. No, i trzyma się z Shevy, która teraz jest Mroczną Panią, i uciekła jakoś z twojego grodu - parsknął śmiechem. - Karma lubi płatać figle, nie?
- Nie jesteśmy w Indiach, Chris - warknęłam, siadając gwałtownie na sofie, a Mortie i Ten usiedli po obu moich stronach. Mój brat tylko zacisnął wargi, kiedy zobaczył zapadającą się obok mnie kanapę. Nadal niezbyt radował go fakt, że mam w domu dwa niewidzialne psiaki, które mogły rozszarpać go w mniej, niż dwie sekundy. A mnie za to to bawiło. Bawiło mnie wszystko, co irytowało Chris'a. I na odwrót. Jakże cudownie się dopełnialiśmy. - Ale tak, między innymi wszystko jest właśnie tak - jęknęłam, przymykając powieki i unosząc głowę w kierunku sufitu. - Dlaczego nie mogłam jej po prostu zabić? Zawsze sprawia problemy, ta pieprzona szmata. 
- Ale zauważ, że gdyby nie ona, Jev ciągle byłby tym Mrocznym Panem. Tak właśnie jest, prawda? - uśmiechnął się pocieszająco. - A tak może jeszcze odzyskać wspomnienia. Z twoimi możliwościami to banalnie proste - nagle ponownie zmarszczył brwi. Już po raz dziesiąty tego dnia, chyba. - Właśnie, dlaczego po prostu nie zwróciłaś mu wspomnień? Lucyfer powiedział, że, no, wiesz, możesz wszystko z małymi ograniczeniami - jakże w słodki sposób ujął świetny, demoniczny kodeks. Miałam ochotę się roześmiać.
- Nie mam zamiaru zwracać mu wspomnień - powiedziałam natychmiast. - Niech sobie żyje, jak jak żyje teraz. Ja jestem już tym wszystkim zmęczona i mam dość problemów na głowie. To jego i tylko jego wina - prychnęłam, przypominając sobie tego debila, który nie raz złamał mi serce. - Dobra, ty się lepiej zastanów, jak mogę zabić Shevy - nagle wyprostowałam się gwałtownie. - Właśnie! W podręczniku od Lucy było pokazane, jak wygląda krąg życia wśród wszystkich istot na ziemi. Ponad Mrocznym Panem są Jeźdźcy Apokalipsy i Bóg. Z Zarazą, Wojną i Głodem może być problem, ale... - klasnęłam w dłonie uradowana. - Muszę znaleźć Śmierć albo Boga! No, to losujmy! 

Od Jev'a - CD historii Katherine

Rozmowę z Katherine Aristow mogłem określić jako niezaprzeczalnie dziwną. Tak, ale wtedy użyłbym słowa "dziwne", nie mogąc go ponownie użyć jeśli znów się z nią spotkam albo z innym wysłannikiem Piekła. Postanowiłem więc zachować ten przymiotnik na inną okazje, więc tylko wzruszyłem obojętnie ramionami i dopiłem resztę latte pozostawionej przez kobietę.
Siedziałem jeszcze chwilę i rozmyślałem gdy do pomieszczenia wpadła Shevy.
Podeszła spokojnym krokiem, odrzuciła krótkie włosy do tyłu, które i tak z powrotem po kilku sekundach przeszły jej na twarz zasłaniając oczy i stała nade mną.
Na jej bladej twarzy malowało się widoczne napięcie i złość?
- Po co za nią polazłeś? - warknęła siadając na miejscu, które przed zaledwie dwoma minutami zajmowała Katherine.  - Czy ty coś poczułeś?
- Tak, wpadłaś w błoto? - wymownie zmarszczyłem nos i wskazałem spojrzeniem jej buty - Albo w psie g... - nie dała mi dokończyć bo przeszył mnie kolejny ból głowy. - Ej.
- Te zapchlone niewidzialne kundle zesrały się na plaży. - pokręciła głową wkurzona - Nieważne. - postukała paznokciami o blat stołu. - Czego się dowiedziałeś?
Wydąłem wargi.
- To były przeszpiegi? - zakpiłem
- To po co tu przylazłeś? - powtórzyła pytanie, wyjątkowo domagając się odpowiedzi
- Nie pamiętam wielu rzeczy, ale nie czuję się jak dzieciak. Skończyłem 18 lat, prawda? - spytałem retorycznie, drocząc się z blondynką.
- Odpowiadaj. - warknęła i poczułem jak z nosa wylatuje mi ciepła ciecz kapiąca na przezroczysty stół. Wyciągnąłem garść serwetek i otarłem stół, a następnie nos.
- Kobieto, opanuj się. - mruknąłem wkładając do nosa zawinięty rulonik - To była zwykła rozmowa..- odparłem starając się wytrzymać jej wzrok - Towarzyska. - dodałem i zaśmiałem się.
- Nie pogrywaj, Roth.
Bycie człowiekiem jest takie poniżające. Dostałem już dwie groźby od kobiet w ciągu dziesięciu minut. Przynajmniej od ładnych kobiet.
- Słyszałeś?
- Jasne. - odpowiedziałem nie zbyt przykładając uwagi do tego potwierdzenia - Nie musisz mnie już niańczyć. - wstałem i wyszedłem z boksu - Dzięki za wszystko, narka! - tym razem to ja zostawiłem mojego rozmówce z mętlikiem w głowie.

Zajebiście.
Nie miałem dokąd pójść.
Opamiętałem się dopiero gdy wyszedłem z kawiarni, do której zbytnio nie uśmiechało mi się wracać i prosić Shevy o jakieś mieszkanie.
Udałem się do centrum handlowego gdzie w pierwszym lepszym sklepie znalazłem kafejkę internetową. Zasiadłem przed komputerem i wystukałem hasło kluczowe: "London i okolice - mieszkania do wynajęcia dla studentów", głównie dlatego, że te dla uczniaków były tańsze.
- Heeej. - usłyszałem piskliwy dziewczęcy głos. Obok mnie stała niska dziewczyna z długimi czarnymi kręconymi włosami, które rozpuszczone sięgały jej do bioder. - Szukasz mieszkania. - to nie było pytanie. Spostrzegłem, że zagląda mi przez ramię i uśmiecha się szeroko. - Ja i moi kumple - wskazała na niewielką grupkę pogrążoną w TOWARZYSKIEJ rozmowie. Pomachali nam. - ...mamy wolny pokój, tak właściwie łóżko - kontynuowała nie przestając się uśmiechać - i...skoro szukasz, to już MASZ.
Zdziwiłem się, ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Dzięki - odwzajemniłem uśmiech i wstałem by uścisnąć jej rękę - Właśnie szukałem czegoś na szybko.
- Kim, JJ, Alex! - zawołała dziewczyna przywołując swoją paczkę - Poznajcie...
- Jev'a - dokończyłem za nią, a ona znów się wyszczerzyła - Siema. - przywitałem się z nimi
- Callie, ledwo Ron się zmył,a ty już kogoś znalazłaś - zauważył spostrzegawczo jeden z chłopaków i wyciągnął do mnie dłoń - Moje imię to tajemnica, więc mów mi JJ - puścił perskie oko i zarechotał z własnego żartu. Zawtórowałem mu, a Callie wspięła się na palcach i mruknęła mi du ucha, że tak naprawdę nazywa się Jeremiasz Jelensky i to pieprzony ukrainiec, ale ma dragi i wszyscy go kochają.
- Ron się zalał. - dodał po chwili i porozumiewawczo spojrzał na Callie
- Zamknijcie się snoby, jestem Alex - chłopak o bordowych farbowanych włosach podszedł do mnie i klepnął mnie po plecach. Jak na taką tyczkę miał wiele pary. Zapamiętam, że chudzielce też mają JAKĄŚ TAM siłę. - Alex, możesz mówić również X.
Pokiwałem głową na znak zrozumienia.
Ostatnia podeszła wysoka dziewczyna - oczywiście niższa niż ja, choć miała szpilki, ale o wiele wyższa od Callie, której chorobliwie mały wzrost chyba nie przeszkadzał, bo szczerzyła się do każdego bez znaczenia czy jego głowa była pół metra wyżej niż jej, czy też nie.
- Hej. - powiedziała cicho i wyciągnęła do mnie chudą rękę - Nazywam się Kim Burke, miło mi Cię poznać. - uśmiechnęła się nieśmiało i zaraz po przywitaniu zabrała swoją dłoń i schowała głęboko do kieszeni w geście zamknięcia.
- Mi również. - odparłem i spojrzałem znów na Callie - Ona nie ma ADHD?
- Powiem ci szczerze - zaczęła bardzo poważnym teatralnym tonem - Że czasami są początkowe przebłyski. Ale zobaczysz. Jest super. - dodała i umilkła szybko gdy Callie do nas podeszła.
- To idziemy? - tak właściwie nie wiem dlaczego zapytała skoro nie czekając na odpowiedź wepchała się pomiędzy nas i wzięła każdego pod ramię tak by była w środku i wyciągnęła nas z sklepu podskakując radośnie jak przystało na osobę z POCZĄTKOWYM ADHD.


Katherine?

niedziela, 27 września 2015

Od Katherine - CD historii Jev'a



- Pociągasz, chciałeś powiedzieć – mruknęłam sarkastycznie, patrząc jak całkiem niewinny Jev, który nawet nie miał pojęcia, jaka łączyła go ze mną przeszłość, siedzi tak po prostu przede mną, jak gdyby nigdy nic. Prawie zapomniałam, że mam go nienawidzić. – Doskonale wiem kim jesteś, a ty doskonale wiesz, kim ja jestem. Tylko sobie tego nie uświadamiasz, ale naprawdę gdybyś o mnie pamiętał, nie siedziałbyś tu teraz.
- Dlaczego? – odchylił głowę do tyłu, wpatrując się we mnie przenikliwie.
- Ponieważ byłbyś wtedy świadomy, jak bardzo aktualnie nie odpowiada mi twoje towarzystwo i jak bardzo mam ochotę skręcić ci ten ludzki kark – zakończyłam to uśmiechem, jakby nie kryła się pod tym jawna groźba. Przekręcił głowę w prawą stronę, jakby nie do końca zrozumiał. Westchnęłam i jednocześnie przewróciłam oczami. – Nazywam się Katherine Aristow, kiedyś byłam przywódczynią klanu, do którego należałeś, a aktualnie służę Piekłu. Czy taki opis ci odpowiada?
- Czekaj, co to znaczy, że służysz Piekłu? – zapytał, wyraźnie zainteresowany. – Widziałem wcześniej, jak twoje oczy zmieniają barwę na czarną. To było takie…
- Demoniczne? – przerwałam mu. – Tak, tak. Jestem demonem, a ty człowiekiem. Strzeż się, bo pewnie zaraz cię opętam albo coś – pokręciłam swoją latte, ukształcając piankę na wierzchu. – Serio. Mogę opętać człowieka. Czytałam o tym.
- A te psy…? – zerknął na Tenebrisa i Morta, którzy siedzieli przy stoliku. Wpatrywali się w niego groźnie, jakby chcieli odgryźć mu głowę.
- To ogary piekielne. Mort i Tenebris – przedstawiłam moje psiaki, klepiąc Tena po głowie. – Doprawdy, są łagodne. No, chyba, że rozkażę im inaczej. Wtedy rozszarpią cię na strzępy.
Nawet się nie wzdrygnął. Cały Jev. Ciężko było go od siebie zrazić. Boże, ile ja bym dała, żeby już sobie poszedł i zakończył tą koszmarną grę, która naprawdę mogła się skończyć jego pogrzebem.
Nagle zadzwonił mój telefon, a ja odebrałam, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Usługi pogrzebowe u Katherine. W czym mogę pomóc? – burknęłam, ponownie używając ironii. Osoba po drugiej stronie prychnęła, przez co wiedziałam, że to Vivienne. Spojrzałam nerwowo na Jev’a. No, nie. – Cześć, skarbie. O co chodzi?
- Masz usługi pogrzebowe? Fajnie – roześmiała się, a ja nie mogłam się powstrzymać i również się uśmiechnęłam. – Dzwonię, bo zastanawiam się, kiedy wrócić. Wujek działa mi już na nerwy.
Przewróciłam oczami.
- Co on znowu zrobił?
- Kazał mi biegać wokoło naszego domu, aż wrócisz – załkała, nieco teatralnie, a ja zachichotałam. Była przecież wampirem, do cholery. Nie mogła się męczyć. – A oglądałam właśnie „Gorzkie gody”.
- Że ty co oglądałaś? – moje oczy wypadłby mi chyba z twarzy. – Biegaj dopóki nie skończę, Vivienne. Jak wrócę to sobie porozmawiamy.
- Brzmisz groźnie, ale i tak wiem, że wisi ci, co oglądam – parsknęła śmiechem i rozłączyła się.
- Co za bezczelne dziecko – mruknęłam.
- Kto to był? – zapytał Jev, a moje oczy chyba wypadły ponownie.
- Nikt ważny – oznajmiłam, pośpiesznie wstając. – Właściwie to muszę już iść. Fafik, Reksio! Do nogi, wy zapchlone kundle! – po czym wyszłam z kawiarni.

Od Jev'a - CD historii Katherine

- Zdzira - mruknęła Shevy gdy Czarnowłosa odeszła na bezpieczną odległość. Bezpieczną odległość to znaczy, taką by nie usłyszała wyzwiska. I tak wydawało mi się, że dobiegła ją kolejna oblega, ale w ustach blondynki była nic nieznaczącym słowem.
- Czemu mówiła o mnie? - zignorowałem to co powiedziała, a o tej kobiecie. No nie powiem. Była piękna. Jeszcze o mnie mówiła (xD). - Kto to był? - dopytywałem się
- A co? - zagrzmiała, a fale wzburzyły się jeszcze bardziej, podejrzewałem, że nie tylko od nadchodzącej burzy,
Nie wiedziałem czy to możliwe, ale jeśli tak, to odczytała moje myśli, bo kolejna fala uderzyła we mnie.
- Cholera! - zaklinając pod nosem zdjąłem koszulkę i wykręciłem ją z wody. - Dzięki. - wyminąłem ją i zaciekawiony podążyłem za tajemniczą kobietą.

Nie szukałem jej zbyt długo.
 Przebywała w luksusowej kawiarni, z której widok był właśnie na plaże. Nie dostrzegałem dokładnie Shevy, ale byłem stuprocentowo pewien, że nie podążyła za mną i została tam.
Wszedłem i podążyłem do jej stolika, przysiadając się.
- Pozwoliłam? - sarknęła, a mnie przeszył kilkusekundowy ból głowy,
- Biorąc pod uwagę, że mógłbym zdechnąć, a ciebie by to nie poruszyło to zbytnio nie chcesz żebym siedział tutaj - wskazałem wzrokiem stolik - naprzeciwko Ciebie. - popatrzyłem jej krótko w oczy
Nawet nie mrugnęła.
- Nie oczekuje, że mi powiesz dlaczego. - rzuciłem lekko - Sam tego nie rozumiem.
- Mianowicie? - pociągnęła długi elegancki łyk latte
- Tego co jest w mojej głowie. - odpowiedziałem i otarłem czoło czymś co miałem w ręce. Zwinięta koszulka. Ups. Spojrzałem po sobie. Prezentowałem się całkiem nieźle. Ta. Gdybym siedział na siłowni, a nie w ekskluzywnym budynku. - Em, wybacz. - wzruszyłem ramionami i popatrzyłem na nią. Wyglądała jakby miała wybuchnąć śmiechem.
- Świetnie, że cię rozbawiłem. - skomentowałem - Zatem... - zająknąłem się, nie bardzo wiedząc co powiedzieć - Jestem Jev Roth. Zabijałem, sądząc po Twoich sadystycznych ognikach w oczach, ty również - nawet się uśmiechnąłem, ale zaraz spoważniałem - I przyciągasz mnie. Twoja kolej.

Katherine? Pasi?

Od Katherine - CD historii Jev'a



Milczenie było naprawdę przytłaczające. Nie mogłam się powstrzymać i prychnęłam, wbijając spojrzenie w Jev’a. Oczywiste było to, że mnie nie pamiętam. Nadal jednak czułam się zdradzona i poniżona, a ktoś taki jak ja nie powinien czuć się tak nigdy. Myśl, że kiedykolwiek mogę mieć z nim szczęśliwe życie i założyć rodzinkę, było najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek uczyniłam. Teraz byłam demonem. Samo to bez wątpienia sprawiało, że nie byłam idealnym przykładem matki i żony, którą teraz najwyraźniej miałam nigdy nie zostać. I dobrze. Zostałam nakłoniona do zaręczyn pod pretekstem. A raczej szantażem. Tak czy inaczej, wcale tego nie chciałam. Prawda?
- Jestem Mroczną Panią – oznajmiła nagle Shevy, unosząc dumnie głowę. – Jev był Mrocznym Panem przede mną, ale teraz jest człowiekiem. A teraz powiedz, kim ty jesteś?
Mrugnęłam, a moje oczy zrobiły się całkowicie czarne. To chyba wyjaśniało fakt, ponieważ Shevy wciągnęła głośno powietrze i pokręciła głową.
- Umarłaś? Kiedy? – zapytała.
- Teraz martwisz się o moje życie? – warknęłam. – To nieistotne. Mam was już serdecznie dość. Obydwoje. Jedyne czego teraz chcę to wrócić do domu, do Vivienne…
Spojrzenie Shevy sprawiło, że przestałam mówić. Najwyraźniej po tym krótkim opisie, domyśliła się, kim jest Vivienne. Cholera. A jakby teraz chciała jej coś zrobić? Ale przecież była też córką Jev’a, a Shevy podobno go kochała. Ale Jev teraz niczego nie pamiętał, więc…
- Zbliż się tylko do niej, a rozkażę moim małym przyjaciołom cię zjeść – syknęłam w jej stronę, opiekuńczo głaszcząc Mortie’go po głowie. Zamerdał ogonem, choć nadal warczał, patrząc groźnie na Shevy. – Możesz sobie być jakąś Mroczną Panią, ale one będą w stanie cię zabić. Uwierz mi.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęła się burza. Dziwne, ponieważ niebo było wcześniej bezchmurne. Najwyraźniej złączenie naszych gniewnych mocy sprawiło, że w pogodzie nastąpił przełom. Nawet fajnie, ale jednocześnie słabo. Nie chciałam, żeby padał deszcz i strzelały pioruny, za każdym razem, gdy się złoszczę. To byłoby już zbyt filmowe, nawet jak na mnie.
Shevy najwyraźniej chciała się odezwać, ale nie dałam jej dojść do słowa, unosząc dłoń. Wgapiłam się w przestrzeń, myśląc, co teraz mam zrobić. Zabić ją? To rozważne podejście. Gdybym puściła ją wolno, mogłaby zabić moją córkę. Jednocześnie jednak nie chciałam jej krzywdzić, ponieważ być może jej aktualny status przydałby się w przyszłości.
- Idę na kawę – oznajmiłam spokojnie, patrząc na nią bez dawnej złości. Było, minęło. Było, minęło. Ustawiłam to jako mantrę, choć mało pomocną. Nadal jej nienawidziłam, ale dojścia u Mrocznej Pani mogłyby się naprawdę przydać. – Idziesz ze mną?
- I mam go zostawić tu samego? – uniosła brwi, zerkając na Jev’a.
- Tak – powiedziałam, nad wyraz obojętnie. Ledwo spojrzałam w kierunku mojego narzeczonego. Ach, przepraszam. Byłego narzeczonego. Pierścionek pewnie walał się gdzieś w mojej sypialni. Zaginął, kiedy byłam rozszarpywana. Tak samo, jak ostatni fragment mojej miłości do Jev’a. Nie było go, kiedy go potrzebowałam. A teraz spotkałam go z Shevy. To bez wątpienia był powód, by go nienawidzić. – Może tutaj zgnić, a mnie to nic nie obejdzie.
- Jasne – mruknęła sarkastycznie. – W takim razie możesz sobie iść sama. Ja z nim zostanę.
- Dobra – ruszyłam w kierunku najbliższego Sturbucksa.

Od Jev'a - CD historii Katherine

Skąd mam wiedzieć, że Twoje słowo cokolwiek znaczy?
Spojrzała na mnie.
- Jesteś jedynym sensem mojej egzystencji. Wróciłam dla ciebie. Nie zmarnuję tego. - powiedziała i chwyciła mnie za rękę.
Nie do końca pewien skąd ją znam, dlaczego jej wierzę i czemu nie czuje już strachu, odwzajemniłem uścisk jej palców.
- Co zrobimy?
- Wyjedziemy.

Zamaszystym i pełnym pewności krokiem zbliżała się do nas niezwykle dziwna grupa istot.
Wysoka czarnowłosa kobieta z dzieckiem na rękach, obstawiona dwoma owczarkami po bokach.
Shevy wstała i przyjęła pozycje obronną. Ja przyglądałem się im z zadziwiającym, możnaby rzec - wręcz stoickiem - spokojem. Kobieta zmrużyła gniewnie oczy na nasz widok, odwróciła się napięcie i odeszła. Shevy zerwała się z nieprawdopodobną prędkością i dogoniła ich.
Rozmawiały.
Jeśli rozmową można nazwać bolesny policzek, krzyk i wyzwiska.
Gdy do nich podchodziłem mierzyły się wzrokiem.
- Chyba zacznę się przyzwyczajać do tego typu dziwnych zjawisk. - oznajmiłem zataczając ręką krąg obejmujący tę przedziwną scenerię.
Shevy odsunęła się od Czarnowłosej stając obok mnie.
- To człowiek. - powiedziała tak poważnym tonem jakby to nie było oczywiste.
- Widzę. - odparła nawet na mnie nie spogladając. - Czekam na wyjaśnienia. - warknęła przez zaciśnięte zęby
- Po co te psy? - wyrwało mi się. Posłała mi zdziwione spojrzenie i rozglądnęła się na boki.
- Widzisz je? - spytała Shevy
- Ta, przecież tu stoją. Dość wyrośniete. A ty nie?
- Wyczuwam. - odpowiedziała i popatrzyła na Czarnowłosą jak na wybryk natury - Kim jesteś skoro nie tą wampirzą suką, za którą miałaś się tydzień temu?
Uniosła lewy kącik ust w triumfalnym uśmieszku, ani trochę nie biorąc do siebie obelg.
Dziewczynka siedząca w jej matczynych objęciach wpatrywała się we mnie intensywnie.
- Kim wy do cholery jesteście? - stanąłem przed Czarnowłosą, ignorując emanujący od niej, niemal namacalny gniew i powarkujące psy. Nie obawiałem się ich, chociaż wyczuwałem wyższość w łańcuchu pokarmowym. Ja byłem ofiarą, oni drapieżnikami.
Byłem kroplą, oni skałami.
"Kropla drąży skałę"

Katherine?

Od Katherine - CD historii Jev'a



Obecność dwudziestu pięciu zbłąkanych dusz nie przytłaczała mnie, tak jak powinna. Dusze płakały i błagały o litość, modląc się coraz głośniej i głośniej. Moje serce, jednak nie znało litości i… Zaraz. Dwudziestu pięciu? Ale jak to dwudziestu pięciu?
- Rany – jęknęłam i policzyłam wszystkie róże od nowa, a potem jeszcze raz. – To niemożliwe przecież. Ale jak? – mruczałam do siebie pod nosem, obchodząc cały czas dookoła wszystkie dosłownie przeklęte kwiaty, które zachęcały swoją czerwienią do ukłucia się. Jednak jeśli ktoś, by to zrobił, ciążyłaby na nim okropna klątwa, której nic nie mogło złamać, nawet ja. Oczywiście, działała tylko na śmiertelników. – Było ich dwadzieścia sześć! Na pewno!
- Co się stało? – usłyszałam obok siebie głos Vivienne i obróciłam się gwałtownie. Stała sobie, obserwując moje poczynania i jednocześnie zachwycając się pięknej otaczającego jej ogrodu. Trzeba było przyznać, że faktycznie mój ogród przez lata stał się niezwykły i wręcz magiczny. Szkoda tylko, że magia, która tu panowała, była czysto czarna. – Tu jest cudownie, tak poza tym.
- Tak, wiem. I nie, nic się nie stało – uśmiechnęłam się nerwowo, popychając ją lekko w kierunku domu. – Idź, zobacz, gdzie się podział Christopher.
- Mamo… Wujek pojechał do domu kilka godzin temu – zauważyła, a ja prawie trzepnęłam się po głowie. Doprawdy, moja głupota nie znała granic. – Powiedz mi. Co się dzieje?
- Nic – oznajmiłam, trochę zbyt ostro, ale Viv nawet się nie skrzywiła. – Przepraszam, kochanie. Jestem po prostu zestresowana… - nagle ucięłam i spojrzałam jeszcze raz na kwiaty. – Kurwa – tym razem dziewczynka się skrzywiła, a ja uświadomiłam sobie, że powiedziałam to na głos. Oczywiście, niezbyt się tym przejęłam, bo miałam inne zmartwienia. Już wiedziałam, jakiej zbłąkanej duszyczki mi tu brakuje.


Udało mi się. Po kilku godzinach męczącego siedzenia i gapienia się w ścianę, wreszcie mi się udało. Ta durna dziwka, na którą inaczej można było mówić Shevy, ale raczej zostanę przy durnej dziwce, uciekła w jakiś sposób, ale nadal była ze mną w powiązana. Dlatego po tym czasie, osiągnęłam pełne skupienie i moja więź z nią sprawiła, że już dokładnie wiedziałam, gdzie jest. A konkretnie w Eastbourne. Wstałam i ruszyłam do drzwi. Nie mogłam jej tego darować.
Christopher został z Vivienne, a ja wreszcie mogłam zemścić się na tej suce. Ale nie, najpierw musiałam się dowiedzieć, jakim, kurwa, cudem udało jej się uciec i przemienić z powrotem z wampira, człowieka czy czymkolwiek teraz była.
Podróż nie trwała tak długo, jak powinna, ponieważ dosłownie wcisnęłam gaz do dechy. Policja zatrzymała mnie zaledwie trzy razy, ale zbyłam ich moim demonicznym spojrzeniem. Dopiero w połowie podróży zauważyłam, że mam towarzystwo.
- To kogo jedziemy zabić? – odezwał się uszczęśliwiony Mort.
Westchnęłam. Pieski siedziały obok, magicznie zmniejszając się do takich rozmiarów, by mogły zmieścić się ze mną w Mc’u, który miał niezwykle małą przestrzeń.
- Torturować – poprawiłam go z nikczemnym uśmiechem. – A potem zabić.
- Super – oznajmił Tenebris, merdając ogonem. Jakże słodko teraz wyglądał.
Przewróciłam oczami i przez resztę podróży milczałam.


Szłam przed siebie, choć tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie idę. Mort i Tenebris dzielnie dotrzymywali mi kroku, potrącając przy tym przechodniów, którzy upadali zdziwieni, ponieważ oczywiście byli oni dla nich niewidzialni. Po drodze spotkałam nawet parę wampirów, którzy najwyraźniej mnie znali, ponieważ patrzyli na mnie nie pewnie, mówiąc: „To pani żyje, panno Aristow?”. Przewracałam wtedy po prostu oczami, ignorując ich.
Czułam, że jest coraz bliżej. Jeszcze jeden zakręt i… Faktycznie, była tam. Tylko dlaczego obok niej, do cholery, stał Jev i to jeszcze z aurą człowieka? Spojrzenia moje i Shevy się spotkały. Zobaczyłam w jej oczach zdziwienie. Najwyraźniej nie spodziewała się mnie tu zastać. Ja byłam tylko i wyłącznie zła.
- Możemy ją zabić? Teraz? – zapytał się Mort.
- Nie – mruknęłam w jego stronę. – Sama to zrobię. 
Zaczęłam podchodzić w ich stronę, tupiąc przy tym gniewnie, ale po chwili opanowałam się. Och, nie. Nie będę na nią marnować swojego czasu. Po prostu odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Powiedziałam sobie, że tak będzie lepiej. O wiele lepiej.
- Czekaj! - usłyszałam, jak za mną krzyczy, ale zignorowałam ją. Wszystko ignorowałam. Musiałam przyznać, że czułam się dosyć upokorzona. Wszystko było jasne, dlaczego Jev zostawił mnie z jakąś pieprzoną klątwą i jeszcze w ciąży. Pognał sobie do Shevy, najwyraźniej dowiadując się, że siedzi u mnie w ogrodzie, robiąc za głupi kwiatek. 
Nie będę płakać, powiedziałam sobie. Być może jeszcze kilka tygodni temu bym tak zrobiła. Ale teraz byłam demonem, do cholery. Musiałam być silna i jeśli Jev naprawdę zamierzał zostawić swoją rodzinę dla tej dziwki, miałam zamiar mu na to pozwolić. Pieprzony dupek i tyle. A ja musiałam się w nim zakochać!
- Czekaj - powtórzyła i poczułam, jak jej dłoń łapie mnie za ramię. Nie wytrzymałam i odwróciłam się tylko po to, by przyłożyć jej w twarz. Nie wyglądała na zdziwioną moim zachowaniem, ale też nie wyglądała na wściekłą. - Katherine, chyba musimy porozmawiać.
- To rozmawiaj - warknęłam. - Ze swoim odbiciem, jeśli lustro nie pęknie - starałam się znowu zacząć iść, ale zrównała ze mną krok. 
Usłyszałam, jak Mort i Tenebris warczą obok mnie. Shevy również, jednak nie była demonem i ich nie widziała. Rozejrzała się dookoła, marszcząc brwi.
- To moje pieski - oznajmiłam. - Jeśli natychmiast nie dasz mi spokoju, rozerwą cię na strzępy. Legenda głosi, że byłby w stanie zabić samą Śmierć, więc nawet nie musisz się bronić. 
Cofnęła się o krok, przyglądając mi się bacznie.
- Kim ty jesteś? - zapytała się, najwyraźniej czując teraz moją inną aurę.
- Twoim najgorszym koszmarem byłoby zbyt teatralne, co nie? - zaśmiałam się sztucznie. - Ale nie mam zamiaru mieć więcej z tobą wspólnego. Wracaj sobie do tego burdelu, z którego przyszłaś.
Zacisnęła gniewnie szczęki, ale nie odezwała się. W tym momencie podszedł do nas Jev.