poniedziałek, 2 maja 2016

Od Jev'a - C.D historii Katherine

Biegliśmy już dobrą godzinę, a czarownik zachowywał całkiem niezłą formę. Domniemywałem, że z pewnością skorzystał ze swoich magicznych zdolności i regularnie pochłaniał 'wytrzymałość' czy 'sprawność'. Mógłby jeszcze kontrolować wydzielanie potu przez swoje ciało, bo nie tylko śmierdział niemiłosiernie, a lało się z niego jak z chorego.
- Czy to nie był fałszywy alarm? - odezwałem się w końcu. Przez całe sześćdziesiąt minut nie odezwał się ni pół słówkiem, co było dziwne dla osoby, która w każdej sekundzie swojego życia manifestuje swój homoseksualizm.
Zatrzymał się i rozmasował kark.
- Wybacz, że jestem profilaktyczny. - powiedział obronnym tonem, wręcz urażonej osoby.
- Przewrażliwiony. - poprawiłem go machinalnie i popatrzyłem na niego. Wydawał się zmieszany. - Co do diabła?
Byłem wkurzony tą zamianą ról - zazwyczaj to ja grzebałem w czyichś myślach i byłem o krok do przodu. 
- Obawiam się, że on robi nas w balona. - powiedział w końcu, a ja oczekiwałem jakiegoś rozwinięcia. Lorenzo tylko stał i patrzył w grunt pod swoimi stopami.
- Tak właściwie po co ze mną jesteś? - zapytałem, ciekawy odpowiedzi.
- Cassandra mi kazała. - odparł tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Słucham się jej. - dodał tonem potulnego przedszkolaka. Pierwszy raz zauważyłem jak uchodzi z niego cały ten cynizm i radość. Był przygnębiony i cały czas wpatrywał się w moje spodnie. Miałem wrażenie, że rozbiera mnie wzrokiem i jednocześnie smuci się z tego co widzi - jakby to wszystko było zgodne i miało sens.
- Wiem, że Cass na mnie zależy, ale nie mniej dba o swojego jedynego brata. 
- Mamy dużą rodzinę. - przypomniał mi, a w mojej głowie pojawił się obraz ich rodziny siedzącej przy stole podczas kolacji z okazji jakiegoś jubileuszu. Co za typek. - Więzy krwi się zatraciły.
- Nie rozumiem.
- W niezliczonym czasie wszystko się zatraca. - mruknął tonem człowieka, który widział i przeżył wszystko. Znów zerknął na moje spodnie.
Zirytowałem się i chwyciwszy go za gardło, podniosłem do góry chłopaka, tak, że jego nogi wisiały metr na ziemią. 
- Nie mam czasu na sentymentalność. - warknąłem - Ani na gejowskie zagrania.
Zrozumiał o co mi chodzi i zaśmiał się smutno.
- Raz. Dwa. - dukał przez zaciśnięte gardło - Trzy. - w kieszeni moich spodni zabrzęczał telefon. - Piekło ma Twój numer telefonu. 

Odczytałem sms'a. Dwadzieścia cztery razy.
"Jeżeli chcesz zachować swoją demoniczną kochankę i narzeczoną (byłą narzeczoną, wybacz), zjaw się w kościele, oddaj swą duszę, a pomyślę nad nie wyrwaniem jej serca".
Kurwa.

<Katherine, brak weny?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz