- I tak go nie potrzebowałaś - oznajmiła beznamiętnie. - Było ci zbędne. Od wielu lat już nie działało, chociaż było centrum... Nie ważne. To i tak było nieistotne.
Garnek za mną wybuchł. Telekineza w moim wnętrzu zaczęła siać spustoszenie w całej izbie. Dom zaczął się trząść. Okna popękały. Szuflady się pootwierały. A Yona nie okazała nawet cienia strachu. Bynajmniej. Była zachwycona.
- Centrum czego? - odparłam dziwnie spokojnie. To nie był tylko brak serca, czułam, że brakuje mi czegoś jeszcze. Złości, którą mogłabym wyładować na Yonie. Szczęścia, które czułam za każdym razem, gdy oczy moje i Jev'a się spotkały. I miłości. Miłości do życia, do przyjaciół i kawy.
- Centrum twoich emocji, oczywiście - odparła radośnie Yona. - Ale nie martw się. Chociaż w sumie już nie możesz - dodała konspiracyjnie. - Jesteś w stanie dokonać wielkich rzeczy. Ale twoje emocje ci przeszkadzają. Są twoją słabością. Dałam przysługę tobie i tej biednej dziewczynie. Ona jest żywa, a ty - zaśmiała się. - Jeszcze bardziej martwa.
Potem zniknęła w obłokach szarego dymu. I tyle ją widzieli.
Wyszłam na zewnątrz, za nim budynek całkowicie się zawalił. Wsiadłam do mojego McLarena i ruszyłam przekraczając dozwolony limit. Za sobą słyszałam krzyki moich towarzyszy, którzy uciekali z drugiej izby.
Dokładnie zrozumiałam przekaz czarownicy.
A teraz miałam zadanie do wykonania. I wymagało ono dużo krwi i trupów.
Jev?