Mój
oprawca, jeśli tak go można było nazwać, już po jakichś dwudziestu minutach był
nieźle sfrustrowany, szczególnie, że czas tykał, a Jev był coraz bliżej
odkrycia, gdzie się znajduję. Wampir był prawie pewny, że do tego czasu
wymyśli, co działa na demony. Szczerze mówiąc sama tego nie wiedziałam, nie
doczytałam nawet do połowy książki o tym, którą podesłał mi Lucyfer. Na swoje
usprawiedliwienie mogłam dodać, że miała prawie tysiąc stron.
-
Spróbuj może egzorcyzmów. W Hollywood to zawsze działa – podpowiedziałam,
przyglądając się krytycznie małemu stosikowi zepsutych noży różnej jakości,
których ostrza rozsypały się, kiedy tylko miały nieprzyjemność zetknąć się z
moją skórą. – Albo polej mnie wodą święconą.
-
Nie będziesz tak kpić, kiedy wreszcie znajdę sposób. – Zmrużył gniewnie oczy. –
Powinienem cię po prostu podpalić, ale wtedy nie byłoby takiej zabawy. – Walnął
dłonią w ołtarz, dając przy tym upust swojej złości. Uniosłam brwi. –
Powinienem był zabrać waszą córkę. Ale oczywiście musiałaś rozkazać swoim
pierdolonym psom jej pilnować.
Wypuściłam
ostro powietrze. Nie miałam swoich mocy, więc nie mogłam ich wezwać. A nawet
jeślibym to zrobiła, nie miałam pewności, czy i one nie mają problemu z
poświęconymi miejscami. Na dodatek ciągle nie miałam pojęcia, jak mogłabym się
stąd wydostać. Spalenie, o którym wcześniej wspominał mój nowy przyjaciel, nie
rozwiązałoby sprawy. Spaliłabym budynek, ale nie ziemię.
-
To jest nudne. Mam pomysł. – Podeszłam do niego na tyle, na ile pozwalały mi
moje kajdanki. Co oznaczało raczej niedaleką odległość. – Ty weźmiesz jakiś nóż
i będziemy udawać przed Jev’em, że możesz mi nim zrobić krzywdę. A w czasie jak
będziemy na niego czekać, zagramy w pasjansa.
-
W pasjansa się nie gra, tylko układa. I robi to jedna osoba – burknął.
-
W takim razie ja poukładam pasjansa, a ty zrobisz, co ci się żywnie podoba. –
Poklepałam go wolną ręką po ramieniu, uśmiechając się przy tym.
Chwycił
moją dłoń i groźnie odsunął ją od siebie, powodując tym, że musiałam zrobić
kilka kroków w tył, aby się nie przewrócić.
-
Brzmi dobrze, ale mam lepszy pomysł. Ja będę robić, co mi się żywnie podoba, a
ty zamkniesz jadaczkę, bo inaczej faktycznie skorzystam z egzorcyzmów, które
wyślą cię prosto do Piekła.
Przechyliłam
głowę, jakbym się nad tym zastanawiała.
-
Do pasjansa nie trzeba słów.
To
było już najwyraźniej dla niego za wiele, ponieważ w następnej sekundzie walnął
mnie ze swoją wampirzą siłą w twarz tak, że zatoczyłam się, ledwo utrzymując
równowagę na moich przeklętych, piętnastocentymetrowych obcasach. Oparłam się o
ołtarz, a potem wybuchłam śmiechem. Spojrzał na mnie jak na wariatkę, kiedy
ścierałam wolną ręką krew z wargi – która zaczęła się już goić – jednocześnie przy
tym chichocząc.
-
Nareszcie zrobiłeś się groźny! Myślałam, że jesteś po prostu nudziarzem, który
nie wie, jak zająć się swoimi zakładnikami! Pozytywnie mnie zaskoczyłeś! – Mój uśmiech
nieco przygasł. – Ale jeśli jeszcze raz to zrobisz, dopilnuję, żebyś w
niedalekiej przyszłości stracił tą dłoń.
-
Ostre słowa, jak na kogoś, kto… - Urwał, wpatrując się w swoją zakrwawioną
dłoń, a potem rzucił w moją stronę uśmiech w stylu Ramseya Boltona. – To jasne.
Żadne ostrze nie może cię skrzywdzić, ale mogę wypruć ci flaki własnymi rękami.
Mogę oderwać ci kończyny i patrzeć jak odrastają, by potem wyrwać je ponownie. –
Westchnęłam cicho, kiedy się roześmiał. Następnie z zainteresowaniem patrzyłam,
kiedy w jego dłoni z towarzystwem błękitnych iskier pojawia się talia kart.
Najwyraźniej też specjalizował się w magii czarownic. – Teraz kiedy wiem, jak
cię załatwić, możemy sobie zaczekać na twojego przyjaciela. A ty możesz sobie
ułożyć pasjansa.
Uśmiechnęłam
się sztucznie.
-
Nigdy nie czułam się bardziej zaszczycona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz